
– Cud, że zdążyłam męża z domu wyprowadzić. Najważniejsze, że żyjemy – ze łzami w oczach mówi pani Danuta, która cieszy się, że w chwili pożaru nie było w domu wnuczki i córek, a sam pożar nie wybuchł w nocy. Wtedy nie wiadomo, jak by to się skończyło. Rodzina Sikorów z Nowego Żabieńca w poniedziałkowym pożarze straciła niemal wszystko. Potrzebna jest pomoc!
Pożar w domu 5-osobowej rodziny Sikorów wybuchł w poniedziałek 11 stycznia. – Przed godziną 8.00 do Stanowiska Kierowania PSP w Garwolinie wpłynęła informacja o pożarze budynku mieszkalnego w Nowym Żabieńcu (gm. Wilga). Przybyły na miejsce dowódca akcji stwierdził, że pożarem objęte jest poddasze budynku. Strażacy podali trzy prądy wody w natarciu na palącą się powierzchnię, w tym jeden z zewnątrz z drabiny przystawnej. Następnie przystąpiono do częściowej rozbiórki konstrukcji dachu oraz dogaszania i wyrzucania znajdujących się na poddaszu materiałów palnych, co doprowadziło do całkowitego ugaszenia pożaru. Działania trwały ponad dwie godziny. W akcji uczestniczyły dwa zastępy PSP oraz trzy zastępy OSP – informuje kpt. Tomasz Biernacki, oficer prasowy komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Garwolinie.
Krótka i rzeczowa informacja o zdarzeniu nie oddaje tragedii, jaką przeżyła rodzina Sikorów. Ich jedyną radością jest teraz to, że nikt z domowników nie ucierpiał w pożarze i mają wokół siebie życzliwych ludzi. Ich pomoc jest im teraz bardzo potrzebna. Podobnie jak pomoc osób indywidualnych, firm, przedsiębiorców i instytucji.
„ Wszystko się spaliło. Wszystko... To były sekundy”
Gdy we wtorek odwiedziliśmy rodzinę Danuty i Andrzeja Sikorów z Nowego Żabieńca, na stole w zalanej kuchni nadal stała szklanka niewypitej herbaty i talerzyk z pokrojonymi pomidorami. Pożar wybuchł w poniedziałek rano, gdy pani Danuta szykowała mężowi śniadanie. Pan Andrzej, który od czasu wypadku i poważnego uszkodzenia kręgosłupa porusza się na wózku inwalidzkim, jeszcze leżał w łóżku. Córek, Janiny i Ani, nie było w domu. Wnuczka Weronika po przywitaniu się z dziadkami zdążyła wyjść do szkoły. Babcia jeszcze wyglądała za nią stojąc przed domem. Chwilę później wróciła do środka, aby dokończyć szykowanie śniadania. Nagle usłyszała okropny hałas. – Mówię, Jezu, jakby petardy, bo coś strzela. Huk straszny. Pobiegłam do tego pokoju, co z mężem śpimy, ale nic nie widać. Mówię, Boże, gdzieś coś tutaj. Zaglądam na klatkę schodową, a klatka cała w ogniu. Jak buchnęło! Ja zamknęłam drzwi natychmiast i ubierać męża. Na boso go wywiozłam przed dom, tutaj chodziłam i tak sobie myślę, że tak mi zimno w nogi. No te buty mi tylko zostały. Wszystko się spaliło. Wszystko... To były sekundy. A to eternit z dachu tak strzelał – wspominała łamiącym się głosem 57-letnia kobieta, która od wielu lat choruje na serce. – Cud, że zdążyłam męża z domu wyprowadzić. Najważniejsze, że żyjemy – mówi ze łzami w oczach pani Danuta, która cieszy się, że w chwili pożaru nie było w domu wnuczki i córek, a sam pożar nie wybuchł w nocy. Wtedy nie wiadomo, jak by to się skończyło. – Dałaś radę go wyprowadzić. Jesteś bohaterką – mówi jej kuzynka. To jedna z nielicznych chwil podczas tych odwiedzin, gdy na twarzy pani Danuty choć na sekundę pojawia się delikatny uśmiech.
