
Aleksandra Domańska, odtwórczyni głównej roli kobiecej w filmie „Podatek od miłości”, była gościem specjalnym „Kina w szpilkach” – jednego z cyklu kinowych spotkań dla kobiet w Kinie Wilga w Garwolinie. W rodzinnym mieście aktorka spotkała się z liczną publicznością oraz udzieliła szczerego wywiadu.
Gościa specjalnego powitał kierownik garwolińskiego Kina Wilga Jacek Pasternak, który przypomniał, że kariera filmowa Oli rozpoczęła się w 2013 roku filmem „Drogówka”. Później była „Ambassada”, „Pod mocnym aniołem”, „Po prostu przyjaźń”, „Volta” i „Podatek od miłości”. W tej drodze nie zabrakło ról teatralnych i serialowych, w tym między innymi w „O mnie się nie martw” i „Bodo”.
Chwilę później pochodząca z Garwolina aktorka usiadła na kinowej kanapie i udzieliła szczerego wywiadu. Z Aleksandrą Domańską rozmawiała redaktor portalu eGarwolin Urszula Ruta.
Urszula Ruta: We wtorek oglądaliśmy Cię na kanapie u Kuby Wojewódzkiego, a dziś siedzisz na kanapie w Kinie Wilga. Powiesz, nam która jest wygodniejsza? (okrzyki z sali: Ta!)
Aleksandra Domańska: Chyba ta (śmiech).
Ula: Jak wspominasz to doświadczenie?
Ola: Jeśli wśród państwa są osoby, które zastanawiają się, czy jestem przerażona moim wystąpieniem u Kuby, to wręcz przeciwnie. Mam o wiele więcej pozytywnych komentarzy, niż negatywnych. Uważam, że należy mieć świadomość tego że, gdy ktoś odnosi sukces, to nie da się uciec od negatywnych komentarzy.
Ula: Ukończyłaś Akademię teatralną, grasz w teatrze, serialach i przebojach kinowych. Jesteś najlepszym przykładem na to, że pochodząc z małego miasta, jakim jest Garwolin, można się wybić, coś osiągnąć i spełnić swoje marzenia. Czy to jest proste? Czego to wymaga od człowieka?
Ola: Wymaga to na pewno wiele pracy. Garwolin i tak oferuje wiele zajęć dodatkowych. Przede wszystkim, moje pierwsze przygody z muzyką czy nawet z aktorstwem rozpoczęły się właśnie w Garwolinie. Było to za sprawą wspaniałych nauczycieli z gimnazjum i później z liceum, którzy swoim zamiłowaniem do tego, co robili, potrafili stworzyć coś więcej, niż to, co było oferowane w szkołach, Były to wszystkie kółka dodatkowe. I tak, był pan Radek Mitura, który teraz ma Szkołę Muzyczną, a kiedyś prowadził zajęcia w klasie dla paru osób, które po prostu chciały śpiewać. I to była jego pasja, on to kochał i to było czuć. To było bardzo pomocne. Również pani Benia Czerkawska, która prowadziła tutaj teatr przyczyniła się ogromnie do rozwoju tej pasji u mnie. Uważam więc, że to nie jest tak, że Garwolin nie daje możliwości na taki rozwój, wręcz przeciwnie. Jest tutaj wiele miejsc i wiele osób, które są w stanie pomóc, jeżeli tylko ktoś ma artystyczne zapędy. Prawdą jest jednak, że zanim dostałam się do Akademii Teatralnej, musiałam połączyć przygotowania do matury z częstymi podróżami do Warszawy, gdzie uczęszczałam do studia aktorskiego, które przygotowywało do egzaminów.
Ula: Ale te podstawy, można by powiedzieć podwaliny, to Garwolin?
Ola: Tak i jestem bardzo wdzięczna tym wszystkim osobom i nigdy nie zapominam o tym, skąd pochodzę i kto miał na mnie wpływ.
Ula: Czy czujesz, że stałaś się rozpoznawalna? Na ulicach, w sklepach, lokalach. Jak reagują na Ciebie mieszkańcy Garwolina, gdy przyjeżdżasz do rodzinnego miasta? Traktują Cię jak gwiazdę ze srebrnego ekranu czy jesteś dla nich po prostu naszą Olą z Garwolina?
