
Wioząc pomoc humanitarną na Ukrainę mogliśmy zobaczyć, jak w czasie wojny żyją mieszkańcy zachodniej części tego kraju.
W weekend przed świętami pojechaliśmy we trzech: Arkadiusz Kszczot - pastor Społeczności Chrześcijańskiej w Garwolinie, który regularnie jeździ z pomocą humanitarną na Ukrainę, w tym na tereny przyfrontowe, Yurii Lisay, Ukrainiec, który wraz ze swoją rodziną mieszka obecnie w Borowiu oraz niżej podpisany.
Wieźliśmy kilkaset kilogramów żywności (konserwy od Misji Dobro Czynić), środki finansowe od Kancelarii Kościoła Chrystusowego w RP oraz mnóstwo dziecięcych czapek. Czapki te przekazała Alicja Szaniawska - przewodnicząca Rady Gminy Borowie. Yurii otrzymał je za pośrednictwem wójta gminy Borowie Wiesława Gąski. Produkty te oraz wsparcie finansowe miały zostać wykorzystane do niesienia pomocy humanitarnej potrzebującym na wschodzie Ukrainy oraz dla lokalnej społeczności, w tym przesiedleńców wewnętrznych i rodzin żołnierzy. Odbiorcami byli wolontariusze z Kościoła chrześcijańskiego „Skinia” w mieście Połonne w obwodzie chmielnickim.
Wyjechaliśmy w czwartek, 14 grudnia, po 17:00. Tuż przed wyjazdem dowiedzieliśmy się, że tam, gdzie jedziemy, poprzedniej nocy wyły alarmy, a w okolicach spadały rakiety.
Do granicy droga przebiegała sprawnie, nie licząc przeszkody w postaci... wilka, który spacerował sobie drogą wojewódzką i niewiele sobie robił z naszej obecności.
Na granicy w Zosinie ciągnęła się kolejka samochodów dostawczych oraz lawet z samochodami. My, jako pomoc humanitarna, ominęliśmy ją i stanęliśmy do odprawy paszportowej. Po polskiej i ukraińskiej stronie odprawa zajęła łącznie mniej niż godzinę. Schody zaczęły się na odprawie celnej po stronie ukraińskiej. Okazało się najpierw, że od ostatniego wyjazdu zmieniły się przepisy i oprócz wypełnienia nowych deklaracji, trzeba było podać unikalny numer organizacji humanitarnej, do której wiezie się dary. Na szczęście w "Skinii" szybko stanęli na wysokości zadania i od ręki, późnym wieczorem, wyrobili potrzebny numer.
- Nie dziwię się, że zaostrzyli przepisy. Część przywożonych darów była sprzedawana na lewo - mówi mi na granicy Polak, który sam niejednokrotnie jeździł z pomocą humanitarną na Ukrainę, a teraz jako handlarz stał 32 godziny w kolejce.
To był dopiero początek schodów. Ukraińska celniczka nie chciała wpuścić Yurija. Samochód, którym jechaliśmy, jest w Polsce zarejestrowany na niego, co oznacza, że on nie może w nim przejechać granicy. Nie pomogło to, że kierowcą był Polak, chociaż podczas kilku wcześniejszych wyjazdów taka forma się sprawdzała i celnicy nie sprawiali problemu.
- Ja was przepuszczę, a jutro zwolnią mnie z pracy - przekonywała celniczka. Prawdopodobnie obawiała się, że Yurii chce sprzedać samochód, którym przecież wieziemy pomoc humanitarną.
W międzyczasie odprawiła bez kolejki ludzi, którzy wieźli samochód na norweskich tablicach rejestracyjnych, przeznaczony jako dar dla ukraińskiej armii.
W końcu, po 3 godzinach, prawdopodobnie po zasięgnięciu opinii u kierownictwa, przepuściła nas. Oznaczało to jednak jazdę w czasie godziny policyjnej. Z granicy do Szepietówki, do której zmierzaliśmy, mieliśmy 260 kilometrów i 4 godziny jazdy. Kilka razy byliśmy zatrzymywani na blok-postach przez policję, ale jako pomoc humanitarna szybko nas puszczani. Po ciemku niewiele mogliśmy zobaczyć. Dopiero w powrotnej drodze widzieliśmy ślady wojny: gdzieniegdzie barykady, okopy, a nawet poustawiany sprzęt wojskowy, a w miastach powywieszane zdjęcia poległych w wojnie ozdobione kwiatami i wstęgami oraz podobnie przybrane nowe groby na cmentarzach.
Szepietówka to liczące ponad 40 tysięcy mieszkańców miasto, trzecie pod względem ludności w obwodzie chmielnickim. Na pierwszy rzut oka życie toczy się tu normalnie - ludzie chodzą do pracy, robią zakupy. Gdy jednak zawyją alarmy, wszystko zamiera.
- Alarmy są i po 3 razy dziennie - relacjonuje pani Maria. Podczas naszego pobytu syreny na szczęście nie zawyły ani razu.
W okolicy jest kilka jednostek wojskowych. Na ulicach czasem widać sprzęt wojskowy i żołnierzy. Najwięcej ich widzimy przy siedzibie firmy kurierskiej. Odbierają przesyłki, w tym sprzęt wojskowy - hełmy, kamizelki kuloodporne. Rozmawiamy z jednym z nich. Spieszy się, ale odpowiada na kilka pytań. Stacjonuje w jednej z okolicznych jednostek. Na nią jeszcze nie spadały pociski, ale na inne tak. Niestety były ofiary śmiertelne.
W sobotę główna ulica zamienia się w targowisko. Gdy chcę zrobić zdjęcie, jedna ze sprzedawczyń podejrzliwie pyta, dlaczego to robię. Gdy mówię, że jestem dziennikarzem z Polski, jej postawa się zmienia, uśmiecha się i już nie ma pytań.
Zdj. W sobotę główna ulica Szepietówki zamienia się w targowisko. Początkowo ludzie nieufnie reagują na robienie zdjęć. Wszystko zmienia informacja, że fotografem jest dziennikarz z Polski
Kilka tygodni wcześniej - jak opowiadają ludzie - służba bezpieczeństwa zatrzymała mieszkańca sąsiedniej Sławuty, który montował nadajnik GPS na węźle kolejowym w Szepietówce, aby umożliwić atak Rosjan.
Oleh pochodzi z Berdiańska, który od marca 2022 roku znajduje się pod okupacją rosyjską. 3 lata temu przeniósł się w te strony. Jego rodzina jednak tam została. - Wielu moich przyjaciół, z którymi się wychowywałem, już nie żyje - wspomina.
W domu Serhija leżą dwa wezwania do wojska. Na razie nie wzięli go, ponieważ ma trójkę dzieci, ale jeśli zmienią się przepisy, to może nie wystarczyć i zostanie wysłany na front.
Jego dwaj szwagrowie zostali wzięci. Jeden został ranny w nogę, a wcześniej jego samochód wyleciał na minie. Na szczęście nic mu się nie stało.
- Nie ma znaczenia, czy pójdę ja, czy ktoś inny. Modlę się o to, żeby wojna się skończyła - podkreśla. Teraz to jego największe marzenie, jak i zapewne większości Ukraińców.
W oddalonym 55 kilometrów od Szepietówki Starokonstantynowie znajduje się lotnisko wojskowe. Jest ono regularnie atakowane przez Rosjan. Okoliczni mieszkańcy słyszą i widzą drony/rakiety lecące nad ich głowami. Tuż przed naszym przyjazdem był kolejny atak.
- Jest bardzo ciężko i niebezpiecznie. To straszne, co się dzieje - nie ukrywa mieszkanka Vlaszaniówki, wsi leżącej na północny zachód od Konstantynowa.
Inna wspomina, że w lipcu części strąconej rakiety spadły na dach jej domu.
Głównym naszym celem było dostarczenie pomocy. Gdy podjeżdżamy, żeby w Szepietówce ją wyładować, trafiamy akurat na rozładunek innych darów. Widzimy między innymi pomoc z Samaritan's Purse. Pomagamy, a następnie wspólnie z wolontariuszami ze "Skinii" przerzucamy rzeczy z naszego samochodu. Już wkrótce trafią do potrzebujących.
Demian Nazarenko jest pastorem w "Skinii", która w różny sposób stara się pomagać potrzebującym - przede wszystkim wewnętrznym przesiedleńcom i rodzinom żołnierzy.
- W duchowy sposób pomagamy modlitwą, Słowem Bożym i wsparciem duszpasterskim, a w materialny przekazując pomoc, w postaci żywności, środków higienicznych czy także wyposażenia dla żołnierzy - wymienia.
Pomoc trafia do nich od przyjaciół - partnerów z Polski, międzynarodowej organizacji pomocy humanitarnej Samaritan's Purse, ze strony ukraińskiego społeczeństwa (m.in. poprzez zbiórki produktów w sklepach) oraz poprzez indywidualną pomoc z Ukrainy, Europy i USA.
Trudno powiedzieć, ilu konkretnie jest wewnętrznych przesiedleńców, ale w całym obwodzie charkowskim bardzo dużo. Wolontariusze ze "Skinii" nie tylko pomagają na miejscu, ale jeżdżą w okolice frontu, także z przyjaciółmi z Polski. Wożą dary i służą pomocą duszpasterską. W listopadzie byli w obwodzie charkowskim
- Mieszkaliśmy z żołnierzami blisko frontu. Pomagaliśmy im materialnie i wspieraliśmy duchowo - wspomina Aleksandr Starolatka, pastor i kapelan wojskowy.
Wolontariusze z Ukrainy są bardzo wdzięczni za pomoc, jaką otrzymują.
- Dziękujemy naszym przyjaciołom z Polski i Garwolina - podsumowuje D. Nazarenko.
Zdj. Nasz dziennikarz Jarosław Staszczuk (pierwszy od lewej) z misją na Ukrainie
Jarosław Staszczuk
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie