Reklama

Zofia i Izabela Kisiel - Rozmowy o…

Zofia i Izabela Kisiel: o pasji, realizacji marzeń i cheerleadingu

 

eGarwolin: No Name odnosi ostatnio ogromne sukcesy, czego wyznacznikiem są choćby mistrzostwa świata, na które wyjeżdżacie już niebawem. Czy podczas pierwszych treningów, te 10 lat temu, uwierzyłyby Panie w taki sukces?

 

Iza: Zawsze chciałam, żeby te dzieciaki były jak najlepsze. Zawsze dążyłam do tego, żeby nasze grupy były najlepsze w Polsce. Zaczynało się to bardzo skromnie, była tylko jedna grupa, 13 dziewczynek. My wtedy nie za bardzo jeszcze wiedziałyśmy, co to jest ten cheerleading. W Polsce nadal nie jest to bardzo rozwinięty ruch. Czy spodziewałyśmy się takich osiągnięć jak chociażby mistrzostwo Europy? W tamtych czasach Polska nie wyjeżdżała na mistrzostwa, dlatego nie myślałyśmy o takich rzeczach. Ale jak tylko pojawiła się informacja, że Polska wchodzi do Europejskiego Stowarzyszenia, to oczywiście od razu chciałyśmy zdobyć mistrzostwo Europy. Ale 10 lat temu wyglądało to inaczej niż teraz. Nie mieliśmy nawet takiego wyobrażenia, bo nie było takich możliwości. Od kiedy one są, cały czas do tego dążymy i w końcu nam się udało.

 

Zosia: Można powiedzieć, że pierwsze kroki stawiałam 20 albo nawet ponad 20 lat temu. Najpierw była gimnastyka, a później, kiedy dorastały moje córki, to one były dla mnie motorem napędowym. Interesowały się tańcem i chciały, żeby coś w tym temacie zrobić. Pierwsze pompony robiliśmy sami w 2000 roku – biało-czerwone, bo wtedy w Garwolinie odbywały się mistrzostwa Europy w karate. Zaproszono nas, żebyśmy dały pokaz. Naszych dzieci było tam 60, może 80.

Zawsze byłam ambitna. Moje dziecko, jak się okazuje, tak samo. Lubiłam zawsze być na przodzie. Wiem, że do sukcesu nie ma windy, więc należy po prostu ciężko pracować. I tak to robiłyśmy. Zawsze chciałyśmy jak najlepiej, ale nie zakładałyśmy, że zdobędziemy ME. Wtedy o tym nie myślałyśmy. Dopiero w tamtym roku zaczęłyśmy marzyć o tym tak cichutko... Wcześniej nie wiedziałyśmy, z czym to się je.

 

I: Najwięcej dowiadywałyśmy się na ME. Owszem, są w Polsce szkolenia, ale informacje na nich są bardzo często powtarzane ze względu na wielu nowych członków. Tak naprawdę najwięcej człowiek dowiaduje się na zawodach. Kto tam nie był, nie jest w stanie sobie tego wyobrazić.

 

Z: Na ME w 2005 r. miałyśmy niewłaściwie przetłumaczony regulamin. Pojechałyśmy, nie wiedząc o elementach obowiązkowych, miałyśmy o tym blade mniemanie. Jak to było, Izka?

 

I: Na ME zazwyczaj są dwa występy – official practice, czyli jakby rozgrzewka, gdzie zespół tańczy przy sędziach, ale nie jest to jeszcze oceniane. Sędziowie zapoznają się z zespołami, mają okazję zobaczyć, na jakim poziomie technicznym są grupy. Dopiero w rundzie finałowej zespół jest oceniany punktami.

 

Z: Podczas tego naszego próbnego występu powiedziano nam, że nie mamy jednego elementu obowiązkowego, czyli skoku tanecznego. Miałyśmy pół godziny na włożenie go w naszą choreografię.

 

I: Mimo że była tam osoba zajmująca się tłumaczeniem, nie sprecyzowano wymagań regulaminowych. W układzie miał być obowiązkowo jeden skok. W tłumaczeniu zabrakło słowa – minimum jeden. Wszystkie zespoły miały po 10, a my tylko jeden, bo nie miałyśmy o tym zielonego pojęcia.

 

Z: Wtedy miałyśmy 13. miejsce na 15 zespołów.

 

I: I wtedy po raz pierwszy pokonałyśmy Tarnów, który był zawsze mistrzem Polski. Na mistrzostwach Polski w czerwcu zajęłyśmy 4. miejsce, a Tarnów – 1. W lipcu na ME byłyśmy lepsze.

