
Pod wodzą Mirosława Grzeszczaka Hutnik Huta Czechy awansował do IV ligi. Poznajmy prezesa klubu.
Rozmowa z Mirosławem Grzeszczakiem – prezesem Hutnika Huta Czechy:
Jak "Prezes" został prezesem
Pamięta pan, co robił w 1997 roku?
– Nie mieszkałem w tych okolicach. Byłem jeszcze w Falenicy. Po 13 latach wróciłem w rodzinne strony.
Wie pan skąd takie pytanie?
– Oczywiście. Wówczas Hutnik grał w lidze międzyokręgowej: siedlecko-bialskiej. W zespole spędziłem dziesięć lat i później poszedłem do wojska. Wyprowadziłem się w okolice stolicy. Od ośmiu lat mieszkam na terenie Garwolina.
Spodziewał się pan, że historia zatoczy koło po tak wielu latach?
– Gdy obejmowałem funkcję prezesa nie sądziłem, że możemy dojść do tego poziomu. Chodziłem na mecze Hutnika. Byłem wówczas kibicem. Jeden z kolegów zapytał się, czy nie wystartowałbym na szefa klubu. Coś w tym było, bo od dawna miałem ksywę "Prezes". Nigdy nie pełniłem takiej roli, ale pomyślałem, że może warto spróbować.
W czasie prezesowania miał pan chwile zwątpienia?
– Co roku żona mówi mi, że marnuję czas poświęcając się piłce. Z drugiej strony co mógłbym robić lepszego popołudniami. Od dawna zajmowałem się pracą społeczną. W Hucie prowadziłem dyskoteki. Chyba urodziłem się z tym, by wykonywać prace społeczne. Poprzedni prezes Hutnika - Krzysztof Dróżdż grał ze mną w juniorach. Mówił mi, że nie jest łatwo, a w dodatku nie ma z tego profitów pieniężnych. Chciałem spróbować i tak jest do dzisiaj. Oczywiście, są zadowoleni i ci przeciwnicy, jednak to mnie nie łamie. Miałem chwile zwątpienia, jednak w momencie obejmowania funkcji prezesa powiedziałem sobie, że ten klub musi zyskać wizerunkowo. Przyrzekłem sobie, że poprawię bazę, infrastrukturę.
Sądził pan, że dwie drużyny awansują do czwartej ligi?
– Powiem tak, chcieliśmy grać rundę wiosenną. Nikt nikogo nie musiał motywować do walki o promocję. Zapadła decyzja, iż mamy rozegrać trzy kolejki. Chcieliśmy tego, by nikt nie mówił nam, że wywalczyliśmy awans przy zielonym stoliku.
Sytuacja była o tyle komfortowa, bo przed ewentualnym dokończeniem sezonu musieliśmy zagrać trzy razy, a mieliście osiem punktów przewagi nad trzecim i czwartym miejscem...
– Dokładnie. Chcieliśmy już w pierwszym meczu postawić kropkę nad "i". Z tego wszystkiego dobrze się stało, że nie musieliśmy walczyć w barażach tylko zarząd Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej podjął decyzję, iż z każdej Klasy Okręgowej do czwartej ligi wchodzą po dwie ekipy. Wiem, że pojawią się głosy, iż weszliśmy boczną furtką. Czy my o tym decydowaliśmy? Mijający sezon był specyficzny. Najstarsi kibice nie pamiętają takich rozgrywek. Przecież nikt nie dyskutował z władzami związku o braku spadków. Wszyscy byli zadowoleni, bo żadna drużyna w kraju, powtarzam: w kraju nie doznała degradacji. Były przypadki, że ekipa zdobyła punkt, a w następnym sezonie i tak zagra na tym samym poziomie rozgrywkowym.
Ale po ostatniej serii jesiennej nie mieliście dobrych humorów?
– Oczywiście. Zremisowaliśmy ze Zrywem Sobolew, tracąc gola z rzutu karnego w doliczonym czasie gry. Podział punktów przy jednoczesnym zwycięstwie Tygrysa Huta Mińska oznaczał, że zimę spędzimy z "oczkiem" straty do lidera. Nie tak miało być, ale Zryw to od zawsze niewygodny rywal dla Hutnika. Kolejkę wcześniej przegraliśmy z Jastrzębiem Żeliszew, gdzie byliśmy lepsi, a nic nie chciało wpaść.
Koniec końców jest awans...
– Upragniony. W pierwszym roku mojej pracy zajęliśmy drugie miejsce. Była szansa wygrać z Podlasiem Sokołów Podlaski. Rok później znów wicemistrzostwo. Poprzednie rozgrywki? Drugie miejsce i nieszczęsne baraże z Nadnarwianką Pułtusk. Mówi się do trzech razy sztuka. U nas przedłużyło się o "raz" więcej.
Obiekt również wygląda lepiej niż na początku kadencji?
– Tutaj możemy się pochwalić budynkiem klubowym. Wykonaliśmy trybuny, piłkochwyty, wszystko przy współpracy z gminą. Za każdą rzeczą trzeba się naprosić, nachodzić i napytać. Moim marzeniem jest zadaszenie trybun. Co dalej? Moja kadencja kończy się w lutym. Wierzę, że zrobimy postęp również w tej sprawie. Teraz koncentrujemy się na starcie w czwartej lidze. To priorytet.
Awans oznacza większe środki na funkcjonowanie?
– Jesteśmy małym klubem, który utrzymuje się z dotacji gminnej. Mamy oczywiście swoich sponsorów, a wśród nich największym jest huta szkła. Mamy innych dobrodziejów, jak również składki. Budżet się spinał. Nikt nigdy nie pytał się, czy nas stać na czwartą ligę. Już teraz wiem, że będziemy potrzebować 30 procent więcej niż dotychczas.
Ile pieniędzy miesięcznie idzie na wynagrodzenia dla zawodników?
– I tutaj mogę się pochwalić wszem i wobec, że piłkarze nie pobierają żadnych gratyfikacji finansowych. Podkreślę, żadnych!
Zespół zostanie przebudowany?
– Nie ma takiej potrzeby. W Hutniku jesteśmy jedną wielką rodziną. Awans oznacza grę na wyższym poziomie i pierwszeństwo dostaną ci, którzy tego dokonali. Nie ma mowy, byśmy sprowadzali nowych zawodników i jeszcze im płacili. To nie w naszym stylu. Hutnik to coś więcej niż klub!
(map)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie