Reklama

Ks. Jan Spólny: Kim byłyby te dzieci? Niszcząc życie czasami zmieniamy plany Boże

Proboszcz Jan Spólny podkreśla, że bez kontekstu religijnego nie da się zrozumieć pochówku dzieci utraconych, które w minioną sobotę spoczęły na cmentarzu w Gończycach. Duchowny mówi o cierpieniu rodziców, którzy tracą nienarodzone dzieci, o tym, co może przynieść im ulgę i pociechę oraz dlaczego tak ważne jest, by dzieci z aborcji i naturalnych poronień miały pogrzeb. Ich grób nazywa współczesnym Katyniem i zaznacza, że niszcząc życie czasami zmieniamy plany Boże. O organizacji niecodziennego pogrzebu, krzyku rozpaczy i swojej działalności opowiada także Maria Binkiewicz z Fundacji Nowy Nazaret.

640 orędowników w wieczności”

W piątek, 11 grudnia, 11 karawanów przywiozło z przyszpitalnego Domu Pogrzebowego w Otwocku do kościoła w Gończycach 350 białych trumienek z 640 ciałami dzieci utraconych w wyniku aborcji i naturalnych poronień. Pod przewodnictwem oficjała Sądu Biskupiego w Siedlcach, ks. dr Tomasza Czarnockiego, była sprawowana msza święta oraz wygłoszona homilia. Do koncelebry dołączyło pięciu księży. Następnie odbyło się modlitewne czuwanie, które trwało całą noc. W sobotę, 12 grudnia, w dzień Matki Bożej z Guadelupe, pod przewodnictwem księdza biskupa Kazimierza Gurdy była sprawowana msza święta pogrzebowa z udziałem kapłanów. W kondukcie pogrzebowym wszyscy uczestnicy liturgii nieśli na swoich rękach trumienki, by mogły spocząć na miejscowym cmentarzu w Gończycach, gdzie po modlitwie trumienki zostały złożone do grobu. Każdy kto złożył trumnę udawał się do Dzwonu Życia, który nosi nazwę "Głos Nienarodzonych" i w niego uderzał, dając tym samym świadectwo, że jest za życiem każdego człowieka. Dzwon ten został pobłogosławiony przez papieża Franciszka i pielgrzymuje po całej Polsce. – Mamy 640 orędowników w wieczności, których możemy prosić aby wstawiali się u Boga za nami – czytamy na stronie internetowej parafii, gdzie znajdują się zdjęcia i relacja z uroczystości (kliknij tutaj>>>), której głównym inicjatorem była Maria Binkiewicz z Fundacji Nowy Nazaret.

Początki były trudne

Maria Binkiewicz zajmuje się ratowaniem życia dzieci nienarodzonych od blisko 40 lat. Od roku 2005 organizuje pogrzeby dzieci utraconych. Przyznaje, że początki były bardzo trudne. Pierwsze pogrzeby poprzedziły analizy przepisów, które mówią, że każde dziecko ma prawo do godnego pochówku, z zachowaniem procedur. – Wszystko, co robiliśmy, staraliśmy się robić tak, by mieściło się w granicach prawa. To było dla nas bardzo ważne – podkreśla.

Binkiewicz zaznacza, że na drodze do organizacji pochówku w Gończycach nie brakowało przeszkód. Pierwszą i największą były kwestie finansowe, ponieważ tego typu miejsca na cmentarzach są drogie i nie są łatwo dostępne. – Jeśli się chowa czterdzieścioro dzieci czy nawet setkę to jest inaczej, niż gdy się chowa dużo dzieci – przyznaje. Na ten pochówek potrzebne było miejsce na 350 trumienek z ciałami 640 dzieci. Gdy udawało się znaleźć miejsce, okazywało się, że nie jest jeszcze formalnie gotowe do pochówku. Ostatecznie, udało się je znaleźć w powiecie garwolińskim.

Rozgorzała dyskusja

Pierwsza publikacja w portalu eGarwolin o pogrzebie dzieci nienarodzonych wywołała lawinę komentarzy. Post uczestniczącego w uroczystości w Otwocku ks. Bartosza nie zawierał wszystkich informacji, co prostujemy powyżej. Wielu internautów jednak głównie negowało zasadność uroczystości, a jej przebieg uważało za cyrk. Niektórzy twierdzili, że przypominanie utraty dziecka rodzicom jest bezduszne. W dyskusji pojawiły się także głosy osób, które twierdziły, że ten pogrzeb był potrzebny. Niektóre matki dzieliły się na forum swoim doświadczeniem utraty dziecka. Proboszcz parafii Świętej Trójcy w Gończycach ks. Jan Spólny w rozmowie z nami podkreśla, że bardzo ważny jest kontekst religijny tego pochówku, bo bez tego kontekstu nie da się tego pojąć i zrozumieć. Duchowny jest opiekunem nieustającego różańca, który, jak zaznacza kapłan, obejmuje w Polsce modlitwą wszystkie intencje rodziny. – A dobre, mądre rodziny stanowią mocną, mądrą, dobrą, sprawiedliwą Polskę – podkreśla.

Gdyby mężczyzna stanął odpowiedzialnie przy kobiecie...”

Ks. Spólny zaznacza, że ważna jest też geneza tej uroczystości. Na pochówku dzieci nienarodzonych bardzo zależało nieżyjącemu już wieloletniemu dyrektorowi Instytutu Studiów nad Rodziną w Łomiankach, arcybiskupowi Kazimierzowi Majdańskiemu, któremu na sercu leżało dobro rodzin. Obecnie opiekunem Instytutu jest ks arcybiskup Andrzej Dzięga, pochodzący z diecezji siedleckiej, metropolita szczecińsko-kamieński. – Z tego ośrodka wychodzi piesza pielgrzymka do Gietrzwałdu w intencjach rodzin. Wiele osób, które są obrońcami życia, które troszczą się o rodziny w tej pielgrzymce idą. W tej pielgrzymce jest dużo modlitwy o to, by mężczyźni byli rzeczywiście opiekunami rodzin. Prowadzą oni specjalne nabożeństwo do św. Józefa o to, by być odpowiedzialnymi mężczyznami. Poczęte dziecko czasami w kobiecie wzbudza lęk, czasami wstyd, jeśli to się wiąże z grzechem. Jeśli jest osamotniona, wylękniona, często jest zmanipulowana, albo przez piekło, trzeba to wyraźnie zaznaczyć, przez szatana, który chce krzywdy, cierpienia, nieszczęścia, albo opuszczona przez ludzi, bezradna, to staje w jakimś dylemacie i ktoś jej podpowiada aborcję – mówi duchowny. Kapłan zaznacza, że bardzo ważne jest kształtowanie odpowiedzialnych mężczyzn. – Gdyby mężczyzna stanął odpowiedzialnie przy żonie, przy kobiecie, przy dziewczynie, powiedział „damy radę, zaopiekujemy się, nawet chorym dzieckiem”, takiego nieszczęścia, takiej tragedii nie byłoby – podkreśla.

Każde dziecko ma swoją godność”

To z tego środowiska pielgrzymkowego wychodziły intencje związane także z pochówkiem dzieci nienarodzonych. – Od dłuższego czasu była troska o znalezienie miejsca na pochówek. Gdzieś tam się nie udało. Ktoś organizował, ale miejsce nie odpowiadało. Były różne przeszkody. Przypadkowo ktoś zapytał „a może u księdza w parafii by się udało?” Ja zawsze jestem chętny. Tak jak z diecezji siedleckiej prowadzę pielgrzymkę do świętej Warmii, do najważniejszego sanktuarium w Polsce, do Matki Bożej Gietrzwałdzkiej, która w czasie zaborów po polsku mówiła, dawała nadzieję „nie smućcie się, jestem zawsze z wami, odmawiajcie różaniec”, tak tutaj przez ten pogrzeb dzieci pokazujemy godność człowieka. Każde dziecko ma swoją godność – mówi ks. Spólny.

– Bardzo ważne jest uświadomienie ludziom, że to nie są płody, bo od chwili poczęcia to są istoty ludzkie. To są ludzie, chociaż mali. W chwili poczęcia człowiek jest tym wyjątkiem i różni się od płodów, że po pierwsze otrzymuje w chwili poczęcia w pełni ukształtowaną duszę ludzką i ta dusza już jest nieśmiertelna. (…) Nigdy człowiek, który naprawdę potrafi kochać nie nazwie swojego dziecka płód, nigdy. Chyba, że ten człowiek, który jest sam zraniony – zaznacza Maria Binkiewicz.

Podjęli wyzwanie. Uroczystość z zachowaniem dyskrecji

Proboszcz dodaje, że czas na przygotowanie pochówku był bardzo krótki. Było to tylko kilka dni, ale udało się dzięki ogromnemu zaangażowaniu w parafii. – To był duży wysiłek moich parafian, ale z wielkim zrozumieniem podjęli to wyzwanie. Nawet niektórzy z radością, że na naszym cmentarzu spoczną istoty, które są w wieczności, które u Pana Boga się za nami będą wstawiać – dodaje kapłan zaznaczając, że organizacja pochówku wiązała się z pracą wielu ludzi, w tym księdza wikariusza, katechetki, członków Rady Parafialnej i wielu parafian.
Maria Binkiewicz dziękuje m.in. firmie pogrzebowej z Otwocka. – To co ta firma zrobiła to było coś gigantycznego. Chociażby prosektorium, gdzie trzeba było przygotować ciałko każdego dziecka przed włożeniem do trumienki, potem ich przewożenie. Jak nam czegoś brakowało, właściciel zakładu bezinteresownie nam kupował i przekazywał. Oni to zrobili za symboliczną złotówkę – mówi kobieta, która podkreśla także ogromną pomoc ze strony biskupów, księdza proboszcza z Gończyc i parafian.

Sam duchowny przyznaje, że planowana uroczystość nie była wcześniej ogłaszana, a lokalne media nie były o niej powiadamiane. – Mediów się nie boimy, ale nie chcemy zamętu, który czasem się stwarza z niezrozumienia. Inicjatywy kościoła czasami w jakiś sposób się bojkotuje. Ja chciałem, żeby to było w świętym miejscu bez jakichś antydemonstracji, dlatego nie ogłaszaliśmy tego. Ze względu na takie okoliczności, jakie są w Polsce trzeba było to trochę zachować w dyskrecji – wyjaśnia.

Krzyk rozpaczy

– Brałam na ręce ciała dzieci tak piękne i zdrowe... Do tej pory cały czas zadaję sobie pytanie, jaką rolę one miały spełnić w naszym życiu. Dlaczego myśmy nie pozwolili im przeżyć? Jaką cenę za nie zapłaci nasz naród? Po wyroku Trybunały Konstytucyjnego informowano, że jeden ze szpitali zabił 30 dzieci. Krew tych dzieci bardzo mocno woła do nas. Cały czas myślę nad tymi dziećmi. Jaki ogrom tych dzieci non stop, każdego dnia w Polsce jest zabijanych. I niestety wiele szpitali pali je razem z odpadami medycznymi, czyli razem ze śmieciami, bo jeszcze nie wydają ich ze szpitali. Boją się... (…) Pandemia jest po to, by nas obudzić. Pan Bóg ratuje nas przez ukazanie cierpienia, bo w cierpieniu rodzi się miłość – mówi Maria Binkiewicz, która dodaje, że często rozmawiała z położnymi, cierpiącymi na syndrom poaborcyjny. Podkreśla, że te, które odmawiają, często muszą się liczyć z tym, że nie znajdą pracy w zawodzie. – 34 czy 35 tydzień ciąży i aborcja. Jest indukowany poród. Rodzi się piękne, zdrowe dziecko. Ono ma umrzeć. Jeśli położnej nie ma na miejscu, to jest podstawiane wiadro z formaliną i to żywo, piękne, zdrowe dziecko leci do wiadra z formaliną, albo do miski i leży często godzinami bez udzielenia pomocy w nieludzkich i niewyobrażalnych cierpieniach i to dziecko umiera. Tak wygląda aborcja. Dlatego my chcemy, żeby ktokolwiek usłyszał nasz krzyk. Krzyk rozpaczy – podkreśla.

Pogrzeb daje pociechę i nadzieję

Ks. Spólny wyznaje, że podczas wielu dziesiątek lat kapłaństwa spotkał wiele kobiet, które straciły dzieci także z powodu poronień. – Jedna z nich bardzo pragnęła je pochować, a mąż się nie zgodził. Powiedział krótko „nie donosiłaś, trudno, zostawiamy i żyjemy dalej” i to dziecko zostawili do dyspozycji szpitala. Takie sytuacje zdarzają się bardzo często – przyznaje. Dodaje także, że ludzie, którzy nie mają pieniędzy i po prostu ich nie stać na pogrzeb, zostawiają dziecko w szpitalu. – To bieda i cierpienie tych ludzi. Te okoliczności bywają bardzo różne – przyznaje.

Kapłan wspomina, że w sobotę we wstępie do mszy świętej mówił, że na pogrzeb czekają ofiary Golgoty Wschodu, ofiary Wołynia, Żołnierze Wyklęci. – Wielu czeka i te dzieci czekały i jeszcze wiele innych dzieci w polskich szpitalach czeka na pogrzeb. Czeka na pogrzeb to znaczy czeka na modlitwę, na pożegnanie, na złożenie w ziemi, bo uczynkiem miłosierdzia chrześcijańskiego jest zmarłych pogrzebać. Ten pogrzeb daje pociechę. Ktoś po kilku poronieniach napisał, że odczuwa spokój, bo dziecko zostało z godnością pochowane. To jest ważne – zaznacza. Kapłan wspomina również, że na pielgrzymkach i rekolekcjach spotyka kobiety, które mają syndrom poaborcyjny. – To jest coś strasznego. Najczęściej, w późniejszych latach życia, te kobiety trafiają do szpitala psychiatrycznego. Nie mogą sobie z tym poradzić, jak staną w wieczności, patrząc na dziecko, jak się się z nim spotkają. Chciałbym, żeby ten pogrzeb dał im nadzieję... Dlatego chętnie się zgodziłem – mówi.

– Pragnęłam, żeby to był mocny przekaz dla wszystkich tych ludzi zranionych syndromem poaborcyjnym. Ten pogrzeb w Gończycach uczynił wiele, bo ci ludzie, którzy nieśli te trumienki, doznali niesamowitych chwil takiej obecności z tym dzieckiem, a niektórzy utożsamienia tego dziecka ze swoim utraconym dzieckiem. Obok tego grobu będzie kaplica z możliwą adoracją Najświętszego Sakramentu. I to jest najlepsza na świecie terapia. Ratunkiem dla nie jest psycholog, psychiatra, nie są tabletki, ale adoracja Najświętszego Sakramentu. Przyznanie się do winy, przeproszenie, przebaczenie, spowiedź. Pan Bóg zawsze przebaczy, Największy grzesznik może stać się największym świętym. Tak niepojęte jest miłosierdzie Boże – podkreśla Maria Binkiewicz.

Trzy progi i powrót do normalnego życia

– Najważniejsze jest, żeby przy każdym pogrzebie powstała taka reakcja w człowieku, w której zacznie się z syndromu poaborcyjnego leczyć. Pierwszy krok to szukanie Bożego miłosierdzia. Pójście do spowiedzi z żalem „Panie Boże przebacz! Mój grzech, moją głupotę, moją słabość. Przebacz”. Drugi krok to pójście na cmentarz i właśnie tam, nad grobem dzieci utraconych, a taki grób jest w Garwolinie, Mińsku i wielu innych miejscach, nad takim grobem postać i powiedzieć „kochany synu, kochana córko...”, koniecznie nadać imię, wypowiedzieć je „..ty mi przebaczyłeś, bo człowiek w wieczności jest dobry, pełen miłości, przebaczył, tylko ja proszę cię o przebaczenie, żeby to przebaczenie do mnie dotarło. Żebym ja uwierzyła, żebym się przestała bać spotkania z tobą, bo kiedy pójdę w wieczność to te rączki do mnie wyciągniesz dziecko i ucałujesz, powiesz – dobrze mamo, że jesteś w wieczności, w niebie, na całą wieczność, w szczęściu”. Trzeci próg to usiąść gdzieś, albo uklęknąć przed Najświętszym Sakramentem w kościele, albo w jakimś cichym miejscu, na kamieniu, pod krzyżem, gdziekolwiek, albo na pielgrzymce do Medjugorie, tam się wypłakać i powiedzieć „Matko Boża, pozwól mi, daj łaskę, żebym sobie przebaczyła”. Bo człowiek często sam się oskarża i nie chce wyjść z tego syndromu. Ważne, żeby człowiek nauczyć się sam sobie przebaczać... „Boże, przebaczam sobie, bo przecież mam przebaczenie Twoje, dziecka. Niech zły duch mnie nie kusi, żebym siedziała w tym dołku rozpaczy”, bo Pan Bóg nie daje rozpaczy. Lęk pochodzi od złego. Chrystus daje pokój człowiekowi, pokój serca. Wtedy, kiedy człowiek otrzymuje przebaczenie i umie przebaczyć sobie, wtedy wraca do normalnego życia. Zaczyna duchowo adoptować, żeby te dzieci ocalać. Może jak jest młodsza kobieta, niech się przeżegna i jeszcze niech mają nowe dziecko, niech w domu zakwili głos dziecinny, niech rodzeństwo ma jeszcze braciszka lub siostrzyczkę i to będzie zupełnie nowy etap życia. Powrót do normalnego życia, to jest bardzo ważne – zaznacza ks. Spólny.

Proboszcz wspomina, że w sobotnim pochówku uczestniczyła kobieta, która przeżyła naturalne poronienie we wczesnym etapie ciąży i nie mogła sobie poradzić z tym, że dziecko nie ma grobu. Niosła trumienkę z płaczem i mówiła, że czuje jakby niosła ciało swego dziecka, które chce pochować. – To wtedy taka wielka ulga w duszę wstępuje – mówi proboszcz.

To musi dotrzeć, to musi poruszyć”

Grób dzieci utraconych w Gończycach usytuowano na cmentarzu przy drewnianym kościele, na linii symbolicznych kamieni. – To symboliczne groby oficerów, którzy zginęli w Katyniu. Natomiast, ten grób to jest współczesny Katyń. Polacy Polaków mordują i to musi dotrzeć, to musi poruszyć – podkreśla ks. Spólny. Kapłan przypomina także postać ojca Pio – wybitnego spowiednika. Spowiadająca się u niego kobieta wyznała, że dokonała aborcji. – Ojciec Pio, który wiele przewidywał, prorokował, powiedział jej „zabiłaś papieża”. Tak my, niszcząc życie, czasami zmieniamy plany Boże, czasami zmieniamy łaskę bożą. Dlatego, gdy te trumienki leżały na ławkach, tak sobie patrzyłem i myślałem, kim byłyby te dzieci... – wspomina duchowny.

 

ur
Zdj. Parafia Gończyce, Kazimierz Paciorek

Aplikacja egarwolin.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo eGarwolin.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do