Ola: To jest dosyć trudne pytanie, ponieważ nie skupiam się na tym i nie szukam poklasku. Nie patrzę, kto patrzy na mnie na ulicy. Zazwyczaj w produkcjach, w których gram mam dosyć ostrą charakteryzację, jestem w dosyć eleganckim kostiumie i mam pełny make-up, wystylizowane włosy, a na co dzień wyglądam zupełnie inaczej, więc to nie jest tak, że ludzie od razu mnie rozpoznają. (Rozpoznają – okrzyk z sali) Tak? (Ola śmieje się) Może i tak. Ok, skłamałabym, mówiąc, że czasem nie widzę spojrzeń, ale nie jest to dla mnie uciążliwe i na pewno nie determinuje to mojego życia codziennego.
Ula: Wiele osób pyta Cię o całowanie się z Grzegorzem Damięckim i myślę, że większość pań na widowni też to interesuje, ale twoja praca to też gra z innymi znanymi osobami, premiery kinowe, tak zwane „bywanie”, ścianki, wywiady i co za tym idzie popularność. Czy zawód aktora to zawód marzeń? Czy nie posiada ciemnych stron?
Ola: (śmiech) Tak, moje życie to bajka. Nie mam złych dni i nigdy nie płaczę. To jest wspaniałe. (śmiech na widowni) A tak na poważnie, rozumiem fascynację zawodem aktora, bo wiadomo, że w pracy mam różne projekty, różne postacie do wcielenia, ale to jest tak strasznie trudne być na świeczniku i czytać o sobie te różne komentarze. Niektórzy ludzie na pewno radzą sobie z tym łatwiej i jest to wynik ich charakterów i bardzo im tego zazdroszczę. Ja natomiast dopiero się tego uczę i jest to bardzo bolesne. Jest to też bardzo niestała praca. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie następny projekt, więc zawsze trzeba być jakoś zabezpieczonym. Jest to bardzo trudny zawód.
Ula: Nie tylko grasz, ale także śpiewasz.
Ola: To już jest historia.
Ula: Z Twojego profilu na Instagramie dowiadujemy się jednak, że obie drogi, i ta aktorska i piosenkarska, są Ci bliskie. Pamiętasz swoje początki ze śpiewaniem w Garwolinie?
Ola: Pamiętam te początki. Pamiętam jak rodzice kupili mi mikrofon i mały głośniczek. To było spełnienie największych marzeń i tak to się zaczęło. Od tego głośniczka i mikrofonu, a później były różne szkolne chóry, w gimnazjum i w liceum. Na początku była pani Kotlarska, a później pan Mitura. I występy na festynach, których nigdy nie zapomnę. (śmiech) Pamiętam, że moim pierwszym występem publicznym był festyn na Stadionie, gdzie śpiewałam piosenkę Celine Dion „My heart will go on” w duecie z Kasią Mętrak.
Ula: Jak wspominasz ten czas? Czas szkolny w Garwolinie. Czy masz jakieś miejsca, do których, oczywiście poza rodzinnym domem wracasz ze szczególnym sentymentem?
Ola: Ze szczególnym sentymentem wracam do tych czasów. To był niesamowity okres. Jak patrzę na to z perspektywy czasu, wydaje mi się, że była to wręcz sielanka.
Ula: W Podatku od miłości łączysz grę aktorską ze śpiewaniem. Czy teraz, przy niezaprzeczalnej popularności, nie myślałaś o powrocie do śpiewania na scenie? Czy możliwe jest, że kiedyś na półkach znajdziemy płytę Oli Domańskiej?
Ola: Nie myślałam o tym, ponieważ wydaje mi się, że w zawodzie aktora czy muzyka należałoby poświęcić się jednemu albo drugiemu w 100 procentach. Może się mylę. Na pewno nie powiem „nigdy”, ponieważ życie różnie może się potoczyć. Zobaczymy, ale myślę, że musiałabym sporo ćwiczyć, bo przez 10 lat w ogóle nie śpiewałam i prowadziłam rock'and'roll'owy tryb życia, więc nie wiem, co z tym moim głosem by się teraz wydarzyło. (śmiech)
Ula: Po rolach teatralnych i serialowych, przyszedł czas na kino. Grałaś nieduże role w filmach „Po prostu przyjaźń”, „Ambassada” i „Drogówka”. Później była „Volta”, a teraz „Podatek od miłości” i główna rola kobieca. W moim odczuciu świetna. Potem pokazałaś się u boku Jurka Owsiaka na finale WOŚP, wystąpiłaś w Milionerach i usiadłaś na kanapie u Kuby Wojewódzkiego. Stałaś się jedną z popularniejszych polskich aktorek młodego pokolenia. Czy od popularności też płaci się podatek?
Ola: Ten okres promocyjny filmu „Podatek od miłości” był bardzo intensywny. Była to dla mnie ogromna lekcja tego, jak chcę dalej postępować w swoim życiu zawodowym. Na jakie propozycje się godzić, a na jakie nie. To jest niestety bardzo wysoki podatek, ponieważ każdy ma możliwość wejść na Facebooka czy Instagram i zostawić tam tonę nieprzyjemnych komentarzy. Dla mnie to jest najwyższa cena, jaką się za to płaci, bo nawet gdybym chciała tego nie czytać, to i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto mi to podeśle, więc to i tak do mnie trafi. To jest naprawdę bardzo ciężkie, żeby sobie z tym poradzić. Wiem, że jeszcze się nie urodził taki, który by wszystkim dogodził i absolutnie mam tego świadomość, że nie można się przejmować takimi rzeczami, ale jest to na pewno proces. I jest to proces długi, który trzeba przeprowadzić powoli, świadomie i z mądrymi ludźmi dookoła.
Nie chcę nikogo udawać. Nie będę udawała, że jestem najmądrzejsza na świecie i znam odpowiedzi na wszystkie pytania i że nigdy się nie mylę. Tak oczywiście nie jest. Jestem człowiekiem i najważniejsze dla mnie jest to, żebym nie krzywdziła innych ludzi i mówiła prawdę. Po prostu. (gromkie brawa z sali)
Ula: Mówienie prawdy wymaga odwagi, podobnie jak to, co robisz na swoim profilu na Instagramie czy na Facebooku. Pokazujesz tam dosyć dobitnie to, że żyjemy w świecie, w którym jest bardzo silna presja na bycie doskonałym. Ty, odważnie pokazujesz, że tak nie jest. Nie każdy jest doskonały i jest to naturalne. Motywujesz, głównie młode dziewczyny, do akceptowania siebie, właśnie z tymi niedoskonałościami. W świecie showbiznesu, w którym się obracasz, podejrzewam, że jest to tym bardziej trudne. Dlaczego to jest tak ważne, żeby o tym mówić, pisać i to uświadamiać?
Ola: Dla mnie to jest bardzo ważne, bo ja wychowałam się bez iPhonów, Instagramów i Facebooków. Byłam na dworze z innymi dziećmi i cały czas bawiliśmy się w taki sposób, że nasza wyobraźnia kreowała naprawdę milion światów i to było niesamowite. Bawiliśmy się w sklep, płacąc liśćmi, biegaliśmy po kałużach i po prostu byliśmy ze sobą. Ja to kieruję do wszystkich młodych osób, przede wszystkim dziewczyn, które tak naprawdę od początku wychowują się ze smartfonami i social mediami. Skoro one codziennie oglądają sfotoszopowane twarze i sylwetki, dziewczyny, które mówią tylko o tym, czy doklejać sobie rzęsy, czy robić to czy tamto, pomyślałam sobie, jakie to będzie miało konsekwencje w przyszłości. Poczułam wtedy, że chciałabym o tym mówić, bo uważam, że to jest ważne, a mam takie przeczucie, że jest coraz gorzej jeśli chodzi o akceptację nas samych, naszego ciała, tego, kim jesteśmy. Chciałam zaznaczyć, że można być sobą i słuchać tego, co my chcemy w środku, a nie tego, co nam mówią ludzie, którzy nawet nie są prawdziwi.
Ula: Dziękuję Ci za rozmowę!
Ola: Dziękuję bardzo!
Aktorce za udział w wydarzeniu podziękował kierownik kina Jacek Pasternak, który wręczył Oli kwiaty oraz przekazał jej od burmistrza Garwolina publikacje o mieście. Tego wieczoru Aleksandra otrzymała także w prezencie od firmy Carinii buty. Redakcja eGarwolin postawiła na słodki upominek w postaci domowej roboty sernika, do którego Ola ma szczególną słabość.
Pełną relację z lutowej edycji Kina w szpilkach można znaleźć klikając tutaj.
ur, fot. KK
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!