Reklama

Na pierwszej randce przyszły mąż opowiadał mi o grodziskach

O dzieciństwie, pierwszych zarobionych pieniądzach, o tym, jak poznała swojego męża, jak radzi sobie w kuchni i co najbardziej ceni w mężczyznach! I wiele więcej! Ani słowa o polityce! burmistrz Łaskarzewa Anna Laskowska w ogniu pytań.

Pani Anno, może po kolei. Pani dzieciństwo...

-Szczęśliwe. Spędzone na Zawadach w Garwolinie. Z babcią, dziadkiem, rodzicami, siostrą Tereską, sąsiadami, koleżankami.

 

Ulubiona zabawa?

-Mam sporo wspomnień. Mam przed oczami gry z rówieśnikami w dwa ognie, zbijaka, podchody, chowanego. Były to piękne chwile. Lubiłam grać z tatą i siostrą w badmintona. Z dziadkiem grałam w karty. Najczęściej w tysiąca. Widzę wiklinowy fotel bujany w pokoju babci. Miłe momenty, które są w moich wspomnieniach.

 

Chciałaby pani wrócić do tych czasów?

-Chyba nie. Miło je wspominam, ale teraz mam równie emocjonujące życie. Jest fajnie. Nie chciałabym tego zamienić.

 

Obecne dzieci są inne?

-Mam czwórkę dzieci: trzy córki i najstarszego syna. Pomiędzy dziewczynkami jest trzy lata różnicy, najstarsza ma 18 lat, a najmłodsza - 12 lat. Tworzą tzw. oddzielny „podsystem”. Mają swoje sprawy, swój świat. Najmłodsza Emilka podpatruje siostry, robi makijaże, ale starsze też czasami siądą i pobawią się klockami. Nie odczuwamy skutków pandemii. Mam dużą rodzinę i zawsze coś się dzieje. Polecam właśnie taki układ. Nie ma miejsca na nudę (śmiech – przyp. red.). Córki są harcerkami, trenują tenis stołowy. Syn również jest harcerzem, prowadzi gromadę. A inne współczesne dzieci? To kwestia stylu życia rodziny.

 

Pierwsze zarobione pieniądze?

-Tuż po studiach. To były czasy, kiedy nie było problemów z pracą. Skończyłam psychologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Udało mi się z marszu zacząć pracę. Zostałam zatrudniona w szpitalu neuropsychiatrycznym na oddziale psychiatrii dziecięcej jako psycholog oraz w Zespole Szkół Zawodowych nr 2 w Garwolinie jako psycholog szkolny. Zaczęłam mocno, na półtora etatu.

 

A takie młodzieńcze dorabianie? Przy zbiorach wiśni, truskawek?

-Chyba nie, ale w liceum wybrałam się na wyjazd OHP. Opiekunką była nasza nauczycielka która zorganizowała wyjazd do ośrodka wypoczynkowego w Wildze. Wraz z koleżankami z klasy pomagałyśmy w kuchni.

 

Najwięcej pieniędzy wydaję na...

-Rachunkami zajmuje się mąż (śmiech – przyp. red.). Najwięcej złotówek wydajemy chyba na tzw. „życie”. Dzieci też mają swoje zainteresowania. Z wydawaniem pieniędzy nie ma problemu!

 

W mężczyznach najbardziej cenię...

-W latach mojej młodości ktoś zapytał mnie o ideał mężczyzny - kandydata na męża. Powiedziałam, że musi być mądry, nieprzeciętny, a przede wszystkim musi mnie kochać. Teraz myślę tak samo, tzn. cenię mężczyzn mądrych, nieprzeciętnych, którzy z szacunkiem i serdecznością odnoszą się do innych.

 

Jak poznała pani swojego męża?

-Zostaliśmy wyswatani. A na pierwszym spotkaniu przyszły mąż opowiadał mi o grodziskach, czyli pozostałościach po średniowiecznych grodach (śmiech – przyp. red.). Eryk jest naukowcem. Ma tytuł doktora i pracuje w Polskiej Akademii Nauk. I doskonale wstrzelił się w mój „ideał mężczyzny”!

 

Perfumy, których używam...

-Różne. Nie mam ulubionego zapachu. Lubię eksperymentować. Dla mnie ma to drugorzędne znaczenie.

 

Nigdy nie rozstaję się z...

-Teraz powiem, że z okularami (śmiech – przyp. red.). Wiadomo, że nie zdejmuję obrączki, pierścionka, łańcuszka.

 

Telefon?

-Muszę go mieć stale przy sobie.

 

Najbardziej cenię w ludziach...

-Lubię ludzi. Cenię? Uczciwość, prawdziwość, rycerskość, otwartość.

 

W szkole byłam...

-Bardzo dobrą uczennicą. Miałam czerwony pasek. Jako dziecko mówiłam, że skończę wszystkie szkoły, matury. Lubię się uczyć. Ukończyłam kilka różnych studiów podyplomowych.

 

Matura...

-Byłam w klasie humanistycznej w liceum na ul. Długiej w Garwolinie. Zdawałam język polski, historię i WOS. Ustnie te same przedmioty plus język rosyjski. Dostałam się na studia, więc poszło mi bardzo dobrze.

 

Ulubiony przedmiot w szkole?

-Lubiłam rysować. Przed podjęciem studiów rozważałam kierunki kulturalno-oświatowe. W liceum lubiłam polski. Niedawno odkryłam swój zeszyt z języka polskiego z notatkami przed egzaminem dojrzałości. Przejrzałam go z wielką przyjemnością. Dla relaksu przeczytałam ostatnio „Dżumę”, „Komu bije dzwon”, teraz planuję „Lalkę”.

 

Najmniej lubiany przedmiot?

-Byłam w klasie humanistycznej, więc nie pałałam sympatią do fizyki i chemii, ale miałam dobre oceny.

 

Trzy rzeczy, które zabrałabym na bezludną wyspę?

-Nie wybieram się w takie miejsce. Lubię ludzi i przebywanie z nimi!

 

Hobby?

-Muzyka, harcerstwo, rozmowy z ludźmi.

 

Przysmak, którego sobie nie odmówię...

-Lubię ciasta i ciasteczka, ale potrafię ich sobie odmówić.

 

Popisowe danie męża?

-Jajecznica na boczku z cebulką. Wszyscy ją uwielbiają, chociaż jest bardzo rzadko przygotowywana (śmiech – przyp. red.). Mąż przygotowują ją z wielką starannością, namaszczeniem. Eryk wyniósł to z domu, bo identycznie postępował mój ŚP. teść Marek.

 

Jak radzi sobie pani w kuchni?

-Dobrze. Kiedyś moja koleżanka umówiła się przed ślubem z przyszłym mężem, że codziennie to nie będzie gotować. U nas nie było takich ustaleń, natomiast czasem na obiad jemy jajecznicę czy coś szybkiego. Gotowanie nie jest istotą i sensem mojego życia. By szybko przygotować danie, robię placki z jabłkami. Z racji bycia burmistrzem, matki czwórki dzieci i obowiązków wynikających z tego faktu, nie mam kiedy spędzać całych godzin przy kuchni. Radzimy sobie, ale obiad nie musi być dwudaniowy. Staramy się natomiast celebrować niedzielne obiady. Wtedy podaję dania na eleganckich talerzach, z filiżankami z Bolesławca. Do tego muszą być kwiatki i świece.

 

Popisowe danie Anny Laskowskiej?

-Moi domownicy lubią makaron spaghetti z tuńczykiem, oliwkami, pomidorkami, prażonym słonecznikiem, a na to żółty ser i pietruszka.

 

Wymarzone miejsce na urlop?

-Góry. Chociaż kondycja już nie ta, co u dzieci, ale kocham przestrzeń, przyrodę, strumyki, kwiatki.

 

Najpiękniejsze miejsce, w którym byłam...

-Górskie szlaki...

 

Najgłupsza rzecz zrobiona w dzieciństwie?

-U cioci chcieliśmy napalić w kuchni węgłowej. Nie było to takie łatwe. Pojawił się dym w całym mieszkaniu. Eksperymentowałyśmy z siostrami.

 

Za którym razem zdała pani egzamin na prawo jazdy?

-Za czwartym. Przystąpiłam do egzaminów jako mężatka. Nie ciągnęło mnie za kierownicę. Zachęcał mnie do tego mąż. Miałam 30 lat. Najpierw, dwa razy zdawałam w Warszawie. Na egzaminie nie byłam w stanie nawet uruchomić silnika. Wtedy zrozumiałam na czym polega stres. Na lekcjach dodatkowych jeździłam bezbłędnie, a tuż przed egzaminem byłam dosłownie sparaliżowana. Finalnie zdałam w Siedlcach.

 

Sporty w dzieciństwie?

-Grałam w koszykówkę. Byłam reprezentantką szkoły w siódmej i ósmej klasie. Pamiętam, że pod wodzą Piotra Ekierta miałyśmy duże sukcesy.

 

Kim chciała pani zostać w dzieciństwie?

-Piosenkarką. Lubiłam śpiewać.

 

Bilet na koncert, czy bilet w kosmos?

-Koncert. Stare Dobre Małżeństwo albo Wolna Grupa Bukowina. Lubię poezję romantyczną, śpiewaną.

 

Grzyby, czy ryby?

-Ani jedno, ani drugie. Zamieniłabym pytanie: las czy jezioro. Wybrałabym pierwszą opcję. Kocham zieleń, śpiew ptaków.

 

Wieś, czy miasto?

-Wychowałam się w mieście, czyli w Garwolinie. Postawiłabym na małe miasteczko. W Łaskarzewie czuję się świetnie. Jest tutaj bezpiecznie. Wszystkich się zna. Fajne jest, że z każdym można porozmawiać, czy to w sklepiku, czy kwiaciarni.

 

Wygodna sukienka, czy obowiązkowy ubiór?

-Pierwsza myśl to ta pierwsza opcja, ale w eleganckich strojach czuję się dobrze, z makijażem, ułożonych włosach.

 

Piwo, czy whisky?

- Miód pitny, tokaj, słodkie nalewki.

 

Miejsce urodzenia?

-Garwolin.

 

Miejsce zamieszkania?

-Łaskarzew.

 

Samochód?

-Mamy dwa: Toyotę i Renault Trafica, który jest dziewięcioosobowy. Potrzebujemy takiego auta w ramach podróży rodzinnych, wyjazdów harcerskich, przewożenia bagaży, czasem rowerów.

 

Numer buta?

-40.

 

Skąd wzięła się miłość córek do tenisa stołowego?

-Przypadkiem. W Promniku Łaskarzew pojawił się Robert Barański. Średnia córka - Kasia postanowiła, że zacznie chodzić na treningi. Później dołączyła do niej Małgosia, a najpóźniej Emilka, która była w zerówce. Wszystkie do tej pory ćwiczą pod wodzą trenera, obecnie w CIA Łaskarzew.

 

Największe osiągnięcia ma...

-Emilka. Zaczynała najwcześniej tzn. jako najmłodsza i ćwiczy już sześć lat. W pracy treningowej potrzebna jest systematyczność i ciężka praca. W tenisie ciężko jest doskoczyć do wysokiego poziomu przy rozpoczęciu zajęć w późnym wieku. Dogonienie stawki jest niemal nieosiągalne. Ale tenis stołowy to także znakomita szkoła życia i rozwoju osobistego. Polecam wszystkim.

 

rozmawiał Mateusz Połynka
Zdj. arch. prywatne

Aplikacja egarwolin.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo eGarwolin.pl




Reklama
Wróć do