
– Jest nam bardzo przykro, że doszło do tego na terenie tego szpitala i że to zdarzenie być może cieniem położy się na tym, co w szpitalu personel robi dobrego dla pacjentów. Nie znaleźliśmy jednak w żadnej mierze uchybienia w zakresie wykonania przez personel obowiązków, które dotyczą opieki nad pacjentami – zapewnia Jolanta Zaklika, prezes Szpitala Mazowieckiego w Garwolinie, w którym, jak informuje prokuratura, miało dojść do dwóch gwałtów zbiorowych. Prezes placówki przekonuje, że zdarzenie nie miało drastycznego przebiegu, wszystkie procedury zadziałały właściwie, a pozostałym pacjentom szpitala nic nie zagraża.
W środę prokurator rejonowy w Garwolinie Anna Makarewicz-Poszytek poinformowała, że prowadzone postępowanie z art. 197 §3 pkt. 1 dotyczy dwóch czynów: W styczniu 2015r. na terenie Szpitala Mazowieckiego w Garwolinie doszło do doprowadzenia przemocą, stosowaną wspólnie z innymi osobami małoletniej Pauliny Z. (15 lat) do obcowania płciowego. Drugie zdarzenie na terenie tego samego szpitala miało miejsce w grudniu 2014 r. Wówczas gwałtu zbiorowego dokonano na 16-letniej Roksanie W. Osobami podejrzewanymi o udział w zdarzeniu są również pacjentki tego szpitala. W odniesieniu do pierwszego czynu są to trzy pacjentki nieletnie. W drugim przypadku podejrzewane są dwie pacjentki: jedna nieletnia oraz druga, która skończyła 17 lat. (Gwałty zbiorowe w Szpitalu Mazowieckim w Garwolinie Czytaj więcej>>>)
– Wcześniej takie sygnały do nas nie docierały. Personel, pracując z tymi pacjentkami nie odnotował tego typu zachowań. Nie przejawiały takich skłonności o charakterze seksualnym, przemocowym. Ich terapia odbywała się w sposób standardowy. Nie docierały żadne sygnały, nic nie zapowiadało że może dojść do takiego zdarzenia – zapewnia Jolanta Zaklika, prezes Szpitala Mazowieckiego w Garwolinie.
Nie było brutalnych orgii seksualnych
Do obu zdarzeń miało dojść nocą. – Wszystkie procedury, wszystkie zasady jakie funkcjonują w naszym szpitalu w tym przypadku zadziałały. Skład na oddziale tej nocy był odpowiedni. Był lekarz na dyżurze, były dwie pielęgniarki, które tą opiekę nad pacjentami sprawowały bezpośrednio, co pół godziny monitorowały salę, żeby sprawdzać, czy się tam nic nie dzieje złego. Ten ich obchód był w zasadzie ciągły. W momencie, gdy zauważyły, że pacjentki nie śpią, że są skrępowane tym, że pielęgniarka weszła do sali, personel uznał że coś tam się dzieje, co zostało odnotowane w raporcie. Przypuszczenia personelu spowodowały, że następnego dnia rano po przyjściu do oddziału Pani kierownik postanowiła porozmawiać z pacjentkami żeby ustalić, czy w oddziale się coś nie dzieje takiego między pacjentami, co mogłoby być dla psychoterapeutów materiałem do pracy i to od tego się zaczęło. Tam nie doszło do jakiegoś zdarzenia drastycznego, że coś się wydarzyło, ktoś szukał pomocy. Następnego dnia w rozmowie indywidualnej z tymi pacjentkami one się przyznały, że tak tą swoją ciekawość seksualną próbowały zaspokoić – mówi prezes szpitala, która zaprzecza, jakoby na oddziale miało dojść do brutalnej orgii seksualnej, jaką opisuje jeden z ogólnopolskich dzienników. – To zdarzenie nie miało żadnego drastycznego przebiegu. Dopiero w momencie, kiedy zaczęło się analizowanie tej sytuacji i zawiadomiono rodziców i sąd personel zaczął zbierać informacje od pacjentów zrobił spotkanie oddziału, zaczęto wypytywać, kto miał udział, kto się czuje poszkodowany, indywidualnie rozmawiano z dziewczętami, doszło do nich, że zrobiły coś złego. (…) Jest standard taki przyjęty, że każda nawet najmniejsza niepokojąca sytuacja powinna zostać personelowi terapeutycznemu przekazana, bo to jest często rzecz bardzo ważna. I tak też się tutaj zdarzyło – zapewnia prezes placówki.
Ogromna szkoda dla szpitala i pacjentów
– W tym przypadku jednak nic nie wskazywało na to, że może dojść do tej sytuacji, która miała miejsce. Analizowaliśmy to na wszelkie sposoby. Jest nam bardzo przykro, że doszło do tego na terenie tego szpitala i że to zdarzenie być może cieniem położy się na tym, co w szpitalu personel robi dobrego dla pacjentów. Nie znaleźliśmy jednak w żadnej mierze uchybienia w zakresie wykonania przez personel obowiązków, które dotyczą opieki nad pacjentami. Ta rzecz zdarzyła się i dopóki prokuratura nie dokończy postępowania w sprawie, to należy to traktować jako czyn o charakterze seksualnym, związanym też może z jakąś okolicznością wymuszenia tych zachowań. Nie zdarzył się tam jednak, tak jak piszą media, ani gwałt zbiorowy, ani powtarzające się takie sytuacje gwałtu. Nic takiego nie miało miejsca. Nasz szpital to nie jest miejsce, gdzie takie rzeczy mogłyby się w ogóle wydarzyć. Kwalifikacja prawna tego czynu przez prokuraturę dała mediom takie przyzwolenie, żeby posługiwać się takim określeniem, ale to robi ogromną szkodę nam i przede wszystkim pacjentom. Proszę się postawić w sytuacji rodziców, którzy mają tutaj teraz dzieci w szpitalu, mieszkają w różnych zakątkach Polski i przeczytają coś takiego. Można wyjść z siebie ze zmartwienia o to, czy temu dziecku się nic nie dzieje – mówi Jolanta Zaklika, która dodaje, że placówka w Garwolinie jest ceniona w kraju i ma wysoką rangę.
Co się zmieniło po zdarzeniu?
Prezes szpitala podkreśla, że oddział nerwic młodzieżowych jest oddziałem niezwykle trudnym. – Oddział nerwic młodzieżowych jest oddziałem niezwykle trudnym. Przychodzą do nas pacjenci z ciężkimi sytuacjami życiowymi, z rozpoznaniem nerwicy, zaburzeniami zachowań i emocji, zaburzeniami natury psychicznej i emocjonalnej, jest to młodzież w normie intelektualnej. Różne sytuacje, czy też traumy różnego rodzaju, które się wydarzyły w ich życiu, powodują, że ta młodzież nie radzi sobie z sytuacją i trafiają do szpitala na terapię. Mamy już ponad 20 lat doświadczenia w pracy z tymi pacjentami. Personel, który tam pracuje i był na tej zmianie to personel z największym doświadczeniem w obszarze pracy z pacjentem psychiatrycznym. W związku z tym, naprawdę trudno mi uznać, że można było temu zapobiec ponieważ uważam, że dokładaliśmy staranności zarówno w zakresie opieki nad tym pacjentem, jak i oceny sytuacji, jeżeli chodzi o to zdarzenie, jak również działań, które zostały podjęte po tym zdarzeniu. A był ich szereg – przekonuje prezes i wylicza m.in.: rozmowy i szkolenia dla personelu o przejawach zachowań przemocowych na tle seksualnym, rozmowy z pacjentami i treningi z zakresu asertywności i nietykalności cielesnej, zalecenia wzmocnienia czujności, przesunięcia personelu, celem uniknięcia powtarzalności zachowań, uruchamianie monitoringu w sytuacjach podawania leków lub zmian personelu. Ponadto, szpital ma ciągły kontakt z rodzicami pacjentów, a w razie potrzeby z sądem rodzinnym. Personel jest szczególnie wyczulany na wszelkie sygnały, które mogłyby sugerować początki jakiegoś problemu. Wszystko to ma pozwolić placówce uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości.
Pacjenci szpitala są bezpieczni
– Dzieciom przebywającym w szpitalu nic nie zagraża. Sytuacje zostały przez terapeutów wyjaśnione, przegadane. Personel wykonał ogromną pracę aby przywrócić w oddziale odpowiednie warunki i atmosferę do pracy z pacjentem i obecnie leczenie pacjentów odbywa się normalnie – podkreśla prezes Zaklika i dodaje, że wszystkie dzieci z kolejnych turnusów są poddawane bardzo potrzebnemu treningowi asertywności, który uświadomi im m.in.: jak należy odpowiednio artykułować odmowę oraz nauczy ich przeciwstawiać się niechcianym zachowaniom. Prezes placówki dodaje, że nastolatki nie zostały pozostawione same sobie. Po rozdzieleniu dokończyły turnus i zostały poddane właściwej opiece terapeutycznej. Rodzice dziewcząt także chcieli, żeby pozostały one w szpitalu. Nastolatki zostały wypisane w stanie ogólnym dobrym.
(ur) 2015-05-08 11:26:19
Fot. archiwum eGarwolin.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Sprawa miała być cicha ale pani prezes robiąc osobiste porachunki zwolniła osobę wobec której jest za krótka .Co do praw tych pensjonariuszy to fakt ,mają zbyt wiele pozwolone .
Taaaa..... Znając życie to po tym jak to się wydało, dzieciaki zaczęły czuć się jak ofiary i udawać, że są poszkodowane. Nie zapominajmy, że tam przebywają ludzie z zaburzeniami, z problemami. Nie sposób ich na 100% upilnować. Tym bardziej, że teraz takie czasy, że paradoksalnie większe prawa ma chory z zaburzeniami niż pracownik takiego ośrodka.
Personel według mnie dał ciała ,powinniście po tylu latach pracy jak piszecie być sprytniejsi niż ci małolaci z zaburzeniami psychicznymi ,skoro zanotowaliście ,że coś było w nocy nie tak ,to było co pięć minut tam zagladać ,albo np.podsłuchać ich,była noc więc wszystko słychać a nie olać to zapisując w książce.
W oddziale nie ma ani jednego psychoterapeuty pani prezes . Są osoby które można nazwać substytutem psychoterapeuty . Jeśli jest inaczej niech pani przedstawi dokumenty o tytule psychoterapeuty . Terapeuta to zupełnie ktoś inny niż psychoterapeuta .Co do możliwości ponownego zaistnienia takiej sytuacji to jest równie prawdopodobna jak dotychczas .Bo skoro było wszystko ok i tak pozostało to jest oczywiste że żadnych zmian nie prowadzono . Oczywiście że dziennikarze potrafią ubarwić wszystko ,jednak proszę powiedzieć że nikt nie da gwarancji bezpieczeństwa dla dzieci . Co do oceny sytuacji to proszę zauważyć że są to tylko pani spostrzeżenia a nie stan faktyczny .Co do szkód wizerunkowych to należy wskazać fakt iż ta placówka nigdy nie miała dobrej opinii zwłaszcza co do warunków leczenia pacjentów jak i kwalifikacji personelu . W sytuacji gdy pracownicy nie otrzymują zasądzonych pieniędzy nie dziwne że mają takie a nie inne podejście do obowiązków .
Przykładajcie się bardziej do pisania materiałów, a nie tak samo jak ten brukowiec "Fakt", który pomylił zdjęcia szpitala. To duże zdjęcie przedstawia Krajowy Ośrodek Psychiatrii Sądowej a nie Szpital Mazowiecki.