Straty są ogromne
W chwili, gdy 57-latka wyprowadzała z domu męża, poddasze budynku było całe w ogniu. Płonęły tam zbierane od czterech pokoleń ukochane książki pani Danuty, meble, komputer, telewizor. Ogromna temperatura wybiła na jej oczach szklane drzwi i okna. Doskonałą pożywką dla szalejącego ognia stały się lakierowane podłogi, firany i zasłony. Płomienie nie oszczędziły niczego i zeszły na dół. Na parterze popękały lustra i płytki. Z wiszących nad drzwiami do każdego pokoju krzyży „spłynęły” roztopione „Jezuski”. Z obrazu, namalowanego przez siostrę z gór, ze sceną z opery, została tylko rama. Pani Danuta bardzo żałuje, że nie udało się jej go uratować. Utrata rzeczy związanych ze wspomnieniami, gromadzonych przez lata boli najbardziej. Tego nie da się odzyskać.
Zniszczenia domu rodziny Sikorów są ogromne. Całe zamieszkane poddasze uległo spaleniu. Zalaniu uległy zakupione na raty lodówka, pralka i kuchenka gazowa, od której sąsiadka podczas pożaru, niemal w ostatniej chwili, odłączyła butlę gazową. – Gdyby nie ona, to by to wszystko nam wybuchło. Dokumenty pomogła pozbierać. Do siebie męża wzięła na cały dzień, żeby się nie zaziębił. Raty za sprzęt córka będzie spłacała jeszcze do marca. W listopadzie ubiegłego roku dom wyremontowaliśmy. Z pomocą PCPR udało się stworzyć lepsze warunki dla męża. Żeby tylko się cieszył, bo on zawsze płacze, że takie mi przyniósł nieszczęście, ale to był wypadek. Mąż spadł ze schodów. Z uszkodzeniem kręgosłupa i przygnieceniem rdzenia kręgowego ponad rok leżał w szpitalu. Wymaga stałej opieki i regularnej rehabilitacji. W pożarze spłonęła większość pożyczonego i zakupionego sprzętu rehabilitacyjnego – mówi pani Danuta.
Po ugaszeniu pożaru i przelaniu pomieszczeń przed dom zostały wyrzucone m.in..: nadpalone książki, odzież, obuwie, piła mechaniczna, maszyny do szycia, zniszczony materac do rehabilitacji pana Andrzeja, jego buty, materac przeciwodleżynowy, piłka, rower stacjonarny do ćwiczeń i inne sprzęty. Spłonęły nawet „pampersy”, które pani Danuta kupiła na zapas, „w razie gdyby zawiało”. Rodzina Sikorów straciła niemal wszystko. Z całego domu zostały tylko dwa małe pomieszczenia, w których elektrykom udało się podłączyć prąd i ogrzewanie. Pani Danuta przyznaje, że zapach, który utrzymuje się w całym domu jest straszny. Wzmaga złe samopoczucie i przywołuje straszne chwile, które przeżyła. Zapytana o zaoferowaną przez gminę pomoc psychologa, mówi że jej nie było, a bardzo tego potrzebowała. Na twarzy pani Danuty oprócz łez pojawia się drugi tego dnia uśmiech, gdy wspomina, że z pożaru jakimś cudem uratował się adapter szpulowy z nagraniem jej wesela, które było 37 lat temu.
Stracili niemal cały dobytek. Pomóc może każdy!
W dniu pożaru bardzo szybko pojawiła się pomoc ze strony rodziny, sąsiadów i przyjaciół. W Nowym Żabieńcu pojawił się wójt gminy Wilga Łukasz Szychowski oraz proboszcz parafii Marianów ks. Jerzy Przychodzeń. Wszyscy zapewniają o pomocy, ale potrzeby są bardzo duże. Pani Danuta (57 lat), jej mąż Andrzej (58 lat) oraz córki Janina (25 lat) i Anna (35 lat), która samotnie wychowuje 11-letnią Weronikę mają tylko to, w czym wyszli z domu. Potrzebna jest odzież damska w rozmiarach ok. 38 i 44-46 (wzrost ok. 1,64m), dziewczęca w rozmiarze 1,52m i męska w rozmiarze L (wzrost 1,80m); zimowe obuwie damskie w rozmiarach 39 i 40, dziewczęce w rozm. 36 i męskie – zimowe w rozm. 43 i sportowe lub domowe rozm. 42. Najlepszą odzieżą dla pana Andrzeja będą koszulki, spodnie dresowe i swetry lub bluzy, w których będzie mu wygodnie siedzieć na wózku. Wśród rzeczy potrzebnych są także m.in.: środki czystości, pieluchomajtki, materiały budowlane i wykończeniowe do remontu, lodówka, kuchenka gazowa, pralka, meble, sprzęt rehabilitacyjny (m.in.: materac, piłka), żywność, ewentualnie maszyna do szycia (pani Danuta jest krawcową). Niebawem będzie potrzebny kontener na śmieci. Pomóc może każdy: osoby prywatne, firmy, przedsiębiorcy i instytucje. Kontakt w sprawie przekazania pomocy dla rodziny Sikorów pod nr tel: 660585596
Będzie wsparcie ze strony gminy i parafii
Wójt gminy Wilga Łukasz Szychowski odwiedził rodzinę Sikorów dwukrotnie. – Pierwszy raz przybyłem bardzo krótko po odjechaniu straży, gdy jeszcze woda po ścianach ściekała. Widać było ogrom tej tragedii, że tam wszystko spłonęło. (…) Tutaj jest podwójny dramat tej rodziny, bo jak zdrowe osoby uciekają na zdrowych nogach, to się cieszą. Natomiast tu nagle się okazuj e, że jest dom, który był przez tych państwa remontowany po to, żeby ta osoba niepełnosprawna mogła się jakoś w tym domu poruszać, żeby można było w tym domu prowadzić jakąś rehabilitację. I znowu tragedia, bo ten pan może tylko siedzieć na wózku i nic więcej nie może robić. Z tego powodu też się martwimy i szukamy kolejnych możliwości, żeby tej rodzinie pomóc – mówi Łukasz Szychowski.
Włodarz gminy zapewnia, że wkrótce rodzina otrzyma pomoc finansową w kwocie około 5-6 tys. zł. Do tej pory, w formie szybkiej wypłaty z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej rodzina otrzymała 500 zł na przykrycie dachu folią. Zabezpieczenia dachu jeszcze przed pierwszym deszczem dokonali strażacy z Nowego Żabieńca. Podczas drugiej, wieczornej wizyty, wójt pytał rodzinę o bieżące potrzeby. Włodarz z radną Katarzyną Kędzior udał się także do proboszcza parafii Marianów, który odwiedził rodzinę Sikorów. Ks. Jerzy Przychodzeń zapewnił rodzinę o swoim wsparciu i planie zorganizowania zbiórki wśród parafian. Wójt zapytany o brak propozycji rozmowy z psychologiem, zapewnił, że postara się, aby taka możliwość się pojawiła.
(ur, fot. KK, ur) 2016-01-13 15:58:54
Aktualizacja: Wójt gminy Wilga Łukasz Szychowski odwiedził po raz kolejny rodzinę Sikorów i zaproponował spotkanie z psychologiem w Garwolinie.
2016-01-13 18:34:27
Aktualizacja:
Dzięki staraniom wójta gminy Wilga dość szybko udało się stworzyć subkonto, na które można dokonywać wpłat dla rodziny Sikorów.2016-01-15 16:38:52
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
[quote name="Stasiu"]Po pożarze pojechałem osobiście im pomóc z drogi to nie wyglądało tak źle. Rodzina Sikorow przyjęła z wdzięcznością moja deklaracje pomocy. Po wejściu do domu zaznaczam że byłem diem po z kuchennego sufitu wyłożone go blazerio jeszcze kapłanów woda a w całym mieszkani unosił się odur spaleniu. Na korytarzu natomiast stały samotnie dwie podeszwy od butów gdyż reszta była ztopiona. Po wejściu na górę pani Danusia zalała się łzami i powiedziała ze jeszcze w nocy musiała interweniować gdyż w materiale osiedla jacyś sufit pojawił się ponownie ogień. Niestety w owym dniu nie mogłem nic pomoc gdyż jak mi powiedziano nie mogli nic robić do wizyty ubezpieczyciela jedynie poprosili mnie o rozmowę z panem Andrzejem mówiąc ze on to bardzo przeżywa. Po wejściu do drugiego domu i kurtki ej rozmowie gdyż pan Andrzej zalała się momentalnie łzami mówiąc ze on by sam ale ten wózek go trzyma i ta lewa ręka nic ruchu. Nie chcąc więcej rozbudza złych wspomnień i nie mogąc nic pomoc zaproponowałem ze może przynajmniej zabiorę te mokre ręczniki i żeby leżące na podłodze i zbierające wodę z pomieszczenia w ktura siedzieli. Pani Danusia jeszcze nerwowo pubów znaleźć proszek do prania a gdy tego odmówił em to weta mi pieniądze za to ze biorę ich pranie. Mnie też wzięły emocj i drzacym głosem powiedziałem "szkoda za tylko tak wam mogę dziś pomóc"[/quote]życzę Ci dożywotniej autokorekty.
Witam jak bym nie był nie pisał bym. Po pożarze byłem u państwa Sikorów chcąc pomóc. Znam ich i nieraz wracając z pracy widziałem świecące się do późna światło. Z drogi nie wygląda to tak źle ale po wejściu do domu (dzień po) w kuchni jeszcze kapała woda z sufitu z błazeri. Na korytarzu stały jeszcze podeszwy od stopionych butów. Pani Danusia po wprowadzeniu mnie na góre zaczeła płakac że jeszcze po odjezdzie straży zpowrotem zaczeła sie palic od spodu podłoga i gasili to a w nocy dymic zaczeło ocieplenie stropu. nie mogłem pomuc bo nie kazano im nic ruszac do przyjazdu kogos z polisy. Wiec zaproponowano mi kawe i rozmowę z Panem Andrzejem. W czasie rozmowy zaczoł on płakac że on by sam ale ten wózek no i ta ręka zero ruchu. Nie mogąc pomóc fizycznie a widząc mokre ręczniki na podłodze zaproponowałem że wezmę je do prania pani Danusia podziekowała i zaczeła nerwowo szukac proszku gdy odmówiłem wzieciachciała mi zapłaci za to i sie rozpłakałakali. mi też emocje wzieły górę i drżacym głosem powiedziałem "przepraszam że tylko tak dziś mogę wam pomuc
Po pożarze pojechałem osobiście im pomóc z drogi to nie wyglądało tak źle. Rodzina Sikorow przyjęła z wdzięcznością moja deklaracje pomocy. Po wejściu do domu zaznaczam że byłem diem po z kuchennego sufitu wyłożone go blazerio jeszcze kapłanów woda a w całym mieszkani unosił się odur spaleniu. Na korytarzu natomiast stały samotnie dwie podeszwy od butów gdyż reszta była ztopiona. Po wejściu na górę pani Danusia zalała się łzami i powiedziała ze jeszcze w nocy musiała interweniować gdyż w materiale osiedla jacyś sufit pojawił się ponownie ogień. Niestety w owym dniu nie mogłem nic pomoc gdyż jak mi powiedziano nie mogli nic robić do wizyty ubezpieczyciela jedynie poprosili mnie o rozmowę z panem Andrzejem mówiąc ze on to bardzo przeżywa. Po wejściu do drugiego domu i kurtki ej rozmowie gdyż pan Andrzej zalała się momentalnie łzami mówiąc ze on by sam ale ten wózek go trzyma i ta lewa ręka nic ruchu. Nie chcąc więcej rozbudza złych wspomnień i nie mogąc nic pomoc zaproponowałem ze może przynajmniej zabiorę te mokre ręczniki i żeby leżące na podłodze i zbierające wodę z pomieszczenia w ktura siedzieli. Pani Danusia jeszcze nerwowo pubów znaleźć proszek do prania a gdy tego odmówił em to weta mi pieniądze za to ze biorę ich pranie. Mnie też wzięły emocj i drzacym głosem powiedziałem "szkoda za tylko tak wam mogę dziś pomóc"
Pomagajmy, bo nie wiemy co nas czeka w przyszłości, a nagrode dostaniemy w niebie...
M.in dlatego nigdy nie chciałbym pracować w polityce przez tłum baranów ciężko się przebić :lol: :lol:
Jeśli ktoś nie był w tym domu przed pożarem jak i po to lepiej niech się nie wypowiada.Każdy z Was może wypisywać głupoty, że artykuł jest napisany na wyrost. Ale ten, kto tam był, chodził po zgliszczach wie, że rodzina bardzo ucierpiała. Tym bardziej, że nigdy jej się jakoś specjalnie nie przelewało. Możecie sobie mówić - zostały mury, pomieszczenia u Pani Ani mają gdzie mieszkać. Jednak gdyby każdy z Was zobaczył, że te mury nie nadają się do zamieszkania, że pokoje które były jeszcze miesiąc temu wyremontowane są zalane przez wodę i każdy mebel, każdy panel czy płytki na na podłodze są do wymiany. Ściany, które jeszcze do niedawna były białe są pokryte czarną warstwą dymu, a zapach po nim jeszcze do dziś jest nie do zniesienia zmienili byście zdanie i tok myślenia. Zazwyczaj Ci, którzy mają najmniej potrafią się dzielić z innymi. Taka jest rodzina Sikorów. Bądźmy tacy i my.
Bylem dzis z wizyta .Straty materialne sa naprawde duze a Ta rodzina jest naprawde skromna rodzna Pomagajmy im sa tego warci.
Żeby Pan Bóg was bardziej nie ukarał za to co tu wypisujecie.
Pani Ania mieszka w tym samym budynku, ponieważ jest to dom z dwoma wejściami wspólnym poddaszem i dachem. Część pani Ani także jest zniszczona i zalana podczas gaszenia.To co pozostało dobre to pomieszczeniae typu pracownia-składzik i pomieszczenie zawilgocone,zimne i niezamieszkiwane.Tam mogą wszyscy się schronić. Tyle,że z panem Andrzejem na wózku, wymagającym całodobowej opieki i pomocy, to rzecz bardzo, bardzo ciężka, bowiem nic nie jest przystosowane do tego typu problemów. Tam jest im koszmarnie ciężko. Jak możecie, pomóżcie
Widziałam zniszczenia i to co spłonęło, popękało, zostało zalane. Tam naprawdę zniszczenia są wielkie. A część, gdzie mieszkała pani Ania też uległa zniszczeniu, zalaniu.
strażacy biorący udział w gaszeniu opowiadali ze pożar objął niezamieszkałe poddasze, natomiast zamieszkałe piętro uległo bardzo niewielkiemu zniszczeniu. A pani Ania z córką mieszka w oddzielnym budynku który nie był objęty pożarem, opis chyba troszeczkę nad wyrost. Pomimo to życzę wszystkiego dobrego. :-)
Miałem okazję odwiedzić poszkodowana rodzinę. To naprawdę skromnie żyjący ludzie.Jeżeli możesz to pomóż.
Znam tą rodzinę. Taka ciepła i "swoja". Bardzo proszę pomóżmy mojej koleżance i jej rodzinie.
dużo ludzi pyta się o możliwość wpłaty pieniędzy. Czy zna ktoś organizację która może założyć subkonto na ten cel? czas jest tu najważniejszy. bede wdzieczny za odpowiedź.