
Od sezonu 2014/2015 reprezentuje barwy Wilgi Garwolin, zaś jest żywą legendą Pogoni Siedlce, w które występował przez kilkanaście sezonów. W swoim CV ma występy na zapleczu Ekstraklasy, II i III lidze. 30 kwietnia skończy 39 lat.
ROZMOWA Z Robertem Kwiatkowskim, obrońcą Wilgi Garwolin
Pierwsza miłość? Pani od muzyki. Skończę grać przed śmiercią
Moja przygoda z piłką zaczęła się od...
- Byłem wtedy w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Graliśmy turniej piłki nożnej wszystkich klas z mojej szkoły. Działo się to w parku miejskim. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że te zawody mają wyłonić chłopców, którym piłka nie przeszkadza, którzy trochę lepiej radzą sobie na boisku od innych. To był pewien rodzaj selekcji,gdyż głównym projektem było utworzenie klasy sportowej o profilu piłki nożnej skupiającej "przyszłe gwiazdy futbolu" z całego miasta i okolic. Pamiętam dokładnie jak trafiłem do tej klasy. Miałem wtedy lekcję wychowania fizycznego na korytarzu. Przyszedł trener i powiedział coś w stylu: "ej, cwaniaczku, zrób 20 żonglerek i jesteś wśród najlepszych". Zrobiłem bez problemu, stresu. Wziąłem futbolówkę i podbijałem ją więcej razy niż się umawialiśmy. Od tamtej pory, już tyle lat bezustannie, kopie piłkę.
Dlaczego piłka nożna...
- Gdyż bieganie za piłką wypełniało moje 90 procent wolnego czasu w dzieciństwie. Oczywiście, chodziłem po drzewach, wisiałem głową w dół na trzepaku. Były inne czasy, bez telefonów komórkowych, tabletów. Komputer w domu był rzadkością. Ciężko było rodzicom zawołać dziecko do domu niż dzisiaj je wypchnąć na dwór. Oczywiście, nie twierdzę, że tamta młodzież była lepsza od obecnej, ale my musieliśmy wypełnić sobie czas, zastąpić dzisiejsze dobroci elektroniki. Kiedyś każdy wiedział, o której wyjść z domu i gdzie się spotkać bez szczególnego umawiania.
Pierwsze buty piłkarskie...
- Rynek nie był wtedy taki zasypany butami do grania w różnych kolorach, rożnych marek jak teraz. Wtedy większość z nas trenowała w korkotrampkach. Mówiliśmy na nie "kaczory". Pierwszymi profesjonalnymi butami były "wkręty" firmy Hummel, które kupiłem w Górze Kalwarii.
Pierwsze boisko...
- Osiedlowe, własnoręcznie zrobione bramki z kołków zapożyczonych z pobliskiej budowy. Po jednej stronie boiska rosły chyba cztery drzewa, po drugiej jedno, ale to nikomu nie przeszkadzało. Dla każdego z nam było to wymarzony plac do grania.
Idol z dzieciństwa...
- Christo Stoiczkow i Romario. Grali w FC Barcelonie. Później Alessandro Del Piero z Juventusu Turyn.
Obecnie najlepszy piłkarz w kraju i na świecie...
- W Polsce lubię oglądać jak gra Jose Kante z Legii Warszawa, ale czy on jest najlepszy w kraju to kwestia upodobania. Z kolei na świecie i mogę tu zaskoczyć kilka osób z mojego otoczenia - Cristiano Ronaldo. Nie dość, że jest wspaniałym piłkarzem to bardzo cenię jakim jest człowiekiem poza boiskiem. To tytan pracy, przy tym pomaga ludziom.
Ulubiona drużyna...
- FC Barcelona.
W jakim zespole chciałeś zagrać...
- Jak byłem młody to w Legii Warszawa.
Pierwsza bójka w szkole...
- Każdy na pewno taką miał. Pamiętam „solówkę” przy amfiteatrze. Był to po treningu, a moim rywalem był Marcin.
Gdybym nie był piłkarzem...
- Ciężko powiedzieć, bo odkąd zacząłem grać w piłkę to myślałem tylko o tym, jak zostać piłkarzem. Oczywiście chciałem ukończyć szkoły, zdobyć wykształcenie, ale nie zastanawiałem się wtedy czy będę lekarzem, blacharzem samochodowym czy elektrykiem. Szkołę średnią ukończyłem z tytułem technik elektryk. Myślę, że trzeba zawsze być dobrym człowiekiem, bez względu jaki masz fach w ręku. W życiu można robić wszystko.
Rodzice "za" czy "przeciw" piłce nożnej...
- Zdecydowanie "za", bo sport uczy i wychowuje. To obowiązki i wyrzeczenia. Moja mama zawsze powtarzała mi, że woli żebym grał w piłkę niż przesiadywał na osiedlu do późna i szukał "wrażeń".
Najlepszy piłkarz przeciwko któremu grałem...
- Myślę, że było ich wielu. Nie wszystkich mogę pamiętać, ale kiedyś grałem na przeciwko Kamilowi Kosowskiemu. Pojechaliśmy z Pogonią Siedlce do GKS-u Bełchatów. On był już prawie na emeryturze. Bawił się ze mną jak z dzieckiem. Do przerwy było 1:1, a w drugiej połowie straciliśmy pięć goli.
Ulubiona kreskówka...
- Tom i Jerry. Mogę ją oglądać i teraz.
Ulubiony przedmiot w szkole...
- Matematyka.
Przykładny uczeń...
- Typowy średniak. Krzywdy sobie nie dałem zrobić, a i wybitnym naukowcem nie byłem. Myślę, że to przez lenistwo. Zawsze umiałem na "trójkę", a na "czwórkę" nie chciało mi się uczyć.
Ksywa z dzieciństwa...
- "Kwiatek". Tak jest od zawsze. Czasami myślę, że część ludzi i znajomych nie wie,jak mam na imię, bo ciągle wszyscy mówią do mnie po przezwisku.
Najlepszy kumpel...
- Łukasz Firus - dyrektor biura w Pogoni Siedlce. To kumpel z boiska, ale również z młodzieńczych szkolnych szaleństw.
Grzeczny chłopiec czy urwis...
- Ministrantem nie byłem (śmiech - przyp. red.). Myślę, że więcej kłopotów niż przeciętny młodzieniec w moim wieku nie dostarczałem rodzicom i nauczycielom. Byłem pyskaty, zresztą ciągle jestem, nie raz zdarzało się, że musiałem wyrazić swoje zdanie sąsiadce czy koledze w sposób odbiegający od normy. Myślę, że jak każde dziecko musi być trochę niegrzeczne, żeby na stare lata było co wspominać. Dlatego do wyjątków nie należałem.
Najgłupsza rzecz zrobiona w dzieciństwie...
- Poszedłem ze starszymi kolegami kąpać się na stawy. Nie informowałem rodziców, a zeszło się na cały dzień. Pomijając ryzyko utonięcia, dostałem wtedy lanie.
Pamiętny mecz...
- Było ich kilka. Dwa spotkania zapamiętam na zawsze. Nie będą to miłe wspomnienia. Z Wisłą Płock zagrzała mi się głowa i w 21 minucie dostałem drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Drugie to tzw. "wędka" od trenera, czyli zmiana nie wymuszona jeszcze przed przerwą. Zszedłem w 31 minucie w starciu przed własną publicznością.
A te przyjemniejsze...
- Było ich znacznie więcej. Każdy awans do wyższej ligi smakował wyjątkowo. Nie zapomnę pierwszego meczu po awansie do trzeciej ligi przeciwko drużynie Sokoła Aleksandrów Łódzki. Wygraliśmy po moim golu. Gdy awnasowaliśmy o szczebel wyżej pierwsze spotkanie z Resovią wygraliśmy różnicą trzech goli, a byłem autorem ednego z nich. Szkoda, że nie udało się utrzymać passy po awansie na zaplecze Ekstraklasy.
Matura...
- Zdawałem jeszcze starym systemem. Miałem ustny i pisemny egzamin z języka polskiego i matematyki, a do tego do zaliczenia pracę dyplomową. Zdałem najlepiej w klasie, ale na pewno nie w szkole (śmiech - przyp. red.). Pamiętam sytuację jak wylosowałem numer stolika. Bylem zadowolony, że to 22. Mina mi zrzedła, gdy okazało się, że to stolicy idealnie przed komisją, ale jakoś się udało.
Kiedy zawiesisz buty na kołku...
- Uwielbiam to pytanie (śmiech - przyp. red.). Marzę, żeby to zrobić jeszcze przed śmiercią. Tak naprawdę dopóki zdrowie mi pozwala, jestem w stanie grać jak najdłużej, chociaż nie wiem czy ciągle mnie to jeszcze "kręci" czy już powoli się nie wypaliłem. Chciałbym się w pełni poświęcić swojej drużynie z rocznika 2005, dlatego rozbrat z boiskiem zbliża się wielkimi krokami.
Hobby...
- W dzisiejszych czasach, gdzie ludzie wszędzie pędzą, szukając zarobku gdzie się da, ciężko znaleźć czas na realizację swoich potrzeb. Lubię aktywnie spędzać czas. Nigdy nie potrafiłem usiedzieć w miejscu, wysiedzieć w domu, dlatego lubię wszelkiego rodzaju wysiłek fizyczny: czy to rower, czy bieganie czy szybki spacer. Oczywiście uwielbiam spędzać czas w górach. Przynajmniej raz w roku staram się pochodzić po szlakach.
Jak radzisz sobie w czasach koronawirusa...
- Staram się przestrzegać wszelkich zasad, zakazów i nakazów. To czas bardzo nerwowy dla wszystkich ludzi. Każdy się boi, martwi i panikuje. Oczywiście, sam się obawiam konsekwencji, ale staram się nie zwariować. Nie chcę się nakręcać. Poza tym ten czas wykorzystuje na bycie w domu, zwyczajną obecność jako mąż i ojciec. Tylko nie wiem czy domownikom to wyjdzie na dobre (śmiech - przyp. red.). Teraz jest dobry moment, żeby spędzić czas z rodziną. Wiem, że nie da się nie myśleć o tym co się dzieje na świecie, ale żyć i funkcjonować jakoś musimy.
Co robisz żeby zabić nudę?
- Żona mi ustala menu (śmiech - przyp. red.). Teraz mam czas na nadrobienie zaległych prac w domu i przy domu.
Pierwsza miłość...
- Pani od muzyki w mojej „podstawówce”. Swojego czasu podkochiwałem się w pewnej Marysi z klasy „D”. Niestety, oba przypadki legły w gruzach. Nigdy w życiu nie odważyłem się zagadać. Pierwszy przypadek raczej zrozumiały, była starsza, a jeszcze dziecko. W drugim rówieśniczka, ale nigdy nie miałem śmiałości do kobiet.
Jak poznałeś żonę...
- Zaraz na początku studiów. Chyba już na pierwszych imprezach utworzyliśmy grono ludzi, którzy dobrze się czuli w swoim towarzystwie, mieli podobne upodobania, miło nam się spędzało czas ze sobą. Pamiętam, że Diana przychodziła na każdy mój mecz w Siedlcach. Tak naprawdę zaczęliśmy ze sobą "chodzić" pod koniec studiów. Wyjazdy na wakacje, imprezy rodzinne i tak już zostało. Wziąłem, przygarnąłem no i jest (śmiech - przyp. red.). Jesteśmy 12 lat po ślubie. Owocem jest prawie 12-letnia Pola, 8-letnia Ada i 6-letnia Iga.
Gdzie pracujesz...
- Odkąd wróciłem do Garwolina na stałe, pracuję w firmie Lamex z siedzibą w Lipówkach, zajmującą się importem i dystrybucją sprzętu elektronicznego. System pracy od poniedziałku do piątku idealnie odpowiada moim potrzebom i obowiązkom jako zawodnik i trener, a daje też mi dużą satysfakcję z pracy. O tym, że mam najlepszych szefów na świecie i pracuję w najlepszej firmie już nie będę wspominał.
Mateusz Połynka
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie