
Ośmieszanie, poniżanie, krzyki, podwyższony, protekcjonalny ton głosu, podważanie kompetencji i ciągłe zwracanie uwagi przy lekarzach i pacjentach – o takich zachowaniach pielęgniarki oddziałowej opowiadają jej podwładne, które przez lata paraliżował strach. W końcu zdecydowały się powiadomić o sytuacji na oddziale wymiar sprawiedliwości. Chcą, żeby pielęgniarka oddziałowa nigdy więcej nie zajmowała stanowiska kierowniczego i nie traktowała już nikogo w podobny sposób. Dyrektor szpitala informuje, że powołana w placówce komisja uznała zarzuty grupy pielęgniarek za całkowicie bezpodstawne. Śledztwo w sprawie prowadzi garwolińska prokuratura.
– Wiele pielęgniarek nie wytrzymywało i się zwalniało – mówi pielęgniarka, która od prawie 10 lat pracuje w jednym z oddziałów Szpitala Powiatowego w Garwolinie. Jest jedną z pięciu kobiet, które zdecydowały się przerwać milczenie i powiadomić o sytuacji na oddziale wymiar sprawiedliwości. W styczniu tego roku ich pełnomocnik złożył w Prokuraturze Rejonowej w Garwolinie pismo, w którym kobiety opisują zachowania pielęgniarki oddziałowej. Trzy z nich już odeszły z pracy, dwie nadal w szpitalu pracują. Pielęgniarki zaznaczają, że nie wszystkie osoby nękane odważyły się na podpisanie pisma. Jedna z takich osób zwolniła się w ostatnim czasie z pracy, nie chcąc zgłaszać się do prokuratury.
„Zaczynało się od razu po przyjściu do pracy”
Na rozmowę z portalem eGarwolin zdecydowały się trzy pielęgniarki. Zgodnie przyznają, że dłużej nie dało się tak pracować z oddziałową. – To działo się codziennie, na każdym dyżurze. Nie było dnia, żeby było spokojnie – mówią kobiety, które zaznaczają, że ich gehenna trwa od lat, a w okresie pandemii jest jeszcze gorzej. – Zaczynało się od razu po przyjściu do pracy. Były pretensje, wszystko było nie tak. Krzyki na korytarzu. To nie była normalna rozmowa. To był krzyk albo podwyższony, pretensjonalny ton. Były krzyki „nie kłam”, „patrz mi w oczy”. Pojawiały się zwroty poniżające i straszenie. Na korytarzu albo podczas obchodu przy lekarzach i pacjentach mówiła „ja sobie z pielęgniarkami porozmawiam”. Potrafiła krzyczeć „gdzie są ci debile lekarze”. Do sekretarek mówiła, że jesteśmy półmózgami, że nie myślimy, że ona musi za nas myśleć. Jak jej coś odbiło, potrafiła krzyczeć po nazwisku z drugiego końca korytarza – mówi jedna z pielęgniarek. Kobiety przyznają, że zdarzały się sytuacje, gdy nie wytrzymywały i płakały przez oddziałową.
„Nie uśmiechajcie się do lekarzy, bo pojadę po premii”
– Wcześniej mobbingowała jedną pielęgniarkę, która się zwolniła. Później sobie wypatrywała osoby. Wiele pielęgniarek odchodziło, bo współpraca się nie układała, po prostu nie mogły pracować. Teraz to się nasiliło. Ja pracuję 5 lat, ale ostatnie 3 lata to już porządne nękanie – mówi inna pielęgniarka. Wspomina, że wielokrotnie słyszała od pielęgniarki oddziałowej, że ma się przebrać, bo źle wygląda i ma się ubrać porządnie.
Pielęgniarki przyznają, że chodziły do pracy z ogromnym stresem. – Ja jeszcze nadal z takim stresem chodzę – zaznacza kobieta, która wciąż pracuje w garwolińskim szpitalu. – Iść do pracy i zostać okrzyczanym na środku korytarza, gdzie wszystkie sale są otwarte, pacjenci słyszą, personel słyszy. Koleżanki też słyszą, jak ktoś się na ciebie wydziera, to nie jest miłe i to deprymuje pracę. My na cały dzień byłyśmy wyłączone z obiegu. A już nie daj Boże jak jakiś lekarz się zwrócił do nas, siadł i była współpraca między nami. Nie można było współpracować z lekarzami. „Nie uśmiechajcie się do lekarzy, bo pojadę po premii”, „nie ocieraj się o lekarzy”, gdy pielęgniarka stała gdzieś z daleka i opowiadanie o tym po nazwisku w sekretariacie. Ośmieszanie przed sekretarkami słowami „zobacz, jak ona siedzi”. Na każdym stopniu było takie nękanie i ośmieszanie – opowiada jedna z kobiet. Przyznaje, że było to dla personelu poniżające i upokarzające.
Ze skrajności w skrajność
Pielęgniarki dodają, że zachowanie oddziałowej utrudniało im pracę, a nawet narażało pacjentów. Kobiety wspominają sytuację, gdy pacjent był wieziony z SOR-u na blok operacyjny w trybie nagłym i pielęgniarka oddziałowa zabroniła im drukować jego dokumentację dla lekarza, co jak zaznaczają, stanowiło zagrożenie dla jego zdrowia i życia. Ich przełożona miała także notorycznie zmieniać decyzje, złośliwie robić im na przekór oraz przy innych członkach personelu i przy pacjentach miała podważać ich kompetencje oraz umniejszać umiejętności. – Do praktykanta powiedziała przy pielęgniarce „idź do domu, bo ta pani niczego cię nie nauczy”. Było ciągłe zwracanie uwagi przy pacjentach, np., że stojak stoi nie z tej strony, takie bzdety. Sprawdzanie, czy pacjent miał mierzone ciśnienie, saturację, chodziła i kontrolowała. Pielęgniarce z wieloletnim stażem mówiła „źle zakładasz opatrunek, nie tak przyklejasz, to nie tak się robi”. (…) Kazała wykonywać zabieg niezgodnie z obowiązującą sztuką pielęgniarką. Zlecała wykonywanie iniekcji domięśniowej ze zmianą kierunku, gdzie takich iniekcji już dawno się nie robi – podkreśla jedna z kobiet. – Ja nie zwolniłam się z pracy. Obecnie pani oddziałowa jest bardzo wyciszona. Nie lustruje nas i nie kontroluje, a może robi to tak, że tego nie widzimy. To teraz jest dla nas dziwna sytuacja. Ze skrajności w skrajność – zaznacza nadal pracująca pielęgniarka.
Problemy z grafikiem, urlopami, zarzuty kradzieży
Nasze rozmówczynie dodają, że problemy pojawiały się także w sferze organizacji pracy na oddziale. Wielokrotnie prosiły, żeby pielęgniarka oddziałowa wcześniej wykładała grafik. Było to szczególnie ważne dla tych osób, które pracują w kilku miejscach i dzięki jego systematycznemu ustalaniu mogły godzić pracę. – Ona powtarzała wielokrotnie, że nie obchodzi jej nasza druga praca. Zawsze ten grafik się wertowało, bo nie miała w zwyczaju powiadamiać nas o zmianach – mówią. W listopadzie, gdy była pełna obstawa grafikowa, oddziałowa miała wprowadzać pojedyncze, 24-godzinne dyżury, co skutkowało przeciążeniem pracą. Problem stanowiło także udzielanie urlopu, którego oddziałowa miała uporczywie odmawiać już w 2018 i 2019 roku, przed początkiem pandemii. Pielęgniarki zaznaczają, że „ginęły” im także nadgodziny. Po złożeniu pisma pielęgniarka oddziałowa miała zacząć wysyłać je na zaległe urlopy.
Pielęgniarki dodają także, że oddziałowa zarzucała im kradzieże maseczek i rękawiczek, w efekcie czego zabrała kluczyk od magazynu i chowała go w skrytce. Każde skorzystanie z magazynu musiało być konsultowane z oddziałową, co utrudniało personelowi pracę.
Wystarczyło skrzypnięcie drzwi. Dwie osoby leczą się psychiatrycznie
– Do niektórych pielęgniarek miała wyssane z palca zastrzeżenia co dyżur. Zwracanie uwagi tylko dla pokazania, że jest najważniejsza. Podczas wypełniania dokumentacji, wchodziła do nas, mówiła, że śmierdzi i otwierała okno, nie patrząc, czy jest mróz czy deszcz, czy jesteśmy podziębione. Przerywała wypełnianie dokumentacji i kazała zbierać odpady, co należy do personelu sprzątającego. Także, gdy miałyśmy wolny czas, potrafiła wpaść, otworzyć okno na oścież i wyjść. Wyśmiewała zapach perfum. (…) Wpadała do dyżurki, gdy były otwarte szuflady, z kopa je zamykała. Buch, buch, buch. I to było wielokrotnie. Nie mówiła nic, ale mina jej wskazywała na to, że jakby mogła, to by nas rozszarpała. (…) Samo skrzypnięcie drzwi sprawiało, że stawałyśmy na baczność. Każda uciekała, bo nie miałyśmy prawa ze sobą rozmawiać na dyżurze, nie mogłyśmy się konsultować. Były pielęgniarki, których szczególnie nie lubiła. Nie rozmawiały z innymi, żeby ich nie narażać. (…) Ona lubiła jak ktoś się kłócił. My tego nie robiłyśmy. Współpracowałyśmy. Tępiła kilka pielęgniarek, w tym dwie, które po współpracy z panią oddziałową musiały podjąć leczenie psychiatryczne – opowiadają.
Żal do ordynatora – „Wiedział i nic z tym nie zrobił”
Pielęgniarki zaznaczają, że dyrektor szpitala najpierw dostał pismo od lekarzy o tym, że pielęgniarka oddziałowa mobbinguje podwładne. Ze strony jednej z pielęgniarek padła wówczas propozycja spotkania i rozmów z personelem, ale ordynator oddziału miał odmówić. W grudniu 2020 roku do dyrektora szpitala trafiła skarga pielęgniarek o mobbingu ze strony oddziałowej. Później zdecydowały się na złożenie pisma w prokuraturze. Wspominają, że wówczas ordynator miał pretensje, że jako ich przełożony został pominięty i nie poinformowały go o swoim zamiarze. – On doskonale wiedział o sytuacji, jaka panuje na oddziale. Wiedział i nic z tym nie zrobił. Między sobą bardzo dobrze się nam współpracowało, między lekarzami i pielęgniarkami. Jeżeli nie było oddziałowej na oddziale, było super. Nie było żadnych krzyków. Każdy robił, co miał do zrobienia. W momencie, gdy pojawiała się oddziałowa, burzyła nam cały spokój, porządek i rozkład dnia. (…) Mamy pretensje do ordynatora, że on widząc to przez tyle lat, nic nie zrobił. Także poprosiłyśmy o pomoc pana mecenasa i poszłyśmy z tym do prokuratury. Nie miałyśmy gdzie się poskarżyć, bo pielęgniarka oddziałowa od 3 lat pełni obowiązki pielęgniarki naczelnej mimo braku rozpisania konkursu – podkreślają pielęgniarki. Jedna z nich zaznacza, że rozmawiała z bliską koleżanką oddziałowej, że coś się z nią dzieje, że nie można nawiązać z nią kontaktu, że przesadza i że pielęgniarki nie mogą już tego znieść, z nadzieją, że jej przekaże i coś się zmieni. Nic jednak takiego się nie stało.
Nigdy więcej nękania i gnębienia
Czego oczekują? Co ich usatysfakcjonuje? – Chcemy, żeby pielęgniarka oddziałowa nigdy więcej nie robiła takich rzeczy. Żeby nigdy więcej nikogo nie nękała i nie gnębiła, nie wykorzystywała wyższości stanowiska kierowniczego, bo doprowadziła niektóre nasze koleżanki do tego, że leczą się u psychiatry. To jest bardzo ciężkie dla nas widzieć w takim stanie jedną z naszych koleżanek – wyznają. – My z tym nic przez wiele lat nie robiliśmy. Rozmawiałyśmy między sobą, że nie możemy być tak traktowane i musimy coś z tym zrobić. Jedna pielęgniarka chciała przeniesienia na inny oddział, nie było zgody dyrektora. Były próby rozmów z oddziałową, które nie przyniosły poprawy – opowiadają pielęgniarki, które przestały wierzyć, że cokolwiek może się zmienić. U kresu wytrzymałości zdecydowały się zgłosić sprawę do prokuratury. Gdy informacja o tym dotarła do pielęgniarki oddziałowej, miała je zapytać, dlaczego wcześniej nie była o tym uprzedzona. – Ja jej powiedziałam wprost, że my się ciebie (tu imię*) bałyśmy. Nie powiem, że się jej nie boję dalej, bo jest nieobliczalna – wyznaje pracująca dalej na oddziale pielęgniarka.
– Mówiła „jak mnie nie szanujecie, to będziecie się mnie bały”. Nie posunęłybyśmy się do tego, żeby tego szacunku jej nie okazać, bo naprawdę się jej bałyśmy – wspominają. Dodają, że jeśli ktoś z personelu źle się czuł, to pielęgniarka oddziałowa twierdziła że ta osoba udaje. Jedna z ich koleżanek po 33 latach pracy w szpitalu nie wytrzymała i złożyła wypowiedzenie. – Nie wiem, jak ja jeszcze wytrzymuję, że nie złożyłam wypowiedzenia – mówi kobieta pracująca w garwolińskim szpitalu od dekady.
Pielęgniarki podkreślają, że wykonują swoją pracę najlepiej jak potrafią. – To bardzo odpowiedzialna praca. Nie chcemy popełnić błędu, a pracując w takich warunkach i przy takiej presji jest takie ryzyko – mówią. Te, które po złożeniu pisma zwolniły się, wyznają, że bały się, że w efekcie stresu i presji spowodowanej nadmierną kontrolą oddziałowej w końcu popełnią jakiś kardynalny błąd, na który mogą nie mieć wpływu i zostaną zwolnione dyscyplinarnie.
Chcą przesłuchań nie w szpitalu, ale w prokuraturze
W lutym w szpitalu została powołana komisja antymobbingowa. Pielęgniarki, które podpisały się pod pismem złożonym w prokuraturze podkreślają, że wcześniej nie słyszały o procedurze antymobbingowej w miejscu ich pracy. Zaznaczają, że w ich odczuciu powołana komisja ze składem przedstawicieli szpitala była bardzo stronnicza. Wezwania na spotkania komisji odbywały się z pominięciem ich pełnomocnika. Pielęgniarki chcą przesłuchania pracowników szpitala w postępowaniu prokuratorskim bez obecności przedstawicieli SPZOZ i z rygorem odpowiedzialności za fałszywe zeznania. Kobiety dodają, że koleżanki z pracy z innych oddziałów zapewniają je o swoim wsparciu i niektóre zamierzają zeznawać jeśli będzie taka potrzeba.
Oddziałowa i ordynator odmawiają komentarza
Pielęgniarka oddziałowa, z którą się skontaktowaliśmy poinformowała nas, że nie będzie udzielać informacji z uwagi na to, że ma status świadka w postępowaniu przygotowawczym i ma zakaz udzielania informacji objętych postępowaniem. Jednocześnie dodaje, że informacji udzieli po zakończeniu postępowania. W związku z trwającym postępowaniem także ordynator oddziału, mimo wcześniejszej rozmowy i odniesienia się do sprawy, po konsultacjach z prawnikiem odmówił autoryzacji swoich dotychczasowych wypowiedzi. – Odmawiam także jakichkolwiek kontaktów z mediami. Wypowiadać się będę po zakończeniu wszelkich czynności prawnych – zaznacza.
Komisja uznała zarzuty za bezpodstawne
O opisaną przez pielęgniarki sytuację w placówce zapytaliśmy dyrektora szpitala. – Takie zażalenie zostało złożone również do mnie. Zostało przeprowadzone postępowanie wyjaśniające. Została powołana stosowna komisja, która po przeanalizowaniu tych oskarżeń, po przesłuchaniu świadków, tych, którzy chcieli złożyć zeznania, uznała te zarzuty jako całkowicie bezpodstawne – informuje dyrektor SPZOZ w Garwolinie Krzysztof Żochowski, który przyznaje, że spodziewa się umorzenia sprawy z uwagi na całkowitą bezpodstawność zarzutów. Zaznacza, że wcześniej nie docierały do niego jakiekolwiek sygnały o tym, że na oddziale dzieje się coś złego. – Zdawało się, że ten oddział pracuje wzorcowo – mówi.
Oddział pracuje normalnie
Dyrektor szpitala dodaje, że odchodzące z pracy pielęgniarki nie wskazywały powodu swojego odejścia jako winy oddziałowej. – Wniosły do mnie o rozwiązanie umowy o pracę w terminie ustawowym za porozumieniem stron i ta forma została przyjęta – informuje Krzysztof Żochowski. Nadmienia, że komisję antymobbingową powołuje dyrektor, a zarzuty o jej stronniczości trzeba udowodnić. Zaznacza, że do składu komisji zaprosił osoby, które w jego ocenie były najbardziej kompetentne. Dyrektor dodaje, że pielęgniarka oddziałowa ma powierzone obowiązki pielęgniarki naczelnej, a konkurs na to stanowisko nie był ogłaszany, bo wszystkie konkursy ze względu na pandemię zostały zawieszone.
– Oddział pracuje normalnie. Nic mi nie wiadomo o tym, jakoby były tam jakieś konflikty – mówi Krzysztof Żochowski. Dyrektor szpitala zaznacza, że w czasie pandemii personel placówki, znajdujący się na pierwszej linii frontu walki z COVID-19, jest poddany nieprawdopodobnej presji, na którą składają się nie tylko stałe zagrożenie i obawy przed zakażeniem, ale też śmierć członków personelu i ogromna ilość pracy często w pomniejszonym składzie. – Czasami kierownicy wymagali od personelu trochę większego wysiłku i to powodowało pewne napięcia – przyznaje dyrektor Żochowski.
Śledztwo trwa
Dochodzenie w sprawie wszczęła Prokuratura Rejonowa w Garwolinie. Po piśmie pełnomocnika pielęgniarek, które wpłynęło do prokuratury 19 stycznia, przeprowadzone zostały czynności sprawdzające. W oparciu o nie wydano postanowienie o wszczęciu śledztwa. – 15 marca w tej sprawie zostało wszczęte śledztwo. Prowadzone są czynności sprawdzające w kierunku art. 190 a § 1 i art. 226 § 1 kodeksu karnego. Chodzi o uporczywe nękanie pielęgniarek. Zawiadomienie zostało skierowane przez adwokata pań – informuje prokurator rejonowy Leszek Wójcik. Prokurator dodaje, że minimalny okres śledztwa to około 3 miesiące.
Art. 190a § 1. Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza jej prywatność, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Art. 226 § 1. Kto znieważa funkcjonariusza publicznego lub osobę do pomocy mu przybraną, podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
*W związku z trwającym śledztwem prokuratury personalia osób zgłaszających mobbing, jak i osoby, której pielęgniarki zarzucają uporczywe nękanie oraz szczegółowe dane, dotyczące nazwy oddziału, które pozwoliłyby na zidentyfikowanie tych osób, pozostają poufne.
ur
Zdj. arch. eG
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Dziwna rzecz się dzieje też z rzeczami po zmarłych pacjentach. Chcę się je odebrać ale nie można bo zniknęły w drodze do depozytu i nie wiadomo gdzie są
Ordynator kryje oddziałową. Zastrajkujcie za odwołaniem ordynatora i jego podwładnej. Tylko musicie być jednogłośni. Powodzenia.