
Knifemaker Michał Szczegot idealnie połączył pasję, ze sposobem na życie. Jego noże trafiły już do 32 państw na świecie. Służą nawet w szeregach Polskich Wojsk Specjalnych.
Nożownikiem w dawnych czasach nazywany był rzemieślnik, który zajmował się wytwarzaniem noży. Dziś to słowo nacechowane jest raczej negatywnie i kojarzy się z przestępczością, dlatego Michał Szczegot woli określenie „knifemaker”, wywodzące się języka angielskiego i zyskujące na popularności, chociaż znaczy dokładnie to samo, co jego polski odpowiednik.
Michał Szczegot z Garwolina rzemieślniczo zajmuje się wykonywaniem noży. Rzucił etat i założył własną firmę. W swojej zacisznej pracowni ma swoje królestwo, w którym powstało już ok. 1000 sztuk noży. I wcale nie chodzi tu o sztućce...
Od czego się zaczęło? Michał Szczegot opowiada, że od zawsze miał smykałkę do majsterkowania i pociąg w stronę narzędzi, ale złapanie bakcyla na noże było poniekąd dziełem przypadku. - Kiedyś błądząc po Internecie natrafiłem na filmik, w którym pokazywano, jak zrobić nóż przy użyciu prostych narzędzi, a że takie narzędzia posiadałem u siebie w garażu, to postanowiłem, że spróbuję. Zrobiłem jeden nóż i wsiąkłem - wspomina nasz rozmówca.
Pierwsze próby miały miejsce pod koniec 2014 roku, a w marcu 2015 roku spod ręki pana Michała, bogatszego o wiedzę i doświadczenie, wyszedł pierwszy nóż użytkowy. Mieszkaniec Garwolina zaznacza, że jest knifemakerem - samoukiem. - Nie było w Polsce takiego zawodu jak „nożorób”, więc chcąc robić takie rzeczy, trzeba było się samemu nauczyć, bo też nie było wtedy kogoś, kto już się tym zajmował i świadczył takie usługi, jak szkolenie. Teraz sytuacja się trochę zmieniła. Ludzie z doświadczeniem podobnym do mojego organizują kursy i szkolenia - wyjaśnia Michał Szczegot.
Zdj. Każdy nóż może być małym dziełem sztuki/ Szczegot Handmade - Knives & Outdoor Gear
Mieszkaniec Garwolina z rzemieślniczą precyzją tworzy noże wojskowe, survivalowe i bushcraftowe. Zaprojektował już ok. 50 modeli. Każdy z nich jest wyjątkowy na swój sposób. - Nie ma uniwersalnego noża do wszystkiego. Jeden nóż w pewnych warunkach z pewnością sprawdzi się lepiej niż inny. Są też takie noże, które są po prostu fajne, designerskie. Idealny układ jest wtedy, gdy nóż cieszy oko i gdy można nim popracować - stwierdza.
Dusza majsterkowicza świetnie odnalazła się w klimacie „nożoróbstwa”. - Czuję, że się w tym spełniam. W nożach najbardziej kręci mnie proces tworzenia. Te nieograniczone możliwości, jeśli chodzi o obróbkę metalu, tworzyw sztucznych czy drewna. Samo używanie maszyn, obróbka materiałów sprawia mi ogromną przyjemność. To, że z kawałka metalu mogę zrobić narzędzie użytkowe, które komuś naprawdę się przyda - wyznaje nasz rozmówca dodając, że sam po dziś dzień... nie ma własnego noża, więc potwierdza się przysłowie, że "szewc bez butów chodzi". - Nóż dla siebie robiłem już 10 razy i zawsze był ktoś, kto potrzebował go bardziej i miał na to więcej argumentów - mówi z uśmiechem knifemaker z Garwolina.
Pierwsze, własnoręcznie zrobione noże pan Michał rozdał znajomym. W miarę zdobywania doświadczenia i umiejętności, zaczął je sprzedawać. Jak wspomina, na początku wyglądało to tak, że sprzedał jeden nóż, a za zarobione pieniądze kupował materiał na dwa kolejne. Wówczas pracował jeszcze na etacie i nie miał wystarczająco dużo czasu, by się całkowicie poświęcić swojej pasji. - Przy nożach, po godzinach, pracowałem przez kilka lat. Z biegiem czasu zacząłem ogłaszać się na różnych forach społecznościowych. Ludzie, widząc moje prace, zaczęli do mnie pisać. Rozpoczęło się przyjmowanie zleceń - opowiada Michał Szczegot. Tych zleceń było na tyle dużo, że pasjonat noży rzucił pracę na etacie i zaczął zarobkowo zajmować się rzemieślniczym wykonywaniem noży. Pasja przerodziła się więc w sposób na życie i źródło utrzymania.
Zdj. Michał Szczegot podkreśla, że sam proces tworzenia noży przynosi mu ogromną satysfakcję/ Majk Bart
Od 2018 roku nasz bohater prowadzi własną działalność. Założył własny sklep internetowy (www.szczegothandmade.com), w którego ofercie znajdują się własnoręcznie wykonane noże.
- Pomysł z otwarciem sklepu wyewoluował z tego, że liczba zleceń i popularność mojej oferty, jaką przedstawiałem w social mediach, urosła w zastraszającym tempie. Jeśli komuś dany model się spodobał, to przyjmowałem zlecenie i wykonywałem taki sam. Kolejki ustawiły się na ponad rok. W pewnym momencie stwierdziłem, że nie jest to rozwojowe dla mnie, bo nie mam czasu na nowe pomysły - wyjaśnia rzemieślnik dodając, że wszystkim od początku zajmował się sam - od wykonywania produktu, po odpowiedni marketing. Założenie sklepu internetowego okazało się strzałem w dziesiątkę, bo ta formuła sprawdziła się idealnie, chociaż... pojawił się następny problem, bo zamawiających jest tyle, że padają serwery. - Wystawiam pewną partię noży w ofercie. Kilka tygodni temu, kiedy wrzuciłem je na stronę, to serwer się zawiesił. W jednej godzinie na stronie pojawiło się prawie 8 tys. chętnych kupujących. Zainteresowanie więc jest ogromne - mówi nam Szczegot.
Noże z Garwolina ruszają niemal na cały świat. Są już obecne na każdym kontynencie, prócz Antarktydy. Trafiły do 32 państw. Na ścianie warsztatu wisi mapa, na której pan Michał oznacza kolejne miejsca, gdzie znalazły się jego produkty. Każda pinezka jest tego widocznym symbolem.
Prawdziwym zaszczytem dla Michała Szczegota jest fakt, że jego noże trafiają do wyposażenia żołnierzy Polskich Wojsk Specjalnych. - Coraz więcej żołnierzy kupuje moje noże, z czego jestem dumny. To dla mnie ogromne wyróżnienie, zwłaszcza, że sam jestem pasjonatem tej organizacji. Na służbie jest już ponad 200 sztuk moich noży. Cząstka mnie służy razem z żołnierzami i spełnia moje marzenia - podkreśla. Do Wojsk Specjalnych trafia najczęściej flagowy produkt, najpopularniejszy model Warrior.
Jeden z byłych żołnierzy Wojsk Specjalnych - Piotr Soyers - jest ambasadorem marki „Szczegot Handmade”. Jako właściciel szkoły strzeleckiej „Pol Sof Academy”, testuje produkty, które wychodzą spod szyldu „Szczegot Handmade”. - W pewnym momencie wpadliśmy na pomysł, by zrobić coś razem. Piotr Soyers posiadał już jeden z modeli i padła propozycja wspólnego projektu. Cieszy się on bardzo dużym zainteresowaniem - zaznacza Michał Szczegot.
Zdj. Noże z Garwolina ruszają niemal na cały świat. Są już obecne na każdym kontynencie, prócz Antarktydy. Na ścianie warsztatu wisi mapa, na której pan Michał oznacza kolejne miejsca, gdzie znalazły się jego produkty.
Ambasadorem marki z Garwolina jest również Wiktor Duch - właściciel firmy "Survival Adventures" i instruktor survivalu. - W przygodach, wędrówkach survivalowych nóż jest niezbędny. Zarówno, żeby przygotować posiłek, jak i zbudować schronienie awaryjne, na przykład szałas - wyjaśnia nasz rozmówca.
Ciekawą współpracę ambasadorską stworzył także z Andrzejem Prządką, znanym na Instagramie, jako DarkDog6. - To człowiek o ogromnej wiedzy, jeśli chodzi o noże. Jest kolekcjonerem, ma ich ok. 100. To człowiek, który jest bardzo rzetelny, jeśli chodzi o testowanie. Zna się na rzeczy - zaznacza Michał Szczegot.
Wspólny projekt powstał także z byłymi żołnierzami Jednostki Wojskowej Komandosów o nazwie CTC Operators, którzy założyli własną firmę szkoleniową. - Nasza współpraca polegała na zaprojektowaniu noża bazowanego na dawnym nożu szturmowym - wzór 55. To taki stary, PRL-owski nóż szturmana. Na bazie tego modelu stworzyliśmy odświeżoną jego wersję, którą nazwaliśmy wzór 21. Razem nagraliśmy też film promocyjny - zdradza nasz rozmówca.
Dla laika sam proces powstania noża może być zagadką. Michał Szczegot uchyla nam jednak rąbka tajemnicy. - Jest kilka rodzajów i technik tworzenia noży, wśród których można wyróżnić wykuwanie z pomocą narzędzi kowalskich. Można wykuć nóż z łożyska, czyli rozgrzać detal do temperatury kucia, (jakieś 800 stopni) i młotkiem uderzając na kowadle, zmieniać jego kształt. Można też zgrzać kilka rodzajów stali, łącząc jej właściwości. Mamy stal, która jest bardzo wytrzymała, ale nie da się zahartować na wysoką wartość i mamy stal, którą da się zahartować na wysoką twardość i można je skuć razem ze sobą, tworząc tzw. dziwer, czyli stal damasceńską - wyjaśnia nam.
Rzemieślnik z Garwolina używa jeszcze innej techniki. - Nie skuwam stali. Stal, którą zamawiam z huty, jest odpowiednio wyżarzona i jest doskonałej jakości do dalszej obróbki. Nie trzeba jej „usprawniać” poprzez kucie - dopowiada. Dalsze etapy produkcji to odrysowanie szablonu i szlifowanie do obrysu na szlifierce taśmowej. Później przychodzi czas na wiercenie otworów, by osadzić rękojeść.
Na koniec - najważniejszy proces, czyli hartowanie. Jak podkreśla nasz rozmówca, wtedy kawałek stali staje się prawdziwym narzędziem. - Hartowanie polega na tym, żeby stal rozgrzać w odpowiednich warunkach do określonej temperatury i szybko zgasić, na przykład w oleju. Wtedy następuje hartowanie i stal się utwardza - rozwiewa wątpliwości Michał Szczegot.
Przy rzemieślniczej produkcji noża najwięcej czasu trzeba poświęcić na szlifowanie. - Nóż jest bardzo cienki. Ma przykładowo 4 mm i przekrój prostokąta. Żeby był nożem i ciął, musi mieć przekrój trójkąta. By to wszystko zrobić symetrycznie, trzeba trochę godzin nad tym spędzić, by się tego nauczyć - wyjaśnia. - Ja robię bardzo trudne szlify typu tanto. Mają dużo załamań, zwłaszcza przy sztychu (czubku). Trzeba wszystko zrobić symetrycznie, żeby z obu stron była ta sama wysokość, na wszystkich płaszczyznach. I to jest bardzo trudne. To żmudna, ale i precyzyjna praca. Cierpliwość na tym etapie jest najważniejsza - podkreśla Szczegot. Wisienką na torcie w całym procesie jest osadzenie rękojeści idealnie wyprofilowanej, dzięki której nóż będzie pasował do ręki jak ulał. W warsztacie powstają również pokrowce z tworzywa termoformowalnego. Dzięki temu każdy produkt ma swoje miejsce skrojone na miarę.
Zdj. Wykonanie każdego noża wymaga precyzji i sporej dawki cierpliwości/Majk Bart
Michał Szczegot pasję przekuł w pomysł na biznes. I to niemal w dosłownym tego słowa znaczeniu. Z pracy czerpie ogromną satysfakcję. - Nie czuję, że pracuję, bo ja lubię to robić i te dni przy pracy mijają mi bardzo szybko. W warsztacie spędzam ok. 10 godzin. Czasem bywają takie dni, że jestem tu też w niedzielę, gdy zbliża się wystawa, targi czy jakiś deadline - wyznaje właściciel Szczegot Handmade - Knives & Outdoor Gear. - Jest też czasem tak, że mam wenę na jakiś nowy model i nie wyjdę z warsztatu, póki tego nie skończę. Niekiedy łapię się na tym, że jest już 23:00. To rzeczywiście mnie pochłania - podkreśla Michał Szczegot dodając, że to co najlepsze w tym wszystkim to fakt, że jego pasja, która stała się pracą, nadal go kręci. - Tu nie ma mowy o wypaleniu zawodowym. Cały czas można wymyślić nowy kształt, nowy materiał na rękojeść. Mam przed sobą szerokie horyzonty - cieszy się nasz rozmówca.
Michał Szczegot podkreśla również, że dzięki swojej działalności poznał po drodze masę osób i zawiązał wiele wartościowych przyjaźni - od rzemieślników, poprzez kolekcjonerów, na żołnierzach kończąc. - Kiedyś czytałem bardzo dużo książek związanych z Polskimi Wojskami Specjalnymi, gdzie opisywane były losy żołnierzy. To było 10 lat temu. Dziś większość z nich znam osobiście, a ich spora część jest posiadaczem mojego noża. To jest niesamowite - podsumowuje nasz bohater.
red.
Zdj. Majk Bart
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Sikorki są równie dobre,,wykonuje je Dominik Sikora,też mieszkaniec powiatu garwolińskiego