
Harcerze z czterech drużyn z Hufca „Orłów” spędzili prawie dwa tygodnie na obozie skautowym w Ahlen. O niezwykłym wyjeździe opowiada komendantka polskiego podobozu pwd. Sylwia Larkiewicz. Harcerzom i skautom przyświecało hasło: „Gemeinsam rund um die Welt * Razem dookoła świata”.
Pewnego letniego popołudnia z pociągu na stacji PKP w Łaskarzewie wysypała się całkiem spora gromadka zmęczonych postaci w czarnych koszulkach z wesołymi nadrukami. Młodzi podróżnicy uginali się pod ciężkimi plecakami, a na pierwszym peronie czekali na nich wytęsknieni rodzice oraz rodzeństwo. Pan konduktor pobłażliwie spoglądał na ten dziwny wyładunek – dla niego już mniej tajemniczy, bo przecież sprawdził bilety i trochę złośliwie drwił z bagaży zagradzających przejście w przedziałach.
Gemeinsam rund um die Welt
Na owych czarnych koszulkach widniała kula ziemska opasana sznurem związanym u dołu węzłem płaskim. Wokół Ziemi podążały różne środki lokomocji od samolotu, przez pociąg po żaglówkę. Na tle globu znajdowało się hasło: „Gemeinsam rund um die Welt * Razem dookoła świata”. Pod rysunkiem zaś - liczba 2014, a pod nią kolejne dwie linijki napisu – „DPSG Ahlen & Enniger” i „ZHP Hufiec Garwolin”.
Właściwie te nadruki wtajemniczonym powiedziałyby wszystko – oto harcerze należący do garwolińskiego hufca Związku Harcerstwa Polskiego wracają z obozu w Niemczech, gdzie gościli u skautów z Deutsche Pfadfinderschaft Sankt Georg (niemiecka katolicka organizacja skautowa, mająca za patrona Św. Jerzego), dokładniej: ze szczepów stacjonujących w Ahlen i Enniger. Ktoś bardziej wnikliwy sprawdziłby, że obie te miejscowości znajdują się w Nadrenii Północnej – Westfalii, czyli aż 1000 km od Łaskarzewa. Można by też z koszulek wyczytać, że obóz miał swoją tematykę – podróż dookoła świata. Węzeł płaski zaś symbolizuje przyjaźń i braterstwo, co oznacza, że środowiska te należą do wspólnoty jaką jest skauting, a w tym momencie zaczęły bądź kontynuują razem wspólny projekt.
I tak właściwie, w przedsięwzięciu tym brali udział harcerze z łaskarzewskich drużyn: 100 WDH Arbaro (Zespół Szkół nr 2), 122 DH Kormorany (Zespół Szkół nr 1), 21 DHiZ Fantazja (Szkoła Podstawowa w Krzywdzie) oraz z 3 DH w Parysowie. Spędzili prawie dwa tygodnie na obozie skautowym w Ahlen. Komendantką polskiego podobozu była pwd. Sylwia Larkiewicz, jej zastępczyni to pwd. Alicja Sapryk, natomiast trzeci opiekun i jednocześnie oboźna to druhna Klaudia Leszczyna.
Jak to się stało, że doszło do tego spotkania?
Cała historia zaczęła się na początku 2012 roku na seminarium skautowym Start-Up w Poznaniu, zorganizowanym pod patronatem Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży. Spotkanie miało pomóc nie tylko w prawidłowym napisaniu wniosku o dofinansowanie spotkania harcerzy, ale także w znalezieniu partnerskiej drużyny czy szczepu.
I już latem tego samego roku gościliśmy na Stanicy Polewicz troje liderów z Niemiec, którzy przyjechali zobaczyć, jak pracujemy, jakie mamy warunki, jacy jesteśmy. Całą zimę zajęło planowanie programu obozu, pisanie wniosku, planowanie wspólnych dwóch tygodni na Polewiczu – tym trudniejsze, że odbywało się drogą listowną – obliczyliśmy, że napisaliśmy razem ponad sto maili! Projekt został przyjęty, PNWM przyznał nam dotację i latem 2013 roku bawiliśmy się świetnie na naszym terenie. Niemieckim pfadfinder i naszym harcerzom bardzo się podobało, skauci obojga narodów (plus jeden Amerykanin i jeden Holender) zaprzyjaźnili się, nie chcieli wręcz wracać do domów. Pożegnanie łączyło się ze słowami głównego lidera niemieckiego podobozu: „Baliśmy się was i nie spodziewaliśmy się, że będzie tak fajnie, dziękujemy! Zapraszamy w przyszłym roku do nas!”
