
Rozmowa z Maciejem Górskim – pochodzącym z Puznówki zawodnikiem Pogoni Siedlce. Zapraszamy do lektury!
Kim chciałeś zostać w dzieciństwie?
- Moim pierwszym wzorem był już nieżyjący dziadek Aleksander. Był rolnikiem. Imponował mi tym, że potrafił obsługiwać wszystkie maszyny, zajmował się zwierzętami. Odkąd pamiętam, chciałem być rolnikiem. Później tata zaszczepił mi bakcyla do piłki nożnej. Sam grał w KS-ie Puznówka. Gdy on występował na boisku, biegałem za linią z futbolówką przy nodze. Patrzyłem jak dorośli grają. Chciałem robić to samo. Marzyłem o treningach, występach w dużych klubach.
Portal 90minut.pl podaje, iż Twoim pierwszym klubem było Mazowsze Miętne...
- Musimy to sprostować. Przygodę z futbolem rozpocząłem w Hutniku Huta Czechy. Byłem tam przez pół roku. Później miałem przerwę. Szybko urosłem i miałem kilka miesięcy rozbratu z piłką. Później trafiłem do Mazowsza Miętne i tam ćwiczyłem pod wodzą Pawła Kowalskiego.
Agrykola Warszawa, KS Piaseczno, Amica Wronki, a później Legia Warszawa...
- W czasach gimnazjalnych trafiłem do KS-ie Piaseczno. Teraz, z perspektywy czasu mogę przyznać, że tam było poważne granie. Z mojego rocznika wywodzi się Tomasz Kupisz, który do dzisiaj gra we Włoszech. Andrzej Witan zadebiutował w Ekstraklasie. Paweł Tarnowski ma w CV Jagiellonię Białystok i Polonię Warszawa w najwyższej klasie rozgrywkowej. Maciej Jankowski jest obecnie w Arce Gdynia, ale wcześnie kilka dobrych sezonów grał w elicie. Ponadto zadebiutował w reprezentacji Polski. W Amice Wronki zobaczyłem duży profesjonalizm. Mieszkałem w internacie. Uczyłem się jak funkcjonować w duże piłce.
Jak trafiłeś do Legii?
- Występowałem w Amice i akurat była fuzja z Lechem. Chciałem spróbować czegoś innego i poprosiłem o testy w klubie z Warszawy. Pojechałem na obóz do Zamościa. Moim kompanem był Jakub Kosecki. Pokazaliśmy się z dobrej strony i zostaliśmy graczami ekipy ze stolicy. Początkowo występowałem w zespole Młodej Ekstraklasy. Dostawałem sporo szans, strzelałem bramki.
Aż nadszedł 23 kwietnia 2010 roku...
- Pamiętam datę. Legia grała z Piastem Gliwice. Prowadziliśmy 3:0. Rywale grali od 37. minuty w osłabieniu. Wszedłem na ostatnie 20 minut. Zmieniłem uwielbianego w Warszawie Marcina Mięciela. Pamiętam te chwile doskonale. Później grałem jeszcze bardzo dużo meczów i nie mam w głowie konkretnych zagrań. Debiut pamiętam niemal idealnie. Były to czasy, kiedy budowany był stadion Legii, a zespół był naszpikowany gwiazdami. Wspomnijmy tylko o: Janie Musze, Tomaszu Jarzębowskim, Tomaszu Kiełbowiczu, Macieju Rybusie, Dicksonie Choto, czy Pance Kumevie.
To duże przeżycie?
- Dokładnie. Takie wielkie "łał". Tego nie da się wymazać z pamięci. Gdybyśmy za kilka lat rozmawiali o tym, wszystko będzie żyło. Miałem 20 lat i debiutowałem w Ekstraklasie i nie w słabej ekipie, pałętającej się w dole tabeli. Byłem częścią Legii. Klubu, który co roku jest stawiany w roli faworyta do wygrania mistrzostwa Polski. Było to ukoronowanie mojego ciężkiego treningu, wspierania mnie przez rodziców.
Wisienką na torcie byłby gol...
- Niestety, nie wszystko da się zrobić, ale miałem kilka piłek, które mogłem skończyć. Wygrywaliśmy wysoko, Piast grał w osłabieniu. Co chwilę kotłowało się w polu karnym rywali.
W tamtym momencie miałeś nadzieję, że podbijesz naszą piłkę?
- Dokładnie. Ambicje rosły w miarę jedzenia. Życie nie zawsze układa się po naszej myśli. Teraz marzę, by jak najszybciej dojść do zdrowia. Mija drugi miesiąc, gdzie nie mogę nic robić. Chcę się wyleczyć i grać jak najlepiej na poziomie drugiej ligi w Pogoni Siedlce. Tego, czego nie udało się zrealizować, nie da się cofnąć czasu. Obecnie skupiam się na powrocie do pełnej sprawności, a w dalszej perspektywie pomocy klubowi w walce o punkty. Piłka cały czas sprawia mi przyjemność. Chcę w nią grać jak najdłużej. Aż boję się pomyśleć, jak będzie wyglądało życie po skończeniu graniu. Nie chcę wyobrażać sobie ostatniego meczu i pożegnania z poważnym futbolem.
Jesteś zadowolony z tego, co udało się Tobie osiągnąć do tej pory?
- Absolutnie. Takimi kategoriami mogą myśleć zawodnicy wybitni, reprezentanci kraju, którzy w piłce osiągnęli bardzo dużo. Sam mogłem osiągnąć więcej, podjąć inne decyzje. Mogłem być bardziej cierpliwy, wykazać się większym profesjonalizmem. Nie czuję zadowolenia i tak samo będzie, gdy zawieszę buty na kołku. Z pewnością nie będę odsetkiem tych, którzy po zakończeniu kariery będą mogli uśmiechnąć się, myśląc o przebiegu gry w piłkę. Takich będzie trzech na stu. Pozostali będą czuć niedosyt, tak jak ja.
Ale wielu piłkarzy chciałoby zagrać na takim poziomie jak Ty...
- Zwiedziłem wiele szatni, poznałem wspaniałych zawodników, działaczy. Oczywiście, były momenty kiepskie, ale o tym nie chcę wspominać. Wspomnień pozostanie bardzo dużo i będę miał do czego wracać. Nie mam się czego wstydzić. Na różnych etapach brakowało czegoś, żeby było jeszcze lepiej, ale tego już nie zmienię. To pozostanie historią. Zawsze podejmowałem rękawice. Miłość do piłki z wieku dziecięcego zwyciężyła. Zawsze chciałem, ale czasami wychodziło nie po mojej myśli. Zwiedziłem różne części Polski, poznałem wielu wspaniałych ludzi.
Który czas był tym najlepszym w życiu piłkarskim?
- Każdy piłkarz może potwierdzić, że czuje się najlepiej jeśli dostaje dużo minut, strzela bramki. Miałem tak w Zniczu Pruszków. Grałem niemal "od dechy do dechy". Strzeliłem blisko 20 goli. Pojawiły się oferty. Na stole było ich pięć z pierwszej ligi. Dokonałem właściwego wyboru. Postanowiłem przenieść się na zaplecze Ekstraklasy do Chrobrego Głogów. Tutaj również czułem się potrzebny. Dużo grałem. Strzeliłem 15 bramek. Oferty? Cztery z Ekstraklasy. Czułem, że mogę pójść mocno do przodu. Przeniosłem się do Jagiellonii Białystok.
I?
- Odezwały się problemy zdrowotne. Zdrowia nie da się oszukać. Wpadłem w marazm. Grałem z "kolanem skoczka". Bolało, ale zaciskałem zęby. Nigdy nie uwierzę w takie stwierdzenia, że trener kogoś nie lubił, czy były inne okoliczności. Nigdy nie spychałem winy poza siebie. Wszystko zależy od nas samych. W pewnym momencie nie dałem rady. Wiem, że niektóre rzeczy mogłem zrobić lepiej.
Czyli "Jaga" to był ten słabszy okres?
- Popełniłem błąd. U trenera Michała Probierza grałem z kontuzją. Myślałem, że przełamię granicę bólu, ale myliłem się. Będąc w Białymstoku dojeżdżałem do domu po treningu, wyciągałem lód i kładłem na kolano. Liczyło się tylko to, by dotrwać do następnych zajęć. Teraz wiem, że postąpiłbym inaczej, wyleczyłbym się do końca. W pełni sił podjąłbym rękawice. Z pewnością nie miałbym takich kłopotów, jak wtedy.
Grałeś w wielu klubach w Polsce. Miałeś możliwość wyjazdu za granicę?
- Na pewnym poziomie do zawodników zgłasza się mnóstwo menagerów. Oni ze swojej strony proponują różne kierunki i oferują możliwości wyjazdów. Wiązałoby się to z pokaźnymi prowizjami dla ludzi, którzy załatwiają ruchy transferowe. Pojawiły się luźne zapytania, czy nie wyjechałbym do drugiej ligi greckiej, ekstraklasy rumuńskiej. Docierały do mnie takie informacje, ale nigdy nie miałem konkretnych propozycji.
Masz marzenia piłkarskie?
- Teraz chcę przegrać sezon w pełni zdrowym. Chciałbym, by piłka cieszyła jak najbardziej. Z Pogonią Siedlce marzę, by doskoczyć do barażów. Liczę, że powalczymy o awans do pierwszej ligi. O miejsca premiowane bezpośrednią promocją może być bardzo ciężko, ale jest jeszcze dużo grania i może się wiele wydarzyć. Znam uczucie przegranego barażu w ostatniej chwili, bo tak było w poprzednim sezonie z Radomiakiem Radom. Mam nadzieję, że teraz mogłoby zaprocentować doświadczenie, które już zdobyłem.
Wielu piłkarzy na koniec kariery wraca do klubów, skąd startowali w dużą piłkę. Bierzesz takie rozwiązanie pod uwagę?
- Mam 30 lat i chciałbym kilka sezonów spędzić w zawodowym futbolu. Nie myślę o zakończeniu kariery, ale w życiu wszystko jest możliwe. W rodzinnych stronach raczej nie będę mieszkał, więc może być logistycznie ciężko z powrotem, ale wiem, że chciałbym w przyszłości występować w niższych klasach rozgrywkowych, by cieszyć się futbolem jak najdłużej. Zdobyłem trochę doświadczenia, więc mógłbym je przekazywać młodszym kolegom z zespołu.
Będziesz chciał zostać przy futbolu i spełniać się jako trener?
- Nie biorę takiego rozwiązania pod uwagę. Wielu zawodników przedłuża sobie piłkarskie życie w ten sposób, jednak ja chcę robić coś innego.
Synek będzie grał w piłkę?
- Aleksander ma rok i siedem miesięcy. Imię dostał na cześć dziadka, z którym byłem bardzo zżyty. Czy będzie grał? Nie umiem tego przewidzieć. Wiadomo, że jako piłkarz chciałbym, by robił to samo co tata, ale nic na siłę. Obecnie widzę u niego duże predyspozycje fizyczne. Jest bardzo dobrze rozwiniętym chłopcem. Przejawia inklinacje do sportu. Nigdy nie będę kazał mu grać. Jeśli będzie mu się to podobać, pomogę z całych sił.
rozmawiał Mateusz Połynka
zdj. z synem: Karolina Gadowska Photography, z meczu: Maciej Sztajnert
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie