Garwoliński Teatr Rękawiczka obchodzi ćwierćwiecze istnienia! Grupa, która wyrosła ze szkolnego kółka, jest dziś ważnym punktem na kulturalnej mapie regionu. Prowadzona przez Izabelę Rękawek grupa świętowała 25-lecie podczas 7. edycji Festiwalu Saturator Teatralny. O tym, jak wyglądała walka o własne miejsce, co daje młodym ludziom teatr i dlaczego nie zamierza zwalniać tempa, opowiada Izabela Rękawek.
Prowadzony przez Izabelę Rękawek Teatr Rękawiczka świętuje w tym roku swój srebrny jubileusz. Ćwierć wieku to intensywna historia, pełna ciężkiej pracy, sukcesów i niezliczonych emocji. Choć dziś grupa działa pod skrzydłami Centrum Sportu i Kultury w Garwolinie, jej korzenie sięgają 2001 roku i szkolnego kółka teatralnego w Publicznym Gimnazjum nr 2. Od 2008 roku to CSiK stało się ich stałą artystyczną przystanią.
Izabela Rękawek niezmiennie od początku pełni funkcję reżysera i kierownika artystycznego. Skład zespołu - złożony z uczniów szkół podstawowych i średnich - naturalnie się zmienia, a wielu młodych artystów, którzy zaczynali w „Rękawiczce”, kontynuuje swoją przygodę ze sztuką na akademiach teatralnych. Zaczynali od jednej 20-osobowej grupy, a dziś Teatr może pochwalić się trzema takimi zespołami oraz 15-osobową grupą dorosłych O!Mamy, która wywodzi się właśnie z „Rękawiczki”.
Jubileusz stał się okazją do uroczystego świętowania podczas oficjalnego otwarcia 7. edycji Festiwalu Saturator Teatralny. Burmistrz Garwolina Marzena Świeczak wyraziła podziw i podziękowania za "niegasnącą energię twórczą", przekazując teatrowi bon o wartości 5 tysięcy złotych od samorządu. Wdzięczność wyrazili również Magda Chabros z Mazowieckiego Instytutu Kultury oraz dyrektor CSiK Jarosław Kargol.
Izabela Rękawek nie kryła wzruszenia, dziękując wszystkim, którzy przez te lata wspierali teatr - zarówno obecnym, jak i dawnym członkom. Szczególne słowa uznania skierowała do Bartłomieja Ostapczuka i Teatru Polskiego, których współpraca pchnęła „Rękawiczkę” w nowe obszary rozwoju.

Rozmowa z Izabelą Rękawek, założycielką Teatru Rękawiczka
Co zainspirowało Panią do założenia Teatru Rękawiczka 25 lat temu? Czy pamięta Pani, jakie były pierwsze marzenia i cele?
Od zawsze uwielbiałam teatr. Kiedy zaczęłam pracować w szkole, uświadomiłam sobie, że teatr to wspaniała droga do uczniów. Powstało pierwsze szkolne przedstawienie, potem kółko teatralne, a później okazało się, że trzeba założyć teatr. Zawsze wielkim marzeniem moim i aktorów było MIEJSCE, bo byliśmy trochę teatrem bez MIEJSCA. Błąkaliśmy się na początku po szkolnych korytarzach, a później musieliśmy walczyć o scenę, gdzie swoją przestrzeń miało kino. Marzyliśmy o naszym MIEJSCU, w którym można byłoby się rozgościć, pobałaganić, gdzie czas by nie istniał. Resztę marzeń spełnialiśmy przy każdym spotkaniu tworząc bardzo autorskie spektakle, wypływające z serc młodych aktorów.
Teatr Rękawiczka to „nie tylko spektakle, ale przestrzeń, w której odkrywamy siebie i szukamy prawdy”. Jak udaje się Pani to osiągać? Co jest kluczem do stworzenia tak wyjątkowego miejsca?
Myślę, że przede wszystkim wzajemny szacunek i zaufanie. Bardzo ważny jest proces tworzenia. Potrzebna jest atmosfera, w której młodzi ludzie czują się bezpiecznie. Nie jest to wcale proste. Dlatego zawsze pierwsze spotkania to czas zabawy, praca z ciałem, ruch, taniec, tworzenie króciutkich etiud. Do teatru przychodzą bardzo piękni, wrażliwi, młodzi ludzie, ale żeby się mogli otworzyć, muszą poczuć się bezpiecznie. Poza tym wiedzą, że są współtwórcami spektaklu i ich zdanie jest tak samo ważne jak moje. Więc szukamy tej prawdy razem i odkrywamy siebie, inaczej się nie da.
Teatr skupia młodzież, dzieci, dorosłych, a nawet seniorów. Jakie wyzwania i radości niesie ze sobą praca z różnymi pokoleniami? Jak udaje się Pani zintegrować tak zróżnicowaną grupę?
Prowadzę kilka grup, jedna skupia młodzież, inna dzieci, jeszcze inna dorosłych. Czasem tworzymy razem jakieś ciekawe dzieło, np. w projekcie „Pokolenia”. Było to piękne wyzwanie. Powstały dwa międzypokoleniowe spektakle. To cudowna praca. Starsi uczą się od młodszych, młodsi od starszych. Toczy się wiele rozmów, budzi mnóstwo emocji. Ludzie potrzebują się nawzajem. Poznaliśmy ciekawe historie, najróżniejsze punkty widzenia. Widzieliśmy różnice, ale i podobieństwa. Wszyscy sobie pomagali. Było dużo śmiechu, ale i wzruszeń, łez. Powstała piękna więź, bliskość. Nikogo nie trzeba było integrować. Można powiedzieć, że teatr łączy pokolenia. A wspólne tworzenie to najlepsza integracja.
„Rękawiczka” jest rozpoznawalna szeroko poza granicami naszego powiatu. Czy są jakieś spektakle, nagrody lub momenty, które szczególnie zapadły Pani w pamięć i które uważa Pani za kamienie milowe w historii teatru?
Pierwszy „poważny” spektakl Rękawiczki to „Sabat nad Świtezią”. Z nim pojechaliśmy na nasz pierwszy festiwal - była to „Srebrna Maska” w Siedlcach. I wtedy pierwszy raz dostaliśmy tę Srebrną Maskę jako nagrodę. Radość była ogromna. To był naprawdę piękny początek. Następny spektakl to „Alicja jest...”. Był moim spektaklem dyplomowym. Wystawialiśmy go na scenie w Szkole Teatralnej we Wrocławiu, przed profesorami tejże placówki. Było to na pewno wielkie przeżycie dla nas wszystkich, dla mnie osobiście również, bo debiutowała w nim moja rodzona sześcioletnia córeczka Marysia. Ciekawą drogę miał „Sekret”. To spektakl profilaktyczny, który tak się spodobał twórcy PaTu panu Grzegorzowi Jachowi, że został sztandarowym spektaklem tej organizacji. Był grany na wielu scenach Polski, a i my graliśmy go wiele razy, między innymi w Sali Kongresowej w Warszawie. To była naprawdę ciekawa przygoda. Ważnym spektaklem były też „Czarownice z Salem”, które wywołały kontrowersje w niektórych kręgach, mimo iż przedstawiciele tych kręgów nie widzieli tej sztuki w naszym wykonaniu. Można powiedzieć, iż był to spektakl prześladowany, który wywołał bardzo dużo trudnych emocji i zdarzeń, ale też i tych pozytywnych - np. list Andrzeja Seweryna w obronie Teatru Rękawiczka i Czarownic z Salem, czy wielkie wsparcie rodziców aktorów, czy dyrektora CSiK. To wydarzenie dużo mnie nauczyło, i wbrew pozorom umocniło w tym, by robić swoje i nie przejmować się krytyką. Psy szczekają karawana jedzie dalej. Każdy spektakl był dla nas ważny. Każdy wnosił coś nowego. Np „Tradycja”, pierwszy spektakl plenerowy, który powstał pod opieką Bartłomieja Ostapczuka, a potem „Miasteczko”, które zrealizowaliśmy już sami. Spektakle, które powstały na festiwal w Teatrze Polskim, dzięki któremu sięgaliśmy do klasyki - do Fredry, Mrożka, Gombrowicza, Gałczyńskiego, Szekspira itp. Ostatnie nasze dzieło to „Walizka”, też niezmiernie ważne, mówiące o holokauście, wojnie, poszukiwaniu tożsamości. Każdy jeden to kamień milowy.
W 2022 roku została Pani uhonorowana Nagrodą Marszałka Województwa Mazowieckiego. Co ta nagroda oznaczała dla Pani i dla całego Teatru?
Jest to piękne wyróżnienie, za które jestem bardzo wdzięczna. Ta nagroda pokazała, że moja praca jest doceniana, widziana i potrzebna. Jeszcze raz bardzo dziękuję Panu Marszałkowi Adamowi Struzikowi i Pani Marszałek Ewie Orzełowskiej. To bardzo duże uhonorowanie Rękawiczki.
W swoich podziękowaniach wymieniła Pani wiele osób i instytucji, w tym burmistrz Garwolina Marzenę Świeczak, dyrektora CSiK Jarosława Kargola oraz innych artystów. Jak ważne jest wsparcie lokalnej społeczności i innych twórców w rozwoju Teatru Rękawiczka?
Wsparcie jest bardzo ważne. Dzięki niemu możemy poczuć się bezpiecznie. Mamy swoje miejsce, nie błąkamy się już po korytarzach i nie walczymy z kinem. Dzięki promocji, czujemy się widoczni i ważni. Możemy jeździć na festiwale, nie martwiąc się o fundusze, podobnie jest z materiałami na scenografię czy rekwizyty. Zawsze staram się, żeby moi aktorzy mogli uczyć się, czy podglądać innych artystów. Razem ze Stowarzyszeniem Calos Cagathos organizowałam wyjazdy na różne festiwale, gdzie młodzież mogła oglądać bardzo dobre spektakle. Teraz mamy w Garwolinie Saturator. Udział w nim jest niezwykle inspirujący. „Inspiracje” warsztaty teatru ruchu organizowane przez Magdę Chabros, w których wielokrotnie braliśmy udział - rozwijały nie tylko nasz warsztat, ale poszerzały świadomość teatralną, budziły odwagę tworzenia, wrażliwość i wyobraźnię. Praca z Bartłomiejem Ostapczukiem to wielka wartość. Bardzo dużo się od niego wciąż uczymy. Warto wspomnieć też Paulinę Święcańską, Paulinę Staniaszek, profesora Romana Woźniaka, wspaniałe warsztaty w Teatrze Polskim z Jarosławem Gajewskim i innymi artystami. Artyści są dla nas drogowskazami w naszej podróży, a wsparcie władz - bezpiecznym pojazdem, dzięki któremu możemy udać się w dalszą drogę.
Założyła Pani Stowarzyszenie Calos Cagathos, które utworzyło „Oazę Artystyczną”. Jakie znaczenie ma to miejsce dla Teatru Rękawiczka i lokalnej społeczności?
Dzięki wspaniałym ludziom ze Stowarzyszenia i oczywiście błogosławieństwie dyrektora CSiK, udało nam się przekształcić starą siłownię w świątynię Melpomeny. To wspaniałe miejsce z duszą. Nasze Miejsce. Co tam się dzieje? Próby, rozmowy, zabawy, męki twórcze, kłótnie, olśnienia. Jest tam garderoba, rekwizytornia, wszelkiego rodzaju pracownie - wszystko w jednym. Czasem Wielki Twórczy Bałagan. Czasem Wielkie Porządki. Niekiedy spektakle, gdzie najlepsza loża to dach starej szafy. Nocne spotkania. Był też wieczór poetycki, spotkanie z podróżnikiem, najdziwniejsze warsztaty świata, pojedynek między humanistami a matematykami, pieczenie pierników. Jednym słowem CalosCagathos - czyli Dobro i Piękno. Każdy może tu przyjść, jeśli ma twórczą potrzebę. Tu działa też teatr Bobożalej, który utworzyli starsi aktorzy Rękawiczki. To zrealizowane nasze marzenie. Gdyby jeszcze dach nie przeciekał… Ale i tak jesteśmy szczęśliwi, że mamy swoją przestrzeń. Chociaż marzy nam się prawdziwa sala teatralna z prawdziwymi teatralnymi światłami, na której moglibyśmy częściej wystawiać nasze spektakle, zapraszać inne teatry amatorskie. Miejsce, które teraz mamy jest doskonałe dla prób, ale taki Prawdziwy Teatr w Garwolinie? Dlaczego nie? Może to marzenie się ziści? I przy 30-leciu będziemy otwierać nowe miejsce w Garwolinie? Byłoby cudownie.
Teatr angażuje się w wiele lokalnych inicjatyw. Jaką rolę kultura i teatr odgrywają w życiu społecznym Garwolina?
Chciałoby się powiedzieć, że „przemieniają zjadaczy chleba w anioły”. A może tak trochę jest? Odrywają ludzi od rutyny, szarej codzienności. Przenoszą choć na chwilę w kolorowy, magiczny świat. Budzą emocje, wspomnienia. Dają radość. Na nasze spektakle zawsze przychodzi dużo ludzi, od 7 lat festiwal teatralny Saturator przemienia Garwolin w stolicę teatru, do Rękawiczek i Omamów co roku przychodzą nowi aktorzy. Może tak się zmienia ten świat na lepszy?
Pani słowa: „nie mamy zamiaru zwalniać tempa” brzmią bardzo inspirująco. Jakie są plany na kolejne lata? Czego możemy się spodziewać po Teatrze Rękawiczka?
Nie mam pojęcia, czego mogą się Państwo spodziewać. Sama nie wiem, czego się spodziewać. Na pewno będzie ciekawie, powstaną nowe spektakle, projekty, może podróże? Może spektakl plenerowy tym razem? Nie chcę zdradzać niektórych tajemnic. Niespodzianki są przecież takie piękne. Inspiracje fruwają w powietrzu, głowy są pełne pomysłów, jest energia, chęć działania. Na pewno powstaną jakieś zaskakujące dzieła. Więc dajmy się zaskoczyć.
Co poradziłaby Pani osobom, które marzą o założeniu własnego teatru lub organizacji artystycznej?
Jeśli o tym marzą, to niech to zrobią. Marzenia się spełnia. Niech działają. Nawet z jedną osobą, mogą przecież zrobić ciekawy monodram. Przyciągną tym do siebie innych. Albo niech poszukają podobnych sobie szaleńców. Nasze początki to były naprawdę szkolne korytarze i jeszcze czasem przy warkocie wiertarek, bo budowano gimnazjum i był wielki remont. Najważniejsze moim zdaniem jest wykorzystanie tej siły płynącej z serca do realizacji swoich marzeń. Jeśli działamy, idziemy nawet małymi kroczkami, to otwierają się przed nami najróżniejsze drzwi, pojawiają się drogi, o których nie wiedzielibyśmy, gdybyśmy nie ruszyli z miejsca.
Jakie są największe wyzwania, z którymi mierzy się dziś teatr amatorski?
Teatr amatorski to piękna przestrzeń, w której tworzy się z miłości do sztuki. Jest wolny, nikt nie narzuca mu repertuaru. Tworzymy, bo chcemy, bo to nam w duszy gra. Jest również miejscem, w którym wychowuje się mądrych i wrażliwych ludzi. Rozmawiając z moimi przyjaciółmi, znajomymi, którzy też prowadzą podobne grupy, dostrzegam, że często ich działalność jest niedoceniana. Nie mają swojej przestrzeni, wynagrodzenie za tak wartościową i wymagającą pracę jest śmiesznie małe. Uważam, że takich ludzi, dzięki którym młodzież rzuca smartfony, wychodzi z domu, realizuje swoje pasje, koniecznie trzeba doceniać. Stworzyć im przestrzeń do działania. Dowartościować. Dodać im sił, bo to droga, która wymaga od nas wiele energii i wyzwań.
Proszę opowiedzieć o swoich inspiracjach. Co Panią napędza w codziennej pracy?
Życie jest wielką inspiracją, codzienność, inni ludzie. Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Na pewno energię dają mi moi aktorzy, ich zapał, radość, kreatywność. Wiem, że teatr wnosi dużo dobra do ich życia, że znajdują tu przyjaciół, mogą być sobą, dobrze się bawią. Lubię patrzeć, jak się rozwijają, pięknieją. Poza tym ta praca to moja pasja, bardzo ją lubię. Dużo uczę się od moich aktorów, ciągle odkrywam coś nowego. Też się rozwijam, jeżdżę na warsztaty, inspiruję się od innych twórców. Ciekawy spektakl, film, jakaś rozmowa, zdarzenie - może być cudowną inspiracją. Ładuję akumulatory, spacerując po lasach, łąkach i bezdrożach, robię zdjęcia. Natura to też wielkie źródło inspiracji. Spadający liść, szum wiatru, promień słońca „gwiazdy błękitne, kwiateczki czerwone będą ci całe poemata składać” jak pisał Słowacki. Reasumując - Życie to wielka inspiracja.

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie