Reklama

Łzy bólu i szczęścia – warto żyć ekstremalnie – EDK 2019

Mieli chwile zwątpienia, gdy ból odbierał siłę w nogach. Gdy padał śnieg, ubrania były przemoczone, a dookoła panowała ciemność, oni szli dalej! Przez tę noc naprawdę czuli, że dźwigają swój krzyż, a jednocześnie mieli poczucie udziału w męce Tego, którzy oddał życie za nas wszystkich. Dlaczego podjęli to ekstremalne wyzwanie? Co dała im ta wyjątkowa Droga Krzyżowa? Przeczytajcie świadectwa trzech uczestniczek EDK 2019!

Wyzwanie, droga, zmaganie i spotkanie. Tydzień temu, w piątek 12 kwietnia, setki osób z naszego powiatu przemierzyły wyjątkową Drogę Krzyżową. W milczeniu i skupieniu, pogrążeni w rozważaniach i modlitwie szli, wierząc, że każdy kolejny kilometr zbliża ich do Pana. Do Tego, którzy oddał swoje życie, aby nas zbawić. Chcieli nieść ten krzyż razem z Nim. Kontemplować Jego mękę, rozważać tajemnicę Jego śmieci i znosić ból, który dał im poczuć ułamek cierpienia i ciężaru, jaki dźwigał Jezus podczas swojej ostatniej drogi. W Wielki Piątek zapraszamy Was do przeczytania świadectw trzech uczestniczek EDK 2019!

 

Bardzo lubię chodzić na pielgrzymki, niestety nie mam możliwości iść, więc postanowiłam, że wybiorę się na EDK. To był mój trzeci raz i jak Bóg pozwoli, pójdę kolejne razy, wybierając już inną trasę. Szło mi się raz lepiej, raz gorzej, ale doszłam do końca trasy, liczącej 43 km. Trudny moment miałam, gdy miałam 10km między stacjami. Wtedy myślałam, że zrezygnuje, ale nie poddałam się tak łatwo. EDK daję wiarę we własne siły, wiarę w siebie, by choć przez jedną noc naprawdę czuć, że dźwigasz swój krzyż. Gdy dochodzisz do ostatniej stacji, czujesz ulgę i poczucie, że naprawdę możesz pokonać wiele problemów. Każdemu polecam, by choć raz spróbował, bo WARTO ŻYĆ EKSTREMALNIE! Kinga

 

Szłam trzeci raz. Tym razem udało mi się dotrzeć do końca. W tym roku nie zanosiło się, że się uda, ale to chyba kwestia tego, że byłam bardzo zdeterminowana i jak się okazuje miałam potrzebę ją ukończyć. To, co działo się ze mną na samym końcu trasy jest nie do opisania. Szłam tą krótsza trasę św. Jose (42 km). Na początku super. Trasę znałam z pierwszego razu... Do Łaskarzewa to w zasadzie jak do domu. Kryzys pojawił się w tym miejscu, w którym miałam go dwa lata temu, czyli w okolicy Żabieńca. Jednak zacisnęłam zęby i parłam ostro dalej. Drugi kryzys pojawił się, kiedy zaczął padać śnieg. Na wiadukcie w Czyszkówku lód. Nogi już dawały o sobie znać i po prostu wszystko miałam mokre. Nie przewidziałam tego śniegu. Trzeci i chyba najgorszy moment był na łąkach za Interdrukiem. Wtedy wiedziałam już, że nie ma odwrotu, no bo kto by tam po mnie przyjechał? Musiałam dojść do końca. Tym bardziej, że to właśnie wtedy pojawił się w mojej głowie sens fizycznego cierpienia, które odczuwałam. Poszłam bez konkretnej intencji, ale ksiądz na kazaniu powiedział, że ta intencja się pojawi właśnie w momencie, kiedy będziemy totalnie wykończeni. EDK dała mi na pewno duży luz psychiczny. Zasada milczenia, kiedy jest się gadułą taką jak ja dodatkowo obciąża. Ale wtedy swoje gadulstwo poświęciłam Bogu. Miałam czas na zastanowienie się nad tym, co robię ze swoim życiem. Jak to robię i jaki mam cel? Mogłam Go poprosić i przede wszystkim przeprosić za to, co nawywijałam... Szłam z narzeczonym. To on namówił mnie na pierwszą EDK, a w tym roku to ja chyba bardziej tego potrzebowałam. Gdyby nie on, nie udałoby mi się dotrzeć do końca. Dla mnie było to nie tylko wyzwanie fizyczne, ale przede wszystkim mega doświadczenie duchowe. I niech ktoś powie, że kobiety są słabe! Agata

 

Wyzwanie podjęłam, bo było to dla mnie ciekawe doświadczenie i forma pokuty. Był to też czas przemyśleń i wyciszenia się. Szłam trasę 46 km. Było wiele trudnych momentów, ale ostatni odcinek drogi był najgorszy. EDK dało mi szansę spojrzeć na moje życie zupełnie z innej strony. Pozwoliło mi zrozumieć, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Teraz już wiem, że nie warto żyć normalnie. Trzeba żyć ekstremalnie. Najbardziej ujęła mnie 15 Stacja Cud. Mimo tego, że nie udało mi się dotrzeć do celu, bo zabrakło mi jakieś 700 m, wiem, że Ekstremalna Droga Krzyżowa to prawdziwe ćwiczenie duchowe, po którym problemy, które były nie do przejścia teraz są dla mnie bardziej zrozumiałe i wiem, jak sobie z nimi radzić, bo ktoś pokazał mi drogę, którą mam iść.

Łzy były i to nie raz. To jest coś pięknego w taki sposób przeżywać mękę Jezusa. Można to robić z ciepłej ławki na stojąco czy klęcząc w kościele, ale dopiero podejmując takie wyzwanie, można poczuć ułamek ciężaru, jaki dźwigał Jezus podczas swojej drogi i tak naprawdę za każdym razem, kiedy chciałam zrezygnować, wrócić do domu, do ciepłego łóżka, trzymała mnie jedna myśl, że Jezus został ukrzyżowany za nasze grzechy, więc ja zrobię coś dla Niego i pokonam tą drogę. Jeszcze po powrocie do domu, mimo bólu i wchodzenia na schody na czworakach, miałam w oczach łzy i dziękowałam za to, czego doświadczyłam podczas tego wyzwania. Ewelina

 

ur

Zdj. Agata, zdjęcia z EDK parafii w Sulbinach: Edyta Perenc

Aplikacja egarwolin.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo eGarwolin.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do