
O przywłaszczenie siedmiu złotych za bilet został oskarżony Jerzy Domaszczyński - były już pracownik PKS Garwolin. Uważa, że cała sytuacja została ustawiona tak, by się go pozbyć jako niepokornego wobec poprzedniego prezesa.
Jerzy Domaszczyński przepracował w PKS Garwolin 32 lata. Jak mówi, przez całe życie zawodowe nie słyszał skarg na swoją pracę. Jego sytuacja zmieniła się, gdy prezesem został Jacek Semczuk. – Nie liczył się z ludźmi, bluzgał, poniżał ich. Byłem pierwszy, który postawił się przeciw temu i wtedy zrobiłem się ogromnie niewygodny. Zaczęło się polowanie na mnie – opowiada.
Feralna sytuacja miała miejsce 27 lutego 2020 roku. Trwały ferie. Jerzy Domaszczyński prowadził poranny kurs z Garwolina do Parysowa. Z powodu problemów technicznych z autobusem, z zajezdni wyjechał opóźniony o 15 minut. – Wsiadła nauczycielka, która całe życie jeździła na bilecie miesięcznym. Spieszyłem się, żeby nadrobić opóźnienie i nie chciałem pogarszać sytuacji. Nie sprawdzałem jej biletu, ponieważ ta pani całe życie jeździła na miesięcznym – relacjonuje.
Wziął, czy nie wziął?
W Słupie nastąpiła kontrola. Kontroler/rewizor poprosił Jerzego Domaszczyńskiego o wydanie z bileterki wydruku kontrolnego. Okazało się, że kierowca nie wprowadził kursu do urządzenia. – Spiesząc się, nie zwróciłem na to uwagi. Ponadto wcześniej nikt nie wymagał, żeby drukarka była włączona – wyjaśnia.
Kobieta nie miała biletu miesięcznego. Jerzy Domaszczyński zauważa, że kierowcy nigdy nie otrzymali informacji, że mają obowiązek sprawdzać bilety. – Pani przyjęła mandat karny. Wstawiłem się za nią do rewizora, żeby odstąpił od ukarania, bo była długoletnią pasażerką. Powiedział, że nie może – opowiada. Zapewnia też, że nie przyjął od niej pieniędzy za bilet, który kosztował 7 zł.
– W autobusie powiedziałem rewizorowi, że nie wziąłem od niej pieniędzy – podkreśla. Rewizor sporządził raport z kontroli. Napisał, że "Pasażerka dopytywana przeze mnie, czy wręczyła kierowcy jakieś pieniądze za przejazd odpowiedziała, że coś mu dała za przejazd, jednakże odmówiła wypełnienia pisemnego oświadczenia na tę okoliczność tłumacząc to pośpiechem.
– (...) kontrola miała miejsce w końcowym, odcinku trasy, a kierowca rozpoczął programowanie bileterki dopiero po moim wejściu do autobusu i wyraźnym poleceniu z mojej strony. Wyraźnie świadczy to o tym, że kierowca nie zamierzał wydawać biletów podczas tego kursu – brzmi ponadto raport. Następnego dnia otrzymał pismo prezesa wzywające do wyjaśnień. Również pisemnie odpowiedział, że raport rewizora zawiera nieprawdę.
"Ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych"
25 marca pasażerka wystosowała oświadczenie, w którym pisze m.in. że Jerzy Domaszczyński „nigdy nie wziął ode mnie pieniędzy bez wydania biletu” oraz że brak biletu to wyłącznie jej wina. To nie pomogło. Prezes rozwiązał z nim umowę o pracę bez wypowiedzenia z powodu „ciężkiego naruszenia przez pracownika podstawowych obowiązków pracowniczych”. Powołał się na raport z kontroli. Argumentował w nim, że pasażerka oświadczyła, iż ...wręczyła kierowcy pieniądze. – Sytuacja powoduje całkowitą utratę zaufania przez pracodawcę względem pracownika, co uniemożliwia jakiekolwiek jego zatrudnienie – czytamy w wypowiedzeniu.
Domaszczyński podkreśla, że nigdy wcześniej nie był karany. – To była zwykła pokazówka, co może spotkać innych niepokornych. I to jest tolerowane przez starostwo – stwierdza. – Powiedziano mi, że jak przeproszę Semczuka i poproszę go, to mi zmieni wypowiedzenie na zwykłe, a nie dyscyplinarne. To jak padnę na kolana, to jestem niewinny, a jak nie padnę, to jestem winny? – pyta.
Pismo do starosty o przywrócenie Jerzego Domaszczyńskiego do pracy złożyły związki zawodowe. Starosta odpowiedział, że to nie jego kompetencje. – W późniejszym czasie został zwolniony pracownik obsługi, nie wiem za co. Jednak został z powrotem przywrócony do pracy – zauważa nasz rozmówca.
Kierowca złożył do sądu pozew o przywrócenie do pracy i wynagrodzenie za czas pozostawania bez pracy. Prezes PKS wniósł o oddalenie powództwa. W sądzie pasażerka zeznała, że nie wręczała kierowcy pieniędzy. Z kolei kontroler powiedział, że pani powiedziała, iż kierowca wziął pieniądze, ale nie sprecyzowała kwoty.
Ponadto Jerzy Domaszczyński złożył prywatny akt oskarżenia wobec rewizora o to, że zawarł nieprawdę w raporcie i pomówił go o zachowanie, które naraziło na utratę zaufania opinii potrzebnej dla stanowiska kierowcy. Pierwsza sprawa została zawieszona do czasu prawomocnego zakończenia drugiej.
Sąd oddalił powództwo
Orzeczenie w Sądzie Pracy zapadło w grudniu ubiegłego roku. Sąd dał wiarę rewizorowi i prezesowi, a nie kierowcy i pasażerce. Oddalił powództwo, stwierdzając, m.in., że pasażerka wręczyła kierowcy pieniądze za bilet, ale kierowca go jej nie wydał. Według sądu zachowanie kierowcy stanowiło ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych. Kilka miesięcy wcześniej zapadł wyrok uniewinniający rewizora. W międzyczasie Jacek Semczuk został odwołany z funkcji prezesa PKS w Garwolinie.
Jeszcze w trakcie trwania sprawy sąd skierował do prokuratury zawiadomienie o możliwości podejrzenia przestępstwa składania fałszywych zeznań przez pasażerkę. Jednak prokuratura nie dopatrzyła się czynu zabronionego. W uzasadnieniu decyzji prokury czytamy m.in., że jeżeli kontroler stwierdził, że pasażerka wręczyła kierowcy pieniądze, to dlaczego wystawił jej mandat, co jest działaniem wewnętrznie sprzecznym, powodującym dwukrotne narzucenie obowiązku zapłaty. Na ten argument zwraca także uwagę nasz rozmówca. – Skoro ja wziąłem pieniądze, to dlaczego nie zwrócili jej pieniędzy za mandat? – pyta.
Po zwolnieniu z pracy Domaszczyński zaczął pisać do starostwa oraz zarządu PKS pisma, dotyczące różnych kwestii, m.in. braku paliwa, tabliczek przystankowych, braku kursów, które widniały na rozkładach czy postoju autobusów na posesjach zamiast na zajezdni. Zastanawia się, jak są rozliczane kursy, które się nie odbyły, a na które starostwo pozyskało dofinansowanie w ramach Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych.
– Mnie posądzają o kradzież 7 zł i zwalniają, a sami nie pilnują pieniędzy. Jeśli ja rażąco naruszyłem obowiązki pracownicze nie włączając drukarki, która nie była mi potrzebna, to niech się odnoszą do braku kursów, czy braku tabliczek – wylicza. Rozpoczął też pracę u innego przewoźnika autobusowego. – Jakoś się nie boi, że mogę go okraść – komentuje.
"Kontrole NIK i wojewody nie wykazały uchybień"
O całej sytuacji i o pismach Jerzego Domaszczyńskiego rozmawiamy ze starostą Mirosławem Walickim i z prezesem PKS Andrzejem Osińskim:
Prezes PKS Andrzej Osiński przyznaje, że nie uczestniczył osobiście w sprawie związanej ze zwolnieniem dyscyplinarnym, ponieważ nie był wtedy prezesem, dlatego nie chce oceniać postępowania poprzedniego zarządu spółki. Pytamy go, czy po zwolnieniu dyscyplinarnym jest możliwość ponownego zatrudnienia w spółce.
– W mojej ocenie osoba, która dostała zwolnienie dyscyplinarne, nie powinna pracować w tej firmie, ponieważ byłby to precedens bardzo szkodliwy dla motywacji pracy pozostałych pracowników spółki. Sprawa pracy Jerzego Domaszczyńskiego w PKS jest zamknięta – stawia sprawę jasno.
Starosta Mirosław Walicki dodaje, że zwolnienie dyscyplinarne to jedna kwestia. – Cały proces sądowy i wyrok potwierdziły, że zwolnienie było zasadne. Wiemy, że sądy starają się pomagać pracownikom, a tutaj zostało jednoznacznie określone, że to był znaczny stopień przewinienia –wskazuje na drugą. Dodaje, że on jako starosta nie ma możliwości bezpośredniego wpływania na decyzje kadrowe PKS w Garwolinie.
– Jedyną możliwość działania wewnątrz spółki mamy poprzez radę nadzorczą. Pan Domaszczyński pisząc do powiatu poruszał głownie tematy bieżące, w które jako właściciele nie jesteśmy w stanie ingerować – wyjaśnia. Jak mówi, każde pismo jest wymieszaniem spraw technicznych i bieżących z uwagami natury ogólnej, czy wręcz politycznej.
– Na wszystkie pisma odpowiadaliśmy bezpośrednio lub przekazaliśmy je do spółki albo rady nadzorczej. Odpowiadaliśmy oczywiście na te rzeczy, na które mogliśmy odpowiedzieć, nie odnosząc się do jego uwag politycznych i ogólnych -ponieważ nie stanowiło dla nas przedmiotu dyskusji z panem Domaszczyńskim – zaznacza.
Odnośnie zarzutów dotyczących braku tabliczek czy kursów, prezes Osiński wyjaśnia, że każde zgłoszenie było sprawdzane. – Potwierdziliśmy, że tabliczki były zerwane i je uzupełniliśmy. Tak samo sprawdzaliśmy informacje, dotyczące kursów czy spóźnień. Teraz mamy GPS i możemy sprawdzać, gdzie kierowcy rzeczywiście przebywają – przyznaje.
Nasi rozmówcy zapewniają, że dofinansowanie z rządowego programu jest pobierane jedynie na kursy, który rzeczywiście się odbywają. Jeśli jakiś "wypadnie", to nie jest wskazywany do dofinansowania. – Gdyby były wskazywane kursy, których nie było, to byłoby fałszerstwo. Mieliśmy kontrole NIK i wojewody, które nie wykazały takich uchybień – mówi starosta.
– Pan Domaszczyński chciałby ponadto wiedzieć także rzeczy, które są tajemnicą handlową firmy. Odpowiadamy mu wtedy, że nie jest to informacja publiczna – zaznacza prezes PKS. Jako przykład podaje pytania o brak paliwa na stacji, o kary nagany dla kierowców czy o postoje autobusów na posesjach. W przypadku ostatniej kwestii, Andrzej Osiński wyjaśnia, że wynika to z ograniczenia czasu pracy kierowców i minimalizacji przebiegów niehandlowych.
– Oceniam działalność pana Domaszczyńskiego jako byłego kierowcę, który był w sporze ze spółką. Ten spór przegrał i ta jego działalność, to jest rewanż za to co się stało. Nazwałbym to nawet nękaniem, ponieważ pism jest bardzo dużo. Jedne są bardziej merytoryczne - np. że ktoś się spóźnił i traktujemy to jako donos obywatelski, który jest sprawdzany -a inne mniej – uważa Mirosław Walicki.
Andrzej Osiński, pytany przez nas o to, czy za jego prezesury w PKS Garwolin trafiły się podobne przypadki, jak ten z Jerzym Domaszczyńskim, odpowiada, że nie. – Nie było żadnych postępowań w takich sprawach. Dalej są prowadzone kontrole biletów przez firmę zewnętrzną i ona nie stwierdziła od tamtej pory przypadku tego typu – mówi.
Mirosława Walickiego pytamy z kolei o to, czy po odwołaniu poprzedniego prezesa przeprowadzono audyt w spółce. Potwierdza, że był audyt organizacyjny i finansowy. – Nie stwierdzono większych nieprawidłowości. Ocena pracy poprzedniego zarządu nie jest zła, natomiast decydujący o odwołaniu był brak współpracy z załogą – zaznacza.
Jarosław Staszczuk
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie