Reklama

20-latek idzie pieszo do Rzymu - Chciałbym coś powiedzieć papieżowi

Dlaczego z małej miejscowości na Mazowszu wyruszył na pieszo do Rzymu? – Po prostu chciałem wyjść z domu – odpowiada z rozbrajającą szczerością 20-letni Kazimierz, po czym szybko dodaje, że w tej wędrówce chodzi przede wszystkim o pogłębienie relacji z Bogiem. Przeczytajcie tę historię i zobaczcie, co młody mężczyzna zabrał ze sobą w drogę, jak wygląda jego dzień i dlaczego podczas takiej wyprawy trzeba mieć “stalowy żołądek”.

Kazimierz Oszkiel ma 20 lat i jest mieszkańcem małej miejscowości Podłęż w gminie Maciejowice. W tym roku skończył szkołę w Miętnem na kierunku technik spedytor. W dniu rozpoczęcia roku szkolnego, który w tym roku wypadał 4 września, ruszył w pieszą pielgrzymkę do Rzymu. 

Wiara może być inspirująca

Skąd w głowie 20-latka pojawił się taki pomysł? Jaki cel przyświeca jego wyprawie? – Pewnego dnia wpadłem na to. Wymarzyło mi się. Po prostu chciałem wyjść z domu – odpowiada z rozbrajającą szczerością Kazimierz i zaraz szybko dodaje, że głównym celem jego pielgrzymki jest pogłębienie relacji z Bogiem. – Modlitwa, odosobnienie i też wyjście z domu – mówi z uśmiechem. 

Co daje mu wiara? – Wiara może być inspirująca, może być niesamowita i daje doświadczenie. Dużo rzeczy po głębokich doświadczeniach wiary staje się dużo łatwiejsze i chciałbym powiedzieć na pewno, że warto rozwijać swoją wiarę i skupiać się na tym, bo właściwie wiara to wiara w życie, dotyczy całego życia – podkreśla.

Co głębokie osadzenie w wierze może dać młodemu człowiekowi? – Na pewno bardzo dobry drogowskaz w życiu. Nawet to, że wyruszyłem w tą pielgrzymkę to jest konsekwencja tego, że doskonale wiedziałem, że tego chcę. Wierząc, wierzymy również bardzo mocno w siebie i wierzę w to, że robię dobrze. Słuchając Boga nie ma wątpliwości. Wiara może pomóc w poznaniu siebie i podejmowaniu decyzji – dodaje nasz rozmówca.

Zdj. – Wiara może być inspirująca, może być niesamowita i daje doświadczenie – podkreśla młody pielgrzym.
 

Pozytywne zaskoczenie

Czy 20-latek przygotowywał się jakoś specjalnie do tej drogi? – Zupełnie – śmieje się Kazimierz. – Zebrałem pieniądze, udało mi się znaleźć sprzęt, kupiłem parę rzeczy i tyle. Zrobiłem mapy, rekonesans terenu. Fizycznych przygotowań, treningów nie było żadnych – przyznaje.

Z jakimi reakcjami rodziny i przyjaciół spotkał się jego pomysł? – Jeśli chodzi o rodzinę, to byli bardzo pozytywnie zaskoczeni, ale martwili się tym, że będę szedł przez Alpy i tym, że idę w jesień praktycznie. Reakcje znajomych również były pozytywne. Z ich strony doszła kwestia tego, że nie będziemy się długo widzieć. Z moją rodziną nie tak bardzo, ale ze znajomymi było nam szkoda, bo to jednak jest dłuższy czas. Ale właściwie każdy był pozytywnie zaskoczony i każdy uważał, że to jest świetny pomysł – wspomina nasz bohater.

Czy potrzeba dużo pieniędzy, aby wyruszyć w taką drogę? – Absolutnie nie. Dostałem jedną wypłatę i starcza – przyznaje Kazimierz, który w wakacje, tuż po skończeniu szkoły, trochę sobie dorabiał. 

Jego plecak mieści naprawdę wiele!

Co spakował, wybierając się do Rzymu? – Mam ze sobą rzeczy stricte obozowe, to znaczy: namiot, małą butlę gazową i gotuję generalnie na turystycznej kuchence, ale też palę ogniska. Mam ze sobą apteczkę, rzeczy do mycia się, proszek do prania, płyn do mycia naczyń, gąbkę, jedną parę butów, ubrania letnie i zimowe. Oczywiście mam menażkę, sztućce, karimatę i śpiwór. Mam też takie rzeczy, które mogą mi się przydać. Mam dwie latarki, zapasowe baterie do nich i soczewki, bo noszę. Nitkę, kilka sznurków, bo też się przydają. Mam tarkę do robienia placków ziemniaczanych i książkę “O naśladowaniu Chrystusa” - tę mniejszą wersję, zeszyt do zapisywania przemyśleń, mapy i dużo przypraw – wylicza. To wszystko mieści się w plecaku. 


Zdj. W Austrii Kazimierz poznał grono fantastycznych osób. Tutaj jedna z nich przymierza jego plecak.
 

30-35 km dziennie

Kazimierz zapytany o to, czy rozplanował wędrówkę, rozpisując na każdy dzień liczbę kilometrów do przebycia i miejsca, do których planuje dotrzeć, przyznaje, że nawet o tym nie pomyślał. – Chodzę szlakami turystycznymi, górskimi. Mało co chodzę drogami. Mam mapy ze szlakami – mówi. Dodaje, że w Alpach ruszył szlakiem europejskim E6 z północy Austrii do Triestu we Włoszech przez Słowenię. 

 – Na początku było około 25 km dziennie. Nie robię przerw. Chodzę dzień w dzień, więc średnio wychodziło tyle. Gdy wkroczyłem w góry to trochę to spadło, bo po górach ciężko było robić takie dystanse. Tutaj wysokości się liczą. W tym momencie jestem w stanie zrobić 35 km – przyznaje. Zaznacza, że są dni, kiedy przechodzi przez miasto i wtedy załatwia wszystkie sprawy: robi zakupy, uzupełnia butlę z gazem, ładuje telefon. Wówczas zdarza się, że przemierza ponad 20 km. – Generalnie jednak to 30-35 km dziennie – oblicza.
 

"Kładę się tam, gdzie mnie złapała ciemność"

Jak wygląda dzień młodego pielgrzyma? – Mój dzień jest dość prosty, bo wstaję około 5.30-6. Wstaję na tyle przed świtem, żeby zjeść, umyć się, ogarnąć, spakować i żeby jak zrobi się jasno, to w ciągu około 20-30 minut wyjść. Drugie śniadanie zwykle jem po 10 km. Dzień chodzenia jest już bardzo różny, bo chodzę po różnym terenie. Często zdarza się tak, że mijam rzekę, więc mogę się wykąpać, mogę zrobić sobie pranie. Często jest tak, że muszę zrobić obiad w trasie i w takich sytuacjach ładuję telefon. Kiedy idę na zakupy i wiem, że będę je robił ok. 25 minut, to spytam kogoś o ładowanie, robię obiad. Zejdzie mi się godzinę, godzinę dwadzieścia i wtedy telefon się ładuje – relacjonuje. 


Zdj. Kazimierz przyznaje, że jego dzień w drodze jest dość prosty

Kazimierz nocuje głównie w namiocie. – Wychodzę gdy robi się jasno. Jak zaczyna się robić ciemno, to idę gdzieś na bok i kładę się tam, gdzie mnie złapała ciemność, czasem za miastem, przy jakiejś rzece. Gdy przechodziłem przez wyższe Alpy, to było trochę odludzie – wspomina.
 

Regularne telefony do mamy

20-latek przyznaje, że podczas wyprawy jego kontakt z rodziną i znajomymi jest ograniczony. – Potrafię 3-4 dni nie włączać telefonu. Do mamy dzwonię regularnie, dwa razy w tygodniu, bo zawsze chce wiedzieć, czy żyję. Ze znajomymi piszę jak mogę. Najczęściej to w miarę dobrze wychodzi i dzwonię do niektórych co 2 tygodnie – mówi. Co tydzień także stara się publikować wpis na Facebooku i wrzuca kilka fotek dla rodziny, przyjaciół i znajomych. 

Bez planu, bez ram

Kiedy planuje dotrzeć do Rzymu? Czy ma jakiś ramowy plan – Nie ma ram (śmiech). Chciałem, żeby to było bardzo wolne i bez ram. Moi przyjaciele i moja rodzina mają do mnie przylecieć do Rzymu 9 grudnia, więc to już taka totalnie górna granica. Chciałbym, żeby tak wyszło, ale nie będę szedł tyle. Myślę, że trochę krócej – stwierdza i dodaje, że ma nadzieję iść przez góry włoskie, więc jeszcze trochę drogi go czeka.

Czy bierze pod uwagę spotkanie z papieżem Franciszkiem? – Taaak! Chciałbym bardzo! Chciałbym coś powiedzieć papieżowi – przyznaje 20-latek, ale nie zdradza, o czym chce rozmawiać z głową Stolicy Apostolskiej.


Zdj. Młody mieszkaniec Podłęża co tydzień stara się publikować wpis na Facebooku i wrzuca kilka fotek dla rodziny, przyjaciół i znajomych.


Zarobić trochę w Rzymie i ... jeszcze gdzieś pójść

W Rzymie Kazimierz planuje zostać około miesiąca i zarobić tam trochę pieniędzy. W jakiej branży będzie szukał pracy? – Tam, gdzie będę potrzebny. Mam różne doświadczenie. Gdzie akurat będę mógł, to będę pracować. To nie ma znaczenia. Po Nowym Roku będę chciał wyjść z Rzymu – mówi. Czy to oznacza powrót też na pieszo?! – Nie, ale chciałbym po prostu jeszcze gdzieś pójść... – dodaje ze śmiechem. 

Ile kilometrów przejdzie? – Na mapach Google wyszło około 1550 km, ale różnie idę. Jak planowałem to przed wyruszeniem, do tego, jak ja finalnie idę, to nie jest to zbieżne (śmieje się). W linii prostej nie da się określić odległości. Myślę, że wyjdzie około 1800 km, nie więcej – kalkuluje i zapewnia, że po dotarciu na miejsce spróbuje nanieść na mapy przemierzoną drogę. 

Czy te jedne buty wystarczą? – Powiem szczerze, że to są bardzo dobre buty. Kupiłem je przed wyjazdem i świetnie starczają tylko, że one były dobre do Alp, a teraz… (śmiech). Myślę, że starczą. Jak się chodzi po płaskim, takim spokojnym terenie, to nie ma problemu. Jak już wchodziła góreczka, to przy wspinaczce bardziej się zużywały, ale nie będę chodził po wysokich górach, więc myślę, że starczą – stwierdza.

"Trzeba mieć stalowy żołądek"

Pytamy o trudności w drodze, takie jak zmęczenie, ból, trudne warunki pogodowe. – Jak w życiu, codziennie coś takiego występuje. Ja jednak nie podszedłem do tego jak do jakiegoś wyzwania, tylko bardziej jak do życia po prostu. W tym momencie to jest moje życie. Ja żyję tak po prostu i jak w życiu, tu też trzeba sobie radzić z takimi rzeczami na co dzień. Jeśli łapie mnie jakaś trudność, to jest coś, na co się przygotowywałem albo jestem zabezpieczony – przyznaje.

Jakie niełatwe sytuacje ma w pamięci? – Jak byłem na odludziu w Alpach, to byłem na takim pograniczu jedzenia (śmiech), ale to jeszcze było spoko. Ostatni posiłek, jaki zjadłem to 150 g ryżu, a i gaz mi się skończył, więc ledwo ugotowanego i cebula na surowo z jakąś wędlinką. Trochę musiałem przyciąć dietę, ale było w porządku. Przeżyłem – wspomina.

– Raz okropnie rozstroił mi się żołądek (śmiech), chyba przez niezbyt świeże mleko… Trzeba mieć stalowy żołądek, szykując się na takie rzeczy. Ja jeden chleb potrafię jeść 4-5 dni. Mleko u mnie w plecaku leży 2-3 dni, wędlina bez lodówki 5 dni. Akurat się raz zdarzyło, że mleko było coś nie bardzo – śmieje się młody mężczyzna. 


Zdj. Obiad w trasie musi być! Nie zawsze jednak jest tak "bogato"
 

Każdy jest w jakiejś swojej wędrówce

Czy 20-latek uważa, że to co robi może mieć ważny przekaz dla młodych ludzi? – Rozmawiałem o tym z pewnym Austriakiem i powiedziałem mu, że właściwie to moja wędrówka i wędrówka osób, które są na miejscu, w Polsce, mieszkają tutaj czy w poszczególnych krajach, to właściwie się aż tak nie różni, bo tak jak ja mam możliwość tutaj, na przykład swoje zalety wyostrzyć, a wady zniwelować, tak samo każdy ma możliwość u siebie. Po prostu w mojej wędrówce jest bardzo dużo trudu i to jest masakrycznie dużo poświęceń, dlatego też zbieram większe żniwo. Więcej się modlę, więc i więcej uwagi Boga zyskuje tym, ale ludzie, którzy żyją swoim życiem, “normalnym” powiedzmy, również dzień w dzień walczą i również dzień w dzień idą i są w jakiejś swojej wędrówce. Tak jak ja będę dobry w chodzeniu po 2,5 miesiąca chodzenia, jeśli ktoś by chodził do szkoły i przy okazji jeszcze by chodził na spacery, to również byłby w tym świetny. To jest ciekawe, że idę na pielgrzymkę do Rzymu, a to się właściwie aż tak nie różni od tego, jak wygląda zwykłe życie – wysnuwa refleksję młody pielgrzym.

"Rozmawiam z Bogiem"

Jaka modlitwa towarzyszy mu w drodze? – Bóg jest moim towarzyszem, moim Panem i ja z Nim rozmawiam(śmiech). To jest dość zabawne w sumie, ale tak to wygląda i odmawiam różaniec bardzo dużo. Rozmawiam z Bogiem, ale mój różaniec też często tak wygląda, że Mu dziękuję za poszczególne rzeczy. Wiadomo też, że ubolewam nad wieloma rzeczami i ta wędrówka to jest też pokuta z mojej strony – przyznaje 20-latek.


Zdj. – Bóg jest moim towarzyszem, moim Panem i ja z Nim rozmawiam – wyznaje 20-latek.

 

Kazimierz jest już we Włoszech. Młody pielgrzym zapewnia, że gdy dotrze do celu wędrówki, czyli do Rzymu, chętnie opowie nam o całej wyprawie. Nie możemy się już tego doczekać! 

 

ur
Zdjęcia: archiwum prywatne Kazimierza Oszkiela 

Aplikacja egarwolin.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo eGarwolin.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do