
Jakie było zdziwienie pani Edyty, gdy zobaczyła, że przez jej działkę w Kaleniu Drugim biegnie wykopany rów, na którego wykonanie nie wydała zgody. A winnego nie ma...
Pani Edyta pochodzi z Kalenia Drugiego, ale mieszka poza powiatem. W środę, 5 marca, przejeżdżając obok, chciała sprawdzić swoją działkę. – Teren jest zarośnięty, szykowany pod działki budowlane – wyjaśnia. Zaskoczenie było ogromne, gdy zobaczyła rów przecinający całą posesję. – Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam – przyznaje.
Zdenerwowana pojechała na drugą stronę i zauważyła, że ktoś wypompowuje wodę z pobliskiego stawu właśnie tym rowem. – Podeszłam do jakiegoś pana i spytałam, kto tu rządzi, bo chciałabym porozmawiać. Dawno tu nie mieszkam i nie znam tych ludzi. Człowiek mówi, że nie wie. No, czeski film – opowiada.
Później dowiedziała się, że na zlecenie gminy ktoś odmula staw. – Nieoficjalnie usłyszałam, że wykonawca i pani radna Anna Sowa dostali zgodę od wójta, ale na przekopanie rowu wzdłuż drogi od stawu. Jednak oni nie poszli przy drodze, tylko prosto przez moją działkę - denerwuje się. – Wjechali ciągnikiem na moją posesję, zrobili w niej rów na całej długości – nie kryje emocji.
"Nikt mnie nie pytał o zgodę"
Następnego dnia poszła do wójta, by dowiedzieć się, kto jest za to odpowiedzialny. Powiedział, że sprawę wyjaśni. Zapowiedziała, że jeśli nie załatwią tego polubownie, zgłosi się na policję, żądając 10 tys. zł odszkodowania, zasypania rowu i wyrównania terenu. – Ja nigdy bym takich rzeczy nie zrobiła. Szpadla nie włożę sąsiadowi w pole, bo granica to rzecz święta. Mnie jednak nikt nie pytał o zgodę, a jestem jedyną właścicielką – podkreśla.
Wójt oddzwonił po pewnym czasie. – Powiedział, że odszkodowania nikt mi nie zapłaci, bo z tego, co się dowiedział od pracujących, zgodę na wjazd i prace na mojej działce wydał mój ojciec, z którym nie rozmawiam – mówi pani Edyta. – Jednak on nie mógł wydać zgody, bo wszyscy wiedzą, że to jest tylko moja własność. Chociaż teraz mówią, że nie wiedzą, że to moja działka – dodaje. Wójt zapewnił, że rów zasypią, gdy pracujący znajdą czas.
Pani Edyta wspomina, że w czwartek, czekając na odpowiedź, widziała radną przy stawie. – Nikt nie podszedł do mnie, nie próbował wyjaśnić sytuacji – mówi. – Nie mają pozwolenia na papierze. Zostałam potraktowana jak śmieć: to jest twoje, ale ty nie masz nic do powiedzenia, bo nie ma cię tu. Nie dość że zalali mi działkę, to śmieją mi się w twarz i jeszcze mówią, że ja się czepiam – oburza się. Zauważa, że gdyby nie przejeżdżała obok, nie byłaby świadoma, że do tego doszło.
"Sąsiedzkie niedomówienia"
O sprawę pytamy wójta Macieja Błachnio. – Gmina tylko i wyłącznie zleciła konserwację stawu w miejscowości Kaleń Drugi. Inne rzeczy, o których mówi ta Pani, to wynik sąsiedzkich niedomówień, w które nie chcę wnikać – odpowiada krótko.
Radna Anna Sowa tłumaczy, że gmina zabezpieczyła środki na roboty i je zleciła. – Jestem radną, mieszkam naprzeciwko stawu, więc chodzę i patrzę, jak prace przebiegają, ale nie jestem za nie odpowiedzialna, bo nie jestem pracownikiem gminy i nikt mi nie zlecił pilnowania – mówi. – Gdy była podejmowana decyzja o przeoraniu pługiem, a nie, jak twierdzi ta Pani, wykopaniu rowu, mnie tam nie było, bo byłam w pracy – podkreśla. Dodaje, że - z tego, co się później dowiedziała - zadecydował o tym ojciec pani Edyty. – Nie mam pojęcia, kto jest właścicielem działki - czy Pani Edyta, czy jej były mąż, czy ojciec – zarzeka się. Szerzej sprawy nie komentuje.
Henryk Ośka, właściciel firmy od konserwacji stawu, twierdzi, że to nie on wykonał rów. – Nie wiem, kto go przeorał. Nie było mnie wtedy. Ja nie podejmowałem żadnych decyzji, wyrzucam tylko szlam i z tego się wywiązuję – mówi. Podkreśla, że nie wnika w sąsiedzkie spory. – W uzgodnieniach między radną i wójtem było, że wodę odpompuje straż pożarna, a ja wejdę w już gotowy dół i zajmę się odmulaniem – dodaje.
Prezes OSP Kaleń-Grabniak Piotr Szczęch potwierdza, że nie było go przy pracach. – Po dwóch dniach od rozpoczęcia prac, na prośbę radnej i wykonawcy użyczyliśmy pompę. Zwieźliśmy ją, zostawiliśmy, a później odebraliśmy – wyjaśnia. Nie wie, co działo się na miejscu.
"Wiedzieli"
Kto więc wjechał na prywatną działkę i przeorał rów? Nikt nic nie wie? – Tak jak mówiłam: czeski film. Weszli, zrobili szkodę, a nie ma odpowiedzialnego. Zrobili głupotę i nie są w stanie się z niej wytłumaczyć – podsumowuje pani Edyta. Twierdzi, że radna i sołtys wiedzieli, czyja to działka, bo płaci podatki. – Moim zdaniem najpierw powinni sprawdzić, kto jest prawnym właścicielem, a dopiero wejść i niszczyć – stwierdza. Zapowiada, że sprawy tak nie zostawi.
JS
Zdjęcie: Pani Edyta
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie