
Pojawiła się szansa na kontynuację tradycji wypieku i rozsławianie chleba z Maciejowic. Inwestorem miałaby być osoba z polskiego show-biznesu. Władze likwidowanej właśnie Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska w Maciejowicach mają jednak inne plany
Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska w Maciejowicach powstała w latach 60. XX wieku. W ostatnich latach prowadziła tylko piekarnię przy ul. Polikowskiej w Maciejowicach, jedyną w gminie. Tam też spółdzielnia ma swoją siedzibę. Liczy około 40 członków, a na jej czele stoi sześcioosobowa rada nadzorcza wraz z dwuosobowym zarządem.
Wypieki zyskały dużą renomę i były chwalone przez mieszkańców. Z niejednych ust słyszeliśmy, że chleb nie miał sobie równych, smakował, jak domowy. Dwa lata temu tę małą piekarnię, stosującą tradycyjne metody, odwiedził Karol Okrasa -znany kucharz i prezenter telewizyjnych programów o tematyce kulinarnej. Nieopodal mieszkali jego dziadkowie, którzy zaopatrywali się w piekarni GS. Smak maciejowickiego chleba to dla niego smak dzieciństwa. Dlatego postanowił sprawdzić czy ciągle piecze się tu chleb wedle dawnych receptur. Nakręcił tutaj jeden z odcinków swojego programu "Okrasa łamie przepisy".
Ponad miesiąc temu gruchnęła wieść, że chleba z Maciejowic już nie będzie. Piekarnia została zamknięta. Część mieszkańców nie może odżałować tej decyzji. W ostatnim czasie spływało do nas coraz więcej informacji, że spółdzielnia całkowicie się likwiduje, a swój teren - działkę z budynkiem przy ul. Polikowskiej - ma sprzedać sąsiadowi, firmie Artus. Różne pogłoski mówią nawet o rozebraniu budynku i budowie parkingu dla tirów.
Decyzję miało podjąć walne zgromadzenie, ale z informacji, jakie do nas docierały wynika, że decydujący głos miały mieć 2-3 osoby, które miały narzucać swoją wolę innym. Nie zaproponowano również innego rozwiązania, jak tylko sprzedaż majątku właścicielowi firmy Artus.
Jan Drewnik - mistrz piekarnictwa, którego Polacy mogli poznać poprzez wspomniany program K. Okrasy wspomina, że pracował w piekarni 8 lat. Był głównym piekarzem, pomoc miał tylko w weekendy.
- Robiłem chleb żytni, długi, okrągły, blaszki, bułki okrągłe, małe, długie. Ręcznie robiłem rogale słodkie, bułki nadziewane ,jagodzianki. Wyuczyłem się prawie wszystkiego - podkreśla.
W piekarni znajduje się jeden piec ceramiczny, trzykomorowy. - Wymagał gruntownego remontu. Sam go remontowałem, trzymałem temperaturę. Prosiłem o pomalowanie piekarni. Chciałem, żeby ludzie mieli pieczywo, a ta pseudorada się zebrała i zatwierdziła, żeby to skończyć - wspomina Drewnik.
Pojawiła się jednak szansa na kontynuację wypieku tak lubianego przez mieszkańców chleba. Przyjechał inwestor z Warszawy, bardzo znana postać w polskim show-biznesie, mająca też swoją restaurację. Według naszych nieoficjalnych ustaleń był to sam Piotr Adamczyk. Chciał zainwestować, wznowić produkcję chleba, wozić chleb z Maciejowic do restauracji i sklepów w Warszawie.
Jednak, według naszych informacji, władze spółdzielni nawet nie chciały z nim rozmawiać, poznać warunków. - Grupa osób optuje za tym, żeby spółdzielnię całkowicie zlikwidować i sprzedać ją konkretnej osobie. Trudno znaleźć racjonalne wytłumaczenie na takie działanie - nie kryje zdziwienia jedna z osób zainteresowanych sprawą.
W środę, 24 kwietnia, odbyło się spotkanie z potencjalnym inwestorem. Pojawili się na nim przedstawiciele spółdzielni. Jednak zakończyło się fiaskiem. Inwestor miał usłyszeć, że decyzja o likwidacji i sprzedaży konkretnej firmie została już podjęta, a władze spółdzielni nie są zainteresowane zmianą planów. Inwestor wyraził chęć przystąpienia do przetargu, podczas którego spółdzielnia mogłaby zarobić więcej, niż podczas sprzedaży bezprzetargowej. Nic to nie dało. Chętny inwestor nie został również nawet wpuszczony do piekarni.
J. Drewnik nie może przeboleć zamknięcia piekarni. Był na środowym spotkaniu z potencjalnym inwestorem. Uważa, że taka współpraca bardzo by się opłacała. - Woziłby chleb dla siebie, ale pieczywo byłoby też dla mieszkańców. Wszyscy byliby z tego zadowoleni - podkreśla.
Podobne opinie spływają do nas z różnych stron. Nowy inwestor podtrzymałby tradycje wypieku chleba z Maciejowic, sprzedawałby go w Warszawie, rozsławiając maciejowickie wypieki w stolicy, ale też zapewnił pracę mieszkańcom i przysłużył się do promocji miejscowości. Jednak władze spółdzielni nie są tym zainteresowane.
Kontaktujemy się z Danutą Krupą, byłą prezes, a obecnie likwidatorem spółdzielni.
- Jest już podjęta uchwała walnego zgromadzenia o sprzedaży i o likwidacji. Najpierw była uchwała o likwidacji, a następnie o sprzedaży panu Pawlonce. Podjęło ją walne zgromadzenie. To jest najwyższy organ spółdzielni, my musimy się dostosować -podkreśla. - Obecnie jest już likwidator, w porozumieniu z radą nadzorczą - dopowiada.
Pytana, kiedy władze spółdzielni dowiedziały się o innym chętnym inwestorze, odpowiada, że we wtorek, 16 kwietnia, wieczorem.
- Każdy dostał SMS-y, że jest spotkanie w urzędzie miasta i gminy. Nie było napisane, z kim będzie to spotkanie. Do mnie w tej sprawie dzwonił pan wójt - wspomina Krupa. Pytamy, czy jest możliwość zmiany decyzji oraz rozważenia propozycji nowego inwestora.
- Nie ma już możliwości cofnięcia takiej uchwały. Są długi, pracownicy mieli nie powypłacane, produkcja była nierentowna, absolutnie rezygnujemy. Była podjęta decyzja przez walne zgromadzenie, nie możemy jej cofnąć, ktoś mnie może podać do sądu - zarzeka się.
Dopytujemy, czy nie można zwołać ponownie walnego zgromadzenia.
- Ja już dziękuję, tyle miałam do powiedzenia - odpowiada i się rozłącza. Nie zdążyliśmy zadać pytania o konkretne powody likwidacji, o to, czy dokumenty likwidacyjne zostały już złożone, ani o kwotę, za którą teren spółdzielni ma być sprzedany.
Leszek Pawlonka, właściciel firmy Artus potwierdza, że kupuje teren spółdzielni. Pytany o konkretne plany wobec tego terenu odpowiada, że jeszcze ich nie ma. Przywołujemy plotki, pogłoski dotyczące parkingu dla tirów.
- Plotki zawsze chodziły i chodzą. Ile ludzi, tyle tematów - nie odnosi się do nich wprost.
Z jego wypowiedzi wynika, że jakaś umowa została spisana, ale jeszcze nie ma podpisanego aktu notarialnego (rozmawiamy w piątek, 19 kwietnia - przyp. red.). O cenie nie chce na razie mówić.
- Nie wiem, czy druga strona sobie tego życzy. Ale nie jest to tanie - zastrzega.
Wspominamy innego inwestora, który był zainteresowany zainwestowaniem w piekarnię.
- Nie wiem, czy ludzie sobie wyobrażają, ile trzeba tutaj włożyć. 2 miliony to minimum. Ludzie nie wiedzą, w jakim wszystko jest stanie. Dowiadywałem się, ile kosztuje piec i inne rzeczy - mówi sugerując, że nie wyklucza współpracy z innymi podmiotami, które chciałyby tutaj zainwestować.
Jaki będzie dalszy los piekarni? O tym poinformujemy w przypadku pojawienia się nowych faktów.
JS
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie