
Od ponad 11 lat na pierwszym miejscu jest dla niego szybowanie w przestworzach. Jarek Wilczek żyje z pasją, żyje dla pasji i ma w sobie wielką energię właśnie dzięki pasji, którą jest motoparalotniarstwo
– "Bez pasji nie masz energii, a bez energii nie masz nic"– ponoć powiedział to Donald Trump, ale nie ważne kto, ważne, że to prawda – zaczyna rozmowę z nami Jarosław Wilczek, sięgając pamięcią do 2007 r., kiedy to po raz pierwszy pojawił się pomysł na nowe, "odlotowe" hobby.
– Jestem całkowitym przeciwieństwem wszystkich, którzy zaczynają przygodę z paralotniarstwem. Większość marzyła o lataniu od dziecka, a ja akurat nie. Moja pasja zaczęła się z dwóch powodów. Pierwszy to efekt uboczny nieszczęśliwiej historii miłosnej. Był poważny związek, ale dziewczyna mnie rzuciła i strasznie to przeżyłem. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, jak spędzać czas, jak spożytkować energię, która mnie rozpierała. Zastanawiałem się nad zajęciem. myślałem nad jakąś pasją, hobby. Miałem do wyboru, albo zacząć jeździć motocyklem, albo pójść na kurs i zacząć latać paralotnią – wyjaśnia. Po wielu przemyśleniach stwierdził, że zacznie latać. Uznał, że motocykl jest bardziej niebezpieczny. Drugi powód, dla którego Jarek wybrał szybowanie w przestworzach związany jest z pasją chodzenia po górach.
– Akurat w 2007 r. stałem ze znajomymi na szczycie Kościelca w Tatrach i tam fruwali paralotniarze na lotach swobodnych, bez napędów. Unosili się nad tym szczytem. Byli tak blisko, że widzieliśmy ich twarze. To było dla mnie po prostu coś niesamowitego, bo my byliśmy wysoko, a oni jeszcze wyżej, a tak blisko podlatywali. Wtedy też pomyślałem: "Boże, przecież ja też tak mogę, a czemu nie?" – dodaje nasz rozmówca.
Pierwszy kurs w Czechach
Od 2007 r. Jarek zaczął małymi kroczkami realizować swoją nową pasję. Dwa lata później zapisał się z kolegą Markiem Packiem na kurs w Czechach. Trwał tydzień. Wilczek wspomina ten czas jako niesamowity i pełen przygód, a wrażenia po pierwszym samodzielnym locie podsumowuje jako mieszankę euforii i przerażenia, adrenaliny i endorfin. Zapamięta te siedem dni jako pełne atrakcji wakacje. – Mieliśmy świetne przygotowanie teoretyczne i praktyczne. Instruktorzy czuwali nad nami na radio, mówili co mamy robić. Nie było bariery językowej, ponieważ instruktarzy byli z Polski – dodaje.
W 2009 r. uzyskał uprawnienia do latania. Zaraz po kursie kupił pierwszy sprzęt. Był to napęd plecakowy do startu z nóg i skrzydło od paralotni. Początki nie były łatwe. Wspólnie z kolegą Markiem przygotowali sobie startowisko na łąkach pomiędzy Niesadną a Puznówką. Wspólnie się uczyli i trenowali. Były kraksy, wywrotki do krwi, ale Jarek się nie poddawał. Wiedział, że nie zrezygnuje i to zwyciężyło. – Ja się tak napaliłem na to na kursie, że powiedziałem, że dam radę, że mogę z tego nie wyjść, ale zrobię to. Wiedziałem, że to jest coś, czego chcę – mówi.
Potem uczył się latać wózkiem pojedynczo. Po kilku miesiącach zainwestował i kupił lepszy sprzęt, dostosowany do jego wagi i wzrostu. To było w 2014 r. i wówczas też zrobił kolejny z etapów "wtajemniczenia" i zdał egzamin państwowy. Miał uprawnienia na loty swobodne, loty z napędem plecakowym i loty na wózku jednoosobowym.
Rok 2014 był dla Jarka przełomowym jeszcze z jednego powodu. Uciekł z korporacji i zrezygnował z pracy, żeby się realizować, żeby mieć więcej czasu na przygotowania do egzaminów. W 2015 r. zdobył uprawnienia na tandem do wożenia pasażerów. Otrzymał świadectwo kwalifikacji pilota paralotni, czyli uprawnienia wydawane przez Urząd Lotnictwa Cywilnego. To jedne z najwyższych uprawnień - ostatnie są jeszcze tylko te instruktorskie.
– Prawie 7 lat latałem w pojedynkę paralotnią z napędem plecakowym, potem nadszedł czas na tandem. Zakochałem się w tym sporcie. Wiedząc, jak niesamowite doznania daje taki lot, zapragnąłem dzielić się moją pają z ludźmi. Każdy chyba lubi sprawiać innym przyjemność, radość, a ja mam pasję, która daje właśnie takie możliwości. Od 4 lat zabieram w powietrze ludzi – wyjaśnia w rozmowie z nami.
Z góry widać lepiej
Jeszcze w 2015 roku, w czasie kompletowania uprawnień, zaprosił do lotów w tandemie Marka Packa - swojego przyjaciela, który też był pilotem paralotni. Potem, podczas kolejnych lotów, towarzyszyli mu koledzy i znajomi. Marek i jego bracia Emil, Krzysiek i Łukasz pomogli Jarkowi nie tylko przy pierwszych lotach i treningach, ale również udostępniają mu łąkę do startów, kosząc i zbierając trawę.
Rok później Jarek zaczął swoje podniebne podróże dokumentować na portalu społecznościowym. Na Facebooku powstała "Paralotniowa Puznówka". Wrzucał tam zdjęcia z lotów, ukazując piękno przyrody, zachody słońca, widok na domy z góry czy postępy na terenie budowy drogi krajowej. Robił to z dwóch powodów - ogromnej pasji oraz z chęci dawania ludziom przyjemności i zarażania ich swoim hobby. Zaczęli się do niego zgłaszać pierwsi chętni na loty. Jarek na fotografiach do tej pory ukazuje również ich ogromną radość z bycia w powietrzu.
- Ludzie, którzy do mnie przyjeżdżają, mają różne nastawienie. Jedni są nakręceni, podekscytowani. Inni są przerażeni, ale ciekawi nowych doznań. Ale wszyscy wracają do domów z uśmiechami na ustach, z radością w oczach. A ja uwielbiam na to patrzeć - zauważa, dodając, aby zainteresowani takim przelotem nie rezygnowali z marzeń.
Na startowisku często zdarza się tak, że ktoś z przerażaniem zaczynał, miał pewne obawy, a po wylądowaniu, po wyjściu z wózka krzyczał tak, że słychać go było w okolicy.
Czasami wiatr wieje zbyt mocno
Najlepsze warunki do dobrego startu, to latanie przy wietrze max 4 m na sekundę. Jarek ma aplikacje pogodowe w telefonie. Przed każdym lotem bacznie obserwuje i sprawdza serwisy pogodowe. Korzysta z kilku, żeby być pewnym, że start i latanie będą możliwe.
Sezon zaczyna wtedy, kiedy robi się stabilna pogoda i jest ciepło, sucho. Czasem jest to koniec marca, a czasem końcówka kwietnia. Lata najczęściej do drugiej połowy października. Zdarzało się, że wzbijał się w niebo zimą podczas mrozów. Widok z góry na zaśnieżone pola i drzewa jest niesamowity. Mieszkaniec Puznówki lata zazwyczaj do 300 m nad ziemią. Temperatura tam na górze dużo nie spada, ale może być zimno z powodu pędu powietrza. W letnie wieczory czasami jest tak, że 30 m nad ziemią jest zimniej niż na wysokości 100 m.
Jarek Wilczek lata najczęściej w okolicach miejscowości Puznówka, Niesadna, Parysów, Pilawa, Trąbki czy też do Garwolina. Przeżyć niezapomnianą przygodę i wzbić się z nim w górę może niemal każdy śmiałek. Przedział wiekowy jest od 10 roku życia - oczywiście dzieci za zgodą rodziców, a przedział wagowy od 40 do 105 kg. Przed lotem nie należy się najadać i koniecznie być trzeźwym. Strój musi być zwyczajny, dopasowany do ciała, nie luźny, aby wiatr go nie podrywał. W zależności od warunków pogodowych, Jarek poleca zawsze mieć długie spodnie czy bluzę termiczną. Motoparalotniarz każdemu śmiałkowi zakłada specjalny kask ochronny na głowę, więc czapka nie jest potrzebna. Czasem dobrze mieć ze sobą rękawiczki, kiedy dzień jest już jesienny lub nie jest za ciepły. Trajka z napędem waży około 70 kg.
Podniebne loty na Facebook'u
Jarkowi najlepiej lata się wieczorem - tak dwie godziny przed zachodem słońca, kiedy wiatr się uspokaja. Uważa, że w południe są zbyt termiczne warunki. Przy odpowiedniej pogodzie udaje mu się latać nawet cztery razy w tygodniu.
- Zastanawiam się, co mnie bardziej kręci - samo latanie czy wprawianie ludzi w stan euforii? Mówię trochę żartobliwie, że „podpalam ludzi”, a potem ogrzewam się przy ich cieple i energii, jakie u nich wyzwalam. Po locie bywam tak "naładowany", że zasnąć nie mogę - podsumowuje, zachęcając wszystkich zainteresowanych lataniem i zdjęciami z lotów do odwiedzania „Paralotniowej Puznówki” na Facebook'u.
Skupia ona całkiem sporą grupę fanów latania i pięknych widoków. Można tam znaleźć zdjęcia i filmy, wykonane głównie w okolicach.
- Są zdjęcia osób ze mną lecących, zdjęcia naszych miejscowości, informacje o mnie i dane kontaktowe. I oczywiście piękne zachody słońca, na które uwielbiam patrzeć. I uwierzcie mi, to są jedne z piękniejszych momentów w lataniu. W budowie jest też strona internetowa. Być może ruszy jeszcze w tym roku - dodaje motoparalotniarz.
Czemu nazwa „Paralotniowa Puznówka”? Cóż, jej założycielowi zależało na tym, by promować nazwę miejscowości, w której mieszka od urodzenia.
Zainteresowanie mieszkańców powiatu garwolińskiego lataniem jest coraz większe. Wiele osób szuka oryginalnych i wyjątkowych prezentów dla swoich bliskich. Vouchery na loty widokowe okazały się strzałem w dziesiątkę. Teraz, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców naszych okolic, „Paralotniowa Puznówka” poszerza swoją ofertę. Powstaje sieć startowisk. Nowe miejsca, z których będzie można wyruszyć w powietrze to: Sulbiny, Wólka Ostrożeńska, Garwolin lub Miętne oraz przynajmniej jedno startowisko nad Wisłą, aby móc tam podziwiać świat z góry.
- Dodatkowo będę miał przyjemność współpracować z ekipą „Widmo Paintball” z Wólki Ostrożeńskiej. Tym samym otwieram się na to, czego do tej pory unikałem, a więc imprezy integracyjne, rodzinne i masowe. Bardzo fajne jest to, że zgłaszają się do mnie inni pasjonaci i ludzie z ciekawymi pomysłami. Dzięki temu powstało już kilka projektów na nagrania wideo i zdjęcia w wyjątkowych okolicznościach. Szczegółów na razie nie zdradzam, ale zapewniam, że będzie co podziwiać - dodaje na zakończenie Jarek Wilczek.
Skontaktować się z Jarosławem Wilczkiem można poprzez stronę „Paralotniowa Puznówka” na Facebook’u lub telefonicznie (503 055 774).
Ewelina Karbowska
Artykuł sponsorowany
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie