
Czerwona kontrolka na telefonie Koźlaka migała od kilku sekund, ale ten, zamiast szybko odebrać telefon, zastanawiał się, co sprawiło, że Wokulski korzysta z czerwonej linii. Przecież ustalali, że będzie dzwonił tylko w sprawach kryzysowych. Hmmm… A może to pierwsza taka sprawa? – pomyślał Koźlak i powoli, z lekką tremą, podniósł słuchawkę.
- Halo… – powiedział cicho.
Wokulski strzelał słowami jak z karabinu, ale tylko część z nich docierała do Koźlaka. Słyszał tylko: ratuj!, alarm!, wołaj wojsko!, wzywaj wirusologów!, wycieczka, wirus…
Uspokoił Wokulskiego i poprosił, żeby zaczął od początku i powoli wszystko wyjaśnił.
– Pamiętasz waszą imprezę na otwarcie szpitala? – zapytał Wokulski i nie czekając na odpowiedź, mówił dalej. – Nasz człowiek, Lakiery, kilka dni wcześniej wrócił z zagranicznej wycieczki. Wiesz, chłopina poświęca się dla swojego miasta, to należy mu się trochę wolnego. Pojechał na wycieczkę objazdową po Filipinach, ale jak wrócił, był jakiś nieswój.
– Faktycznie – potwierdził Koźlak. – Pamiętam jego przemówienie na otwarciu szpitala, coś bełkotał, cofał się pamięcią do młodzieńczych lat, mówił o pampersach…
– No, właśnie – przerwał Wokulski. – Wtedy, po wszystkim, poprosiłem go na bok i zapytałem jak przyjaciela, czy wszystko jest OK, czy czuje się dobrze. Poradziłem, żeby się przebadał, wszak byliśmy w szpitalu, ale on nie chciał. Twierdził, że jest tylko lekko zmęczony, ale niestety były to pierwsze objawy choroby. I to tej najgorszej! Lakiery złapał wirusa filipińskiego!!!
– Cooo? – ze strachem i niedowierzaniem zapytał Koźlak. – Wirusa filipińskiego? – powtórzył, jakby chciał się upewnić, że to prawda.
– Tak – odparł Wokulski. – Wczoraj Lakiery jechał samochodem i ten wirus tak go osłabił, że biedaczek stracił panowanie nad kierownicą i spowodował kolizję. Dobrze, że na miejscu był jeden z lokalnych strażników, który pomógł mu wyjść z auta. Najgorsze jest jednak to, że wirus zaatakował mu centralny ośrodek nerwowy, przez co Lakiery miał niekontrolowane ruchy. Wyglądało to jakby chciał kogoś pobić, a że układ nerwowy był zaatakowany, to i język miał sztywny, nic nie mógł mówić i strasznie bełkotał. Nasi grajdolińscy strażnicy przyjechali z pomocą, we trzech jakoś opanowali te niekontrolowane ruchy, pomogli mu i odwieźli go do szpitala na badania.
Dodam, że szybo pojawiła się też telewizja, a nawet dwie! Zaczęli wszystko filmować, a ludzie z Promnirzewa, których widziałem, wyglądali jakby i ich niedługo miał zaatakować ten wirus. Dlatego proszę cię, jak starego kumpla, musimy ratować mojego przyjaciela. Musimy odciąć to miasto od świata, postawić wojsko na rogatkach, żeby nikogo nie wpuszczać i nie wypuszczać. Musimy sprowadzić wirusologów, niech wyeliminują chorobę z miasta, niech ten wirus nie rozprzestrzenia się dalej. Wszak Promnirzew to jedna z większych metropolii w twoim państwie. Nie można dopuścić do rozprzestrzeniania się tej choroby!
Koźlak nic już nie mówił. Siedział blady, a w głowie kołatała mu się tylko jedna myśl:
– Wirus filipiński w moim państwie…
(Sara Rarytas)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
jw
rozreklamujcie to bo jest superfajne
Żeby Lary dorobił się swojej bajki i trafił pod strzechy jako bohater ... świat się wywraca :evil:
Nie... No super... :-)
:silly: :cheer: B) czytajcie, polecam :P