
O nauce pokory i życiu z kilometra na kilometr, decyzji i przygotowaniach razy pięć oraz o wierze, w to, że będzie po prostu dobrze, bo Bóg troszczy się o wszystko. Rozmawiamy z 35-letnią Karoliną, która w tym roku będzie wędrować do Częstochowy z czwórką dzieci. W drogę!
44 Piesza Pielgrzymka Podlaska odbędzie się pod hasłem "Jestem Dzieckiem Boga". W drogę do Jasnogórskiej Pani w sobotę, 3 sierpnia, wyruszą grupy z Garwolina, Gończyc, Łaskarzewa i Wilgi. W niedzielę, 4 sierpnia, dołączą do pątników grupy z Maciejowic i Żelechowa.
Co sprawia, że pielgrzymi podejmują decyzję o pokonaniu na własnych nogach ponad 360 km? Czy podejmują jakieś specjalne przygotowania? Co daje im wędrówka - często w upale lub deszczu, z bólem i jednocześnie śpiewem i modlitwą na ustach i w sercu? W cyklu "W drogę!" rozmawiamy z trzema pątniczkami w różnym wieku. Dziś - w ostatniej części -zapraszamy do przeczytania rozmowy z Karoliną.
Nauka pokory i życia z kilometra na kilometr
Miłość do pielgrzymek w Karolinie Mianowskiej zaszczepił jej mąż Kuba, gdy jeszcze nie byli małżeństwem. Już wtedy chodzili na pielgrzymki na Jasną Górę. – Wspominam bardzo dobrze ten czas. Ja byłam kilka razy, on też chodził beze mnie, więc jest w nas ta miłość do pielgrzymek i to jest tak niesamowity czas - nie dość, że wzrostu duchowego, słuchania świadectw, konferencji, ale to też czas nauki pokory i takiego życia z kilometra na kilometr tak naprawdę - od postoju do postoju, od noclegu do noclegu. Jestem też wdzięczna teściom, w jaki sposób wychowali mojego męża, bo myślę, że to jest wychowanie z domu do życia, że tak fenomenalnie wszystko ogarnia, bo ja sama na pewno nie dałabym rady – wyznaje pani Karolina, która jest mamą czwórki dzieci: Józia (4l.), Stefcia (6l.), Helenki (10l.) i Franka (12l.)
Zdj. Miłość do pielgrzymek w Karolinie Mianowskiej zaszczepił jej mąż Kuba, gdy jeszcze nie byli małżeństwem. Już wtedy chodzili na pielgrzymki na Jasną Górę.
35-latka z Górzna nie ukrywa, że inspiracją do tego, żeby iść z dziećmi na pielgrzymkę była siostra jej męża Gosia, która z czwórką dzieci była już nie raz na różnych pieszych pielgrzymkach i to sama - bez męża. Pani Karolina przyznaje, że podziwia szwagierkę i często myślała, że ona sama by nie poszła na pielgrzymkę. – Na pewno bym poszła z moim mężem, bo jest bardzo organizacyjny, bardzo dobrze wychodzi mu rozkładanie i składanie namiotu i wszystkie rzeczy porządkowe. Po prostu jest w tym mistrzem. Bardzo go podziwiam w takich kwestiach. Pomyślałam, że ja sama nie dałabym rady pójść z czwórką dzieci i co roku, jak chcemy iść, to myślę sobie, że jak dzieci będą trochę większe, to pójdziemy i co roku, akurat w tym czasie, gdy idzie piesza pielgrzymka do Częstochowy, wypadają nam rekolekcje, na które jeździmy już od 8 lat do naszych znajomych nad morze. Zawsze wybieramy jechać tam - to jest nasz priorytet – przyznaje.
Pokój, wiara i decyzja
Nasza rozmówczyni bardzo ucieszyła się, gdy dowiedziała się, że w tym roku ich rekolekcje będą dopiero 19 sierpnia. Niestety, mąż pani Karoliny nie mógł wziąć 3-tygodniowego urlopu, by iść z całą rodziną na pielgrzymkę, a później jechać na rekolekcje.
– Powiedział mi "jak chcesz, idź sama", ale ja zupełnie tego nie czułam. Po prostu myślę sobie "przecież ja nie dam rady" i tak zostało. Pewnego razu wychodzę z kościoła, bo w wakacje staram się jeździć rowerem na 7 do kościoła i poprosiłam o coś. I od razu, gdy wyszłam, usłyszałam taki głos, żeby iść na pielgrzymkę. Tak po prostu usłyszałam, tak poczułam to. Podeszła do mnie pani Lidka, która zaczęła mi opowiadać o tym, że była w czerwcu na pieszej pielgrzymce do Gietrzwałdu. Podczas tej rozmowy poczułam taką decyzję, że ja mam iść na pielgrzymkę i że ja sobie poradzę. Po prostu poczułam coś takiego - nie potrafię tego opisać, ale to Bóg do mnie przemówił w słowach pani Lidki, że ja mam iść z czwórką dzieci - i mało tego - od razu, gdy wracałam z tej mszy rowerem, pojawiły się dwie intencje, które dały mi odpowiedź na pytanie, dlaczego ja mam iść. Oprócz tej decyzji przyszła taka pewność, taki pokój! Dostałam wiary! Wiara to jest coś, bez czego dziś sobie nie wyobrażam życia i coś, co mnie ratuje codziennie. To jest taka spokojna pewność siebie, taki pokój ducha, spokój umysłu - to jest wiara. Dla mnie to się nazywa szczęściem, kiedy ja myślę, że idę. Kiedy wiem, że dojdę i to jest taki spokój - i to jest nic, że mój mąż nie idzie. Ja zabieram czwórkę dzieci i idę! – mówi pani Karolina. Dodaje, że docenia też to, że ma taką pracę, w której nie musi martwić się o urlop.
Przygotowania razy pięć!
Pątniczka przyznaje, że jest dużo szykowania i pakowania. – Tu skarpetki, tutaj bluzki zakrywające ramiona, spodenki zakrywające kolana, tutaj takie sandały, adidasy, więc jest tego dużo, tym bardziej, że wszystko liczy się pięć razy. Myślałam, jak sobie poradzę z namiotem, ale oczywiście idzie rodzina, idzie dużo znajomych i po prostu wiem, że będzie dobrze. Krystian - mąż mojej siostry Madzi powiedział, że będzie mi co rano składał namiot i co wieczór rozkładał. Dla mnie to też było takie potwierdzenie, że Bóg się troszczy o takie małe rzeczy, które też są znakami na naszej drodze dla mnie, więc idziemy. Dzieci też się bardzo cieszą – zapewnia.
Dodaje, że w ubiegłym roku odprowadzali na pielgrzymkę rodzinę i znajomych i jeden dzień szli wszyscy razem. – Później Frankowi i Heli tak się spodobało, że całą pielgrzymkę przeszli. Helenka wróciła trochę wcześniej, bo jechaliśmy na rekolekcje, a Franek całą przeszedł. Ja - jako mama byłam taka dumna z nich, że oni to zrobili - bez przygotowania, my tylko dowoziliśmy rzeczy, a oni mówili, że jeszcze tylko dzień, jeszcze tylko dzień... To było takie piękne dla mnie, że dzieci tak wczuły się w ten klimat i takie warunki polowe. Lubią, kiedy wyjeżdżamy pod namioty i lubią takie życie, gdzie możemy liczyć tylko na siebie. Nie jest nic ważne, tylko to, że idziemy i mamy dojść. To jest też piękne, że my mamy siebie nawzajem i pielgrzymi pomagamy sobie – podkreśla.
Zdj. Józio (4l.), Stefcio (6l.), Helenka (10l.) i Franek (12l.) bardzo cieszą się, że w tym roku idą na pielgrzymkę z mamą Karoliną.
Będzie dobrze - po prostu
– Stefcio i Józio też idą i są bardzo dobrze nastawieni. Wiedzą, że będziemy spać pod namiotami, bardzo to lubią. Wiedzą, co to jest pielgrzymka, bo w tamtym roku byli jeden dzień. Kupiliśmy im taki specjalny wózek, w którym będziemy ich pchać, ale oni też będą iść na swoich nóżkach, więc nastawiamy się bardzo dobrze. Nastawienie na pewno ma tutaj największe znaczenie i ta wiara na pewno, że będzie dobrze - po prostu – puentuje z wiarą pani Karolina.
Zdj. Stefcio (6l.) i Józio (4l.) będą wędrować na swoich nóżkach i z pomocą wózka.
ur
Zdj. arch. prywatne
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Zawsze mnie zastanawia, z czego tacy oddani Bogu żyją, gdzie pracują? Od 7 lat nie wykukałem więcej, niż 5 dni urlopu w okresie wakacyjnym. Żona przy trójce dzieci, w tym dwóch już bardzo samodzielnych, ledwie zakręty zbiera. Tutaj proszę. Jest czas na modlitwę, jest czas na pielgrzymkę.