 

Z: I w zasadzie na ME zawsze jesteśmy przed nimi. To jest zawsze taka nasza mobilizacja (śmiech). Wiadomo, że łatwiej jest zdobywać miejsce, niż je utrzymać. Zobaczymy, jak teraz będzie...

 

I: Będzie dobrze, a jak ma być? Bardzo ważne jest pozytywne podejście. Dzieciom też zawsze mówimy, że jeżeli nie postawią sobie celu: Tak, wygramy!, to nic z tego nie będzie. Cały ubiegły rok próbowałam im uzmysłowić, że to one muszą uwierzyć, że są w stanie to osiągnąć. Te, które nie stresowały się tak bardzo i uwierzyły, dały radę. Było miejsce 15., 8. potem 5. Po ME w ubiegłym roku w Szwecji sędziowie zauważyli, że w polskich zespołach jest bardzo duży postęp.

 

eG: Jak wyglądały wasze pierwsze sukcesy w kraju?

 

Z: W październiku 2002 r. jechałam do Nysy na Ogólnopolską Konferencję z Gimnastyki i tam spotkałam kobietę, której zespół był wtedy mistrzem Polski w cheerleadingu. Dużo o tym opowiadała. Jak wróciłam, stwierdziłam, czemu nie? I zaczęłyśmy. W lutym albo w marcu byłyśmy na zawodach w Siedlcach. Tam zdobyłyśmy 3. miejsce, później w Warszawie zajęłyśmy 2. miejsce, a w czerwcu pojechałyśmy już na mistrzostwa Polski.

 

I: Tam były zespoły, które jeździły na mistrzostwa już parę ładnych lat. Pierwsze reakcje na nas: O matko! A skąd one są?

 

Z: A w następnym roku było już 2. miejsce Flasha na ME, a seniorki były trzecie. W 2003 miałyśmy jeden zespół, a w następnym już 3. Pamiętam, że taka starsza sędzina podeszła do mnie i spytała: Pani Zosiu, a skąd pani ma tyle dzieci? (śmiech). A to była jedna powiatowa grupa - 16 osób, druga Flash - 19, i No Name -13. Tak więc sporo... Ale wtedy był trochę inny poziom. Zestawiając obecny z tamtym, jest szalona różnica.

 

I: Nie do porównania. Teraz to my w Polsce, mogę to z całym przekonaniem powiedzieć, wprowadzamy nowe rzeczy. Bardzo często jest tak, że nas zobaczą i w następnym roku już dostrzegam u innych nasze elementy. Mnie to absolutnie nie przeszkadza, bo sama też mam wtedy coś nowego.

 

Z: Nie wiem, Iza, czy zauważyłaś, inni naśladują też kolorystykę naszych strojów, np. nasz zaprzyjaźniony zespół z Łochowa. To jest fajne.

 

I: Jeśli brać z kogoś przykład, to z najlepszych, a w Polsce do tego momentu jesteśmy najlepsi. Okaże się na mistrzostwach Polski czy utrzymamy tytuł, czy nie... Nie wiadomo co będzie. Oczywiście ja mam zamiar wszystkich pokonać – wiadomo!

 

Z: I pokonamy! Pojedziemy na Florydę, zobaczymy. Przywieziemy coś stamtąd.

 

I: Ich poziom jest niesamowity! Tam jak dziewczyny tańczą, np. 12 osób, to wszystko jest pod linijkę.

 

eG: Mówi się, że cheerleading to dyscyplina sportu. Niestety w skali kraju, a na pewno powiatu, mocno pomijana. Nie ma was w rankingach, a gdy pojawia się temat sportu w powiecie czy mieście, nazwa No Name nie jest wymieniana. Myślą Panie, że jest szansa by się to zmieniło?

 

Z: Miasto o nas mówi i pisze, pojawiamy się na stronach internetowych, w tamtym roku był kalendarz z naszymi dziewczynami, ostatnio film, czyli można powiedzieć, że jesteśmy promowani. Jeżeli chodzi o kraj, to zapewne ma pani rację. Byliśmy w tym roku w Finlandii, tam widać, że jest to sport narodowy.

 

I: Każdy ma o tym pojęcie, każdy wie, co to jest cheerleading. Jak wracaliśmy z mistrzostw z pucharem w górze, to wszyscy ludzie pytali, co się dzieje. – Jesteśmy Mistrzyniami Europy w Cheerleadingu – mówiłyśmy. – A, cheerleaderki! Super! I wszyscy bili nam brawo i gratulowali. Kiedy wróciliśmy do Polski, tylko rodzice wiedzieli, o co chodzi.

 

Z: W powiecie nas promują, ale do promocji potrzebne są jeszcze finanse. W szkołach, gdy dzieci wracają z zawodów, jest apel, na którym mówi się na ten temat. Jeśli chodzi o nasze dzieci, brakuje w szkołach pokazania ich. Myślę, że turniej na 10-lecie był dobrze rozreklamowany. Mimo to przyszło mało osób. Nie wiem, skąd to się bierze.

W Garwolinie to co jest garwolińskie, to, co ktoś wymyśli, jest mało doceniane. Podobnież prorok nie jest uznawany w swoim kraju. Nie wiem, dlaczego tak jest.

 

I: Kiedyś była uroczystość w jednej z tutejszych firm. Zaprosili na nią dziewczyny z Warszawy, mając pod nosem mistrzynie Polski. Może dlatego, że to zespół z Warszawy robi większe wrażenie…

 

Z: Dzwonią do nas z całej Polski. Zaproponowano nam oprawę taneczną Pucharu Polski Siatkówki Mężczyzn, aczkolwiek będziemy miały wtedy swój Puchar Polski tu, w Garwolinie, więc niestety nie możemy pojechać.

 

I: Dziewczyny jeżdżą też do Warszawy na pokazy, więc ludzie o nas wiedzą. Tylko u nas jest tak cicho.

 

Z: Czy jest szansa, żeby to się zmieniło? Nie lubię o sobie mówić, wolę, jak ktoś o mnie mówi. Myślę, że szkoły powinny promować to inaczej niż w tej chwili. Może ten moment, kiedy wracamy z czegoś dużego, może wtedy? Na pewno teraz będzie o nas głośniej. Będę zbierała finanse na mistrzostwa świata, więc zapewne poruszę cały Garwolin, aby to zrobić.

 

eG: Nie da się ukryć, że sport nie zajmuje ważnego miejsca w życiu mieszkańców miasta i okolic. Co można zrobić, aby odciągnąć dzieci i młodzież od telewizorów, komputerów i zachęcić do aktywności fizycznej?

 

(Iza wychodzi do trenujących dzieci)

 

Z: Trzeba zacząć od małego – rodzic powinien być uświadomiony, że ruch jest potrzebny. Niby jest on promowany, ale czegoś brakuje. Niby jest dużo godzin wf-u, ale nie zawsze jest on na sali. Ja preferuję sporty całego życia, np. piłka siatkowa. Nie ma u mnie osoby, która nie umie odbijać. Mnie w szkole tego nie nauczono, nauczyłam się tego, idąc na AWF. Postawiłam sobie za punkt honoru, że każde dziecko musi odbijać, bo to się przenosi na późniejsze życie – będzie odbijało wśród rówieśników, będzie odbijało z mężem, jak będzie umiało, będzie odbijało z dziećmi. Jak się nauczy, będzie to wykorzystywać. I takich sportów trzeba uczyć. A odciągnięcie od telewizora, komputerów to przede wszystkim świadomość rodziców. Nam się udaje w tej chwili zająć około 35 dzieci.

 

eG: Udało się Paniom osiągnąć coś niesamowitego. Zarażając swoją pasją młodych ludzi, zmieniłyście ich życie, zapewne na lepsze. Jaka jest recepta na taki sukces?

 

Z: Wiele osób skończyło AWF. Dla mnie to było zaprzyjaźnienie się z tymi młodymi osobami, rozmowy, wspieranie ich w trudnych momentach, podejmowaniu życiowych decyzji. Z kilkoma osobami nadal się przyjaźnię. Widzę, że niektórzy czerpią ze mnie wzorce, są nauczycielami wf-u. Jestem z tego dumna. Podobnie jak ze starszego pokolenia dziewczyn, które były na dziesięcioleciu. Są naprawdę niesamowite. A recepta na sukces? Trzeba pokazać, co się chce zrobić. One muszą widzieć, że ja rzeczywiście coś chcę. To ja mam ich motywować. U nas nie ma odpuszczania, jak jest trening, to jest trening. Swoją postawą muszę pokazać, że do czegoś dążę, coś chcę osiągnąć. Żeby zarazić kogoś innego swoją pasją, trzeba samemu płonąć! Nie pamiętam, kto to powiedział...

 

I: U nas jest tak, że pilnujemy nieobecności na treningach. Rozumiemy, że są różne sytuacje, ale my musimy wiedzieć, kogo i dlaczego nie ma. My za dużo osiągnęliśmy, żebyśmy teraz mogli sobie odpuścić.

 

eG: Czy tak silne zaangażowanie w sprawy klubu wpływa na Pań życie osobiste?

 

Z: Wszyscy są dumni z tego, że osiągamy sukcesy.

 

I: Mój chłopak bardzo mnie w tym wspiera i kiedy może, jest ze mną na każdych zawodach. Pomaga mi w wymyślaniu elementów choreografii, jeśli chodzi o hip-hop, bo był tancerzem. Jest ze mnie niesamowicie dumny. Nie wyobrażam sobie, żebym tego nie robiła, uwielbiam to i to mnie kręci. Oczywiście osoby z bliskiej rodziny czasem się denerwują, bo chciałyby spędzać z nami więcej czasu, ale potrafią to zrozumieć. To jest nasza pasja, nasze życie i na pewno będą nas w tym wspierać.

 

eG: W jaki sposób lokalni przedsiębiorcy, władze miasta i powiatu mogą was wspierać, by na drodze do kolejnych medali i pucharów nie pojawił się dylemat: jechać czy nie jechać?

 

Z: Idąc na nasze spotkanie, widziałam się z jednym radnym naszego miasta, który powiedział tak: No co, będziemy zbierać! Myślę więc, że będzie dobrze. Na pewno są to bardzo duże pieniądze...

 

I: Floryda... Można sobie wyobrazić, jaki to jest koszt.

 

Z: Władze miasta zawsze są z nami, szczególnie burmistrz. Wiadomo jednak, że zawsze będą jakieś problemy. Inni też chcą pozyskać fundusze na swoje cele, ale uważam, że to teraz powinno być w mieście priorytetem. Środki są jeszcze nierozdysponowane, a my wiemy, że jedziemy na mistrzostwa świata. W tym roku mieliśmy duży budżet, ale teraz wybieramy się na mistrzostwa Europy na Słowenię i mistrzostwa świata na Florydę – to są wielkie koszty przejazdu, strojów itd. Seniorki chodzą do placówek finansowanych przez powiat, więc myślę, że również powiat ruszy głową, skąd wziąć pieniądze.

 

Jest wielu przedsiębiorców, którzy mogliby oddać 1% podatku i bardzo w tym roku na to liczymy. Te pieniądze idą na szkołę, bo my jako stowarzyszenie nie możemy ich przyjąć, ale dyrektor bardzo nam pomaga i oddaje dużą część tych pieniędzy. Dlatego już teraz pracujemy nad tym, żeby dotrzeć do ludzi i ściągać ten 1%. Nie da się ukryć, że te pieniądze będą późno, a my potrzebujemy ich już w kwietniu. Ale jak będę wiedziała, że one są, to już jakoś je wyczaruję (śmiech).

 

eG: Co można zrobić by lepiej promować zespół? Czy ktokolwiek wspiera was w tych działaniach?

 

Z: Miasto próbuje. Szkoda, że np. na Dniach Garwolina nie ma miejsca, abyśmy mogły się promować, zatańczyć. Na Zarzeczu jest beton, więc nie ma gdzie. Jest film, ale nie wiem, czy do wszystkich dotarł.

 

I: Na pewno jest lepiej niż było kiedyś! Przede wszystkim non stop jesteśmy w gazetach, w internecie. Promujemy się również przez udział w zawodach. Nie ma porównania z tym, co było.

 

Z: Dobrze by byłom gdyby dyrektorzy szkół chcieli promować dzieci, które zajmują się cheerleadingiem. Bywa, że dziewczynka nie może mieć szóstki z wf-u, bo nie reprezentuje szkoły. Mistrzyni Europy, wyobraża sobie to pani? Dzieci, które reprezentują szkołę, miasto, powiat, województwo, reprezentują kraj! W przedmiotowym systemie oceniania jest informacja, że dzieci na szóstkę muszą robić coś więcej. Gdy inne dzieci idą wieczorami robić przegląd pod Lux, moje dziewczyny siedzą na sali i ciężko pracują, również w soboty. Uważam, że powinny być docenione, powinny być promowane w tych szkołach. Nie mówię, że trzeba z nich zrobić gwiazdy. Absolutnie nie! Jeśli ktoś próbuje robić z siebie gwiazdę, to my szybko ściągamy go na dół. Ale trzeba je doceniać za ich wysiłek i osiągnięcia.

 

eG: We wspomnianym filmie promocyjnym miasta Garwolin wasz zespół jest główną, można powiedzieć, „maskotką”. Czy macie możliwość wykorzystania filmu do promocji zespołu?

 

Z: Teraz tak naprawdę nic się nie dzieje w związku z filmem. A będzie musiało się dziać, bo mamy 5 miesięcy na zorganizowanie pieniędzy. Ważne jest z pewnością zaistnienie w mediach, w internecie, telewizji, tak żeby ludzie nie bali się oddać tego 1%. Musi się udać, bo jeśli my nie pojedziemy, to nikt inny nie pojedzie. Nikt nie będzie reprezentował Polski. Na szczęście mamy wielu zaprzyjaźnionych sponsorów, m.in.: WSS Społem, Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska, Ochnik i inni. Ale w tym roku to wszystko będzie mało... Na pewno nie za wszelką cenę, ale poruszę niebo i ziemię, żeby zdobyć potrzebne pieniądze.

 

eG: Obejrzymy relację z mistrzostw na telebimie w centrum miasta? Jak by nie było, Wisła ma Małysza, Siedlce Boruca, a my mamy No Name!

 

Z: A czy jest taka możliwość? Proponuję mistrzostwa Polski. To będzie pierwszy albo drugi weekend marca. My zaangażujemy rodziców, aby w tej sprawie działali. Rodzice są niezawodni. Zrobili nam ogromną niespodziankę, gdy wracaliśmy z mistrzostw Europy. Powitali nas nie tylko w Garwolinie, ale i na lotnisku: trąbili, zrobili transparenty "Witamy Mistrzów Europy". Wszyscy ludzi się oglądali. Natomiast jak przyjechaliśmy tutaj, zabrakło mi czegoś... Wiedzieli, że wracamy. Wszyscy wiedzieli, które miejsce zajęliśmy. Zdążyłam napisać do pana Krzysztofa Kot i Łukasza Koryckiego. I byli tylko rodzice...

Zabrakło mi tego powitania, bo to był niesamowity sukces! Marzyłyśmy o nim, ale nie wierzyłyśmy, że to jest możliwe. Gdy wyczytano, że 2. miejsce zajął Tarnów, byłyśmy przekonane, że to jest niemożliwe, żeby dali Polakom dwa pierwsze miejsca. To była chwila grozy, potem okazało się, że jest zwycięstwo. Coś takiego warto obejrzeć!

 

(ur) 2010-12-10 13:42:14

Aplikacja egarwolin.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    - niezalogowany 2010-12-22 12:58:54

    One cos chociasz potrafia nie to co wiekszosc z was a wiec nie piszcie o nich takich bzdur

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    - niezalogowany 2010-12-12 19:14:27

    Zaskakująca jest postawa niektórych osób, gdy słyszą lub czytają o czyimś sukcesie... Zazdrość, zawiść i tylko komuś dokopać "bo im się udało a mi nie" "relatwynie łatwo zostać mistrzem świata i okolic." - to relatywnie zostań mistrzem świata i okolic w jakiejś niszowej dziedzinie!!! A sporty narodowe? Nie trzeba Wikipedii. W Polsce były skoki narciarskie, wyścigi samochodowe...Zmienia się to zależnie od tego kto odnosi sukcesy. Długa droga do tego, abyśmy się nauczyli doceniać sukcesy innych :oops: Pani Zosiu i Izo - ŚWIETNA ROBOTA!!! Takich ludzi nam trzeba!!!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    - niezalogowany 2010-12-12 01:41:52

    "Byliśmy w tym roku w Finlandii, tam widać, że jest to sport narodowy."A co jest choćby w Wikipedii?Sport in FinlandFrom Wikipedia, the free encyclopediaSport is considered a national pastime in Finland and many Finns visit different sporting events regularly. Pesäpallo is the national sport of Finland, although the most popular forms of sport in terms of television viewers and media coverage are ice-hockey and Formula One.The most popular recreational sports and activities include floorball, nordic walking, running and skiing.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    - niezalogowany 2010-12-10 15:51:27

    "Jest wielu przedsiębiorców, którzy mogliby oddać 1% podatku i bardzo w tym roku na to liczymy. Te pieniądze idą na szkołę, bo my jako stowarzyszenie nie możemy ich przyjąć, ale dyrektor bardzo nam pomaga i oddaje dużą część tych pieniędzy."Jakieś toatalne nieporozumienie. Możecie powalczyć o status organizacji pożytku publicznego i otrzymać tzw. 1%.A szkoła w ogóle nie może otrzymywać takiej formy wsparcia.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    - niezalogowany 2010-12-10 15:48:01

    Super, że panie mają pasję i jednocześnie zawód, bo - powiedzmy to - nie robią tego społecznie.Sama dyscyplina jest niszowa i relatwynie łatwo zostać mistrzem świata i okolic.Ale tak w ogóle -szacunek!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo eGarwolin.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do