
Sara z właściwą sobie gracją i elegancją wpadła jak szalona do gabinetu Naczelnego i od progu wykrzykiwała:
- Mam temat! Sensację! Chyba mamy w Bajdolinie sektę albo jakąś nową grupę wyznaniową!
- Czemu jeśli nie słyszę pukania, a ktoś wpada mi do gabinetu jak burza, to jest to pani, Saro? – odparł Naczelny. – A to, o czym pani mówi, to nie jest sekta, tylko nowa buda z jedzeniem, Złote Arkana u Maćka – oznajmił Kris, wskazując palcem na but Sary, do którego przyczepił się papier, jakim Maciek owija swoje kanapki.
Sara spojrzała zdziwiona.
- Wiem, bo sam byłem na otwarciu – wyjaśnił Kris. – Maciek, biznesmen z Hametyki, postanowił, że zrobi konkurencję budom na pksach i otworzy swoją. Ale tam podobno nie było już miejsca, więc postanowił, że swoją jadłodajnię pobuduje na obrzeżach miasta. I zorganizował wielkie otwarcie. Niech pani żałuje, że pani tam nie było…
Byli wszyscy. Jaś Fasola i Wokulski, cała śmietanka towarzyska Bajdolina, tak zwana elyta, która ochoczo przyszła skosztować Maćkowych specjałów, bo od kiełbasy wyborczej Złomiarka już im się wszystkim odbijało czosnkiem, przez co atmosfera była niemiła. Złomiarek też się tam lansował. Smutny był tylko, że nie mógł swojego wyszynku tam wystawić, ale wiadomo, Złote Arkana u Maćka mają swoje wyroby i nie chciały konkurencji.
Do koryta podobno pierwszy dorwał się sam Wokulski, który na pamiątkę zostawił sobie nawet paragon z wybitym numerem 1. A potem wszyscy długo się tam bawili – zakończył opowieść Kris.
- Ma pan rację, szkoda, że mnie tam nie było… – odparła Sara, kiwając głową.
- A wie pani, co się działo przez następne dni? – zapytał Kris. – Knajpa u Maćka była oblegana w dzień i w nocy. Tłumy były większe niż w jedynym hipermarkecie w okresie świątecznych zakupów! Podobno dopiero jak nadchodziła cisza nocna, musieli wypraszać gości, którzy wcale nie chcieli wychodzić…
- To już widziałam – stwierdziła Sara. – Te złote arkana, co je sobie Maciuś postawił przed knajpą na tym długim patyku, działają jak magnes albo wahadełko, które hipnotyzuje ludzi.
Widziałam, jak całe rodziny szły jak w amoku, z zamglonymi oczami, w kierunki tych złotych arkan. Ludzie zjeżdżali się z okolicznych miasteczek i wiosek; samochodami, autobusami, a nawet rowerami i pieszo, byle tylko być w knajpie u Maćka pod złotymi arkanami.
Wokulski podobno zapowiedział, że ścieżka, która biegnie do granic Bajdolina, zostanie zmieniona w ścieżkę spacerowo-rowerową. Obiecał też, że Trykowski, o ile nie zostanie posłem w Polandii, będzie u niego ministrem odpowiedzialnym za infrastrukturę i zorganizuje przedłużenie ścieżki do samej knajpy u Maćka.
Dodał też, że mając na uwadze dobro mieszkańców, nie planuje przedłużenia komunikacji do Maćkowej budy. Wszyscy, którzy się tam stołują, będą musieli pieszo wracać do domu, żeby nabyte kalorie spalać. I jeszcze tryumfalnie oznajmił, że wiedział, że ta ścieżka spełni swoje zadanie, że będzie miejscem, gdzie całe rodziny będą wspólnie dla przyjemności spacerowały. A że celem spaceru będzie buda z frytkami i kotletem w bułce, to już zupełnie inna sprawa…
- Szkoda tylko, że ludzie jeszcze nie dorośli do tego, że papierek po kanapce wyrzuca się do kosza, a nie do rowu lub pod nogi – dodał Kris.
- Ma pan rację, ale gdzie w Bajdolinie można znaleźć kosze na śmieci, poza kilkoma, które stoją w centrum naszej stolicy? – spytała Sara.
(Sara Rarytas) 2011-10-14 12:05:21
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Niestety to się robi coraz mniej śmieszne
kozak szkoda że trykowski nam nie zrobi drogi do McMaćka
Kto był w knajpie u maćka niech postawi +