To pojechaliśmy!
W połowie lutego wspólnie napisaliśmy kolejny wniosek, tym razem w Niemczech, bo przedstawiciele strony polskiej pojechali do Ahlen na zwiad. I tak oto, w drugiej połowie lipca grupa dwudziestu jeden harcerzy ruszyła pociągiem w świat. Lekka trema, ciekawość świata, chęć przeżycia przygody – to jest to, co nas pognało tysiąc kilometrów na zachód.
I co zobaczyliśmy? Zwiedziliśmy ZOO w Dortmundzie, wielką gotycką katedrę w Kolonii, Muzeum Czekolady Lindt (ach, te próbki czekolady!). Bawiliśmy się w Maxi-Parku w Hamm, uczyliśmy się wspinać i ubezpieczać w imponującej hali wspinaczkowej znajdującej się w olbrzymim budynku starej kopalni węgla. Zaliczyliśmy kilka wizyt na ahleńskim basenie otwartym (co drugi dzień), codziennie niemal jeździliśmy na wypożyczonych dla nas rowerach – w tym odbyliśmy dwie wycieczki do miejscowości odległych o kilkanaście kilometrów (Enniger i Hamm). Były też inne atrakcje, na przykład „Spielmobil” – auto wypełnione przeróżnymi grami, pojazdami, akcesoriami do zabaw ruchowych – albo „wutzball” – gra podobna do amerykańskiego footballu. Przygotowano też prawdziwą dyskotekę tylko dla uczestników obozu – tańce na polu namiotowym trwały do pierwszej w nocy.
„ Zwiedzali” cały świat
Oczywiście, wszystkie dni miały swoje motto, związane z jakimś krajem czy kontynentem. Byliśmy więc nie tylko w Niemczech, ale „zwiedziliśmy” cały świat. Dzięki tematycznym zabawom, skautowym grom, podchodom – udało się poruszyć naszą wyobraźnię i odkryć nowe lądy.
W niedzielę zaś wszyscy wzięliśmy udział we mszy św. w kościele rzymsko-katolickim w Ahlen. Ksiądz bardzo ciepło powitał naszą grupę, a podczas kazania podszedł z mikrofonem do druhny Sylwii Larkiewicz i zadał kilka pytań: skąd dokładnie przyjechali polscy harcerze, jak się zaczęła współpraca z tamtejszymi szczepami, no i wreszcie – jak jest po polsku „serdecznie witamy”. Przy okazji przyjrzeliśmy się chrztowi małej Fenji, której mama jest również związana ze środowiskiem skautowym.
Któregoś dnia zawitał na obóz dziennikarz z lokalnej gazety „Die Glocke” („Dzwon”) – swój artykuł rozpoczął następująco: „Polana w parku Langst pod Górą Saneczkową (Rodelberg) od tygodnia jest zajęta przez dwie czarne jurty i sześć białych mniejszych namiotów (…) Razem czterdziestu skautów Polski i z Ahlen spędza tam swoje wakacje.” Zakończył natomiast opisem wspólnych wieczorów z gitarą przy ognisku, gdzie śpiewaliśmy na przemian polskie, niemieckie i angielskie piosenki. Czytaj dalej>>>
A jak wyglądał zwykły dzień na obozie?
Harcerze mieli wspólne dyżury w kuchni, w toaletach czy przy sprzątaniu domu, zwanego Pumpenhausem. Wszystkie gry, zabawy przygotowywane były wspólnie, w przemieszanych polsko-niemieckich składach. Wspólnie spożywaliśmy posiłki. Początkowo nam, Polakom, trudno było się przyzwyczaić, że w porze obiadowej dostawaliśmy lunch, czyli właściwie drugie śniadanie, natomiast porządny ciepły obiad był dopiero wieczorem. Dłużej też się spało, częstokroć program zaczynał się dopiero o godzinie 11.
Piloty robiły furorę
Niemieckim skautom bardzo spodobał się dzień polski – zaprawa (czyli poranna gimnastyka), apel z musztrą oraz kontrolą czystości w namiotach. Piloty czyli wyrzucanie zabałaganionych posłań z namiotu zrobiły wręcz furorę. Na pewno stereotypowo każdy pomyślał, że to polskie dzieci zasłużyły na piloty. Otóż nie! Niemieccy liderzy zadziwieni byli wręcz porządkiem naszych harcerzy. I obiecali, że na pewno będą się bawić w polskie apele! Ostatniego wieczoru wszyscy uczestnicy zostali obdarowani przez gospodarzy masą prezentów: basen, kredki, farby, plecaczki i inne gadżety. Nastąpiło pożegnanie, popłynęło trochę łez, było sporo uścisków. „Żółwik, beczka i piąteczka” – no, cóż, nauczyli się Niemcy trochę polskiego… Ostatnią noc tak jak i pierwszą spędziliśmy w pociągu – znów kuszetki w ekspresie Jan Kiepura. Potem odpoczynek w Warszawie Wschodniej i przesiadka do osobowego Kolei Mazowieckich.
Rzecz ciekawa – na stacji w Łaskarzewie zaraz po przywitaniu z rodzicami, nastąpiło też pożegnanie równie rzewne, jak to poprzedniego dnia z niemieckimi skautami, uściski i obietnice: „Za rok też gdzieś razem jedziemy!”.
PS. – Relację przygotowała pwd. Sylwia Larkiewicz, jedna z osób wchodzących w skład zespołu zagranicznego Hufca ZHP „Orłów” w Garwolinie, koordynującego hufcową współpracę międzynarodową. Po latach doświadczeń doszliśmy do wniosku, by unikać dużych – a co za tym idzie – raczej anonimowych spotkań i koncentrować się na wieloletnim współdziałaniu konkretnego naszego środowiska harcerskiego z konkretnym skautowym partnerem. I tak ma się rzecz w przypadku współpracy ze skautami angielskim, ze skautami z Serbii, z lwowskimi skautami, ze skautami z Niemiec i Włoch – uzupełnia komendant hufca hm. Zbigniew Winiarek. W 2016 roku zaprosimy naszych skautowych przyjaciół na piątą edycję międzynarodowego obozu przyjaźni pod nazwą Drop into Poland (Wpadnij do Polski). A to już prawie wyczyn…
(Hufiec „Orłów”, oprac. ur) 2014-08-11 13:37:05
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
[quote name="RobertP"]fajnie....ale jak patrzę na te rozchełstane,pogniecione,obwieszome naszywkami.... mundury to mi ręce opadają...tam jest godło..herb...ehhh...czas umierać..[/quote]Huehue, drogi umierający Druhu... Rzeczywiście jest godło i herb, nawet kilkunastu krajów, w tym Polski, nawet naszyte na plecach. To są stroje skautowe DPSG, Niemców. Strój skautowy ma to do siebie, że jest radosny i nieskrępowany regulaminami. Od umundurowania Niemcy się odwrócili - nie chcą być kojarzeni z młodzieżówkami III Rzeszy. My mamy pamięć o Szarych Szeregach, bardziej jesteśmy wojskowi, bo nie kojarzy nam się to ze złem (wojna była zła, ale my byliśmy po dobrej stronie).Oni może nie świrują na punkcie porządku, ale skautowe umiejętności typu pionierka mają na najwyższym poziomie. Nie jest to jakaś pokątna organizacja, a DPSG należąca do światowych stowarzyszeń takich jak WOSM czy WAGGGS. I takie są właśnie międzynarodowe trendy.Przyznam, że dzięki temu niemieckie dzieci z wielką chęcią biegają przez cały obóz w swoich bluzach, natomiast nasze przebierają się zaraz po apelu czy ognisku, zwłaszcza dziewczyny. Jest po prostu niewygodnie.
[quote name="RobertP"]fajnie....ale jak patrzę na te rozchełstane,pogniecione,obwieszome naszywkami.... mundury to mi ręce opadają...tam jest godło..herb...ehhh...czas umierać..[/quote]ale przyznasz że na tel innych nacji nasze dzieciaki dobrze wygladają.
fajnie....ale jak patrzę na te rozchełstane,pogniecione,obwieszome naszywkami.... mundury to mi ręce opadają...tam jest godło..herb...ehhh...czas umierać..