
– Gdyby tam coś się stało, jakaś karetka miała wjechać, po pierwsze nie wiem, czy kierowca podjąłby się wjazdu, a po drugie, gdyby potencjalnego pacjenta wiózł, czy by nie ugrzązł. Tam nie ma gdzie zawrócić, a po drugie i przejechać się nie da, więc to naprawdę jest niebezpieczne – podkreśla mieszkaniec posesji przy ul. Dłużniewskiego w Garwolinie. – Ludzie muszą reklamówki na buty zakładać, żeby przejść i móc później się w mieście pokazać. Mamy XXI wiek... – mówi oburzony mężczyzna. Jak temat problematycznej przebudowy ulicy komentują władze Garwolina i wykonawca zadania?
O problemach mieszkańców posesji przy ulicy Henryka Dłużniewskiego ps. Lech w Garwolinie pisaliśmy w połowie grudnia ubiegłego roku. Wstrzymanie wówczas prac na drodze wzbudziło w mieszkańcach ogromny niepokój i oburzenie. Podkreślali, że rozkopana i tak zostawiona na kilka dni ulica, uniemożliwiała im dojechanie do swoich posesji. Burmistrz Marzena Świeczak tłumaczyła, że inwestycja na ulicy Dłużniewskiego jest skomplikowana pod względem technicznym i logistycznym, bo droga jest bardzo wąska i istnieje w niej cała sieć wodociągowa, kanalizacyjna, gazowa, telekomunikacyjna i oświetlenie. Włodarz dodaje, że w momencie zdjęcia wierzchniej warstwy ziemi, okazało się, że w niektórych miejscach grunt jest bardzo niestabilny, a sprawy nie ułatwia woda, która spływa z posesji. Prace w grudniu zostały wznowione, ale to nie koniec problemów z tą inwestycją. (Czytaj więcej>>>)
Mieszkaniec: "Dla mnie to jest skandal"
Tuż po Nowym Roku, do redakcji eGarwolin odezwał się jeden z mieszkańców. Mężczyzna zaznacza, że codziennie stara się dokumentować to, jak wygląda jego samochód po przejeździe i jak wygląda droga (zdj. w galerii). – Pani burmistrz jakieś różne głupoty opowiadała, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Jestem inżynierem budowlanym, także widzę, jak to się robi i jakie błędy zostały popełnione. Dla mnie to jest skandal, że ktoś dopuścił do rozpoczęcia budowy w takim okresie i tak nieodpowiedzialnie zaczął robić tę drogę, odsłaniając na całej długości tę glinę. Tam jest ze 40 cm błota. Nie mówię już o przejściu, bo ludzie muszą reklamówki na buty zakładać, żeby przejść i móc później się w mieście pokazać. Mamy XXI wiek... – mówi oburzony mężczyzna.
"Do wysokości łydek jest się ubebranym w błocie"
– Jak się ciężkim sprzętem jeździ po glinie, która jest nawodniona, to ona się uplastycznia i tworzy się taka breja. Z początkiem roku nie dało się wejść. Chcąc dojść do pierwszego budynku do wysokości łydek było się ubebranym w błocie. Wyjeżdżając samochodem bałem się, że nie wyjadę. Ta droga była w takim stanie kilkanaście lat temu, dopóki nie wysypano tłucznia i na tej drodze samochód grzązł i trzeba było go wyciągać i niedługo będzie to samo. (...) Trzeba ratować sytuację, żeby umożliwić jakkolwiek wjazd. Gdyby tam coś się stało, jakaś karetka miała wjechać, po pierwsze nie wiem, czy kierowca podjąłby się wjazdu, a po drugie, gdyby potencjalnego pacjenta wiózł, czy by nie ugrzązł. Tam nie ma gdzie zawrócić, a po drugie i przejechać się nie da, więc to naprawdę jest niebezpieczne – argumentuje nasz rozmówca.
Zabrakło wyobraźni?
Mężczyzna rozmawiał z wykonawcą, który, jak zaznacza, tłumaczył zaistniałą sytuację warunkami pogodowymi. – Wyjaśniał, że gdy ma padać deszcz, nie wchodzą na drogę. Zostały popełnione karygodne błędy, zarówno przez wykonawcę, jak i nadzór, że dopuszczono do takiej sytuacji. Błędem było zdjęcie na całej nawierzchni tłucznia. Dobrze było dopóki był mróz. Gdy mróz puścił, zrobiło się błoto – opowiada. Mieszkaniec miasta kontaktował się z garwolińskim magistratem. – Urzędnik tłumaczył, że firma ma na swoim koncie wiele realizacji. Ja nie podjąłbym się chwalenia tej firmy, bo to co zrobili woła o pomstę do nieba. Tylko wziąć i zawołać nadzór budowlany – stwierdza. Mężczyzna zaznacza, że był czas, kiedy zimy były łagodniejsze, ale to nie świadczy o tym, że każda zima będzie bezśnieżna i bezdeszczowa. – W takim okresie nie zaczynamy takich inwestycji, albo zaczynamy z głową. Trochę wyobraźni zabrakło i włodarzom i wykonawcy – ocenia. Dodaje, że po jego poniedziałkowej interwencji zarówno u wykonawcy, jak i w urzędzie miasta, fragment ulicy przy jego posesji został wyrównany. Mieszkańca nie przekonuje tłumaczenie władz miasta i zastanawia się, kiedy rozstrzygnął się przetarg i została podpisana umowa z wykonawcą. – Jak zaczęli robić, to robili. Żeby wykorytować drogę mieli ludzi – zaznacza i chce wiedzieć, dlaczego prace rozpoczęto dopiero na początku grudnia.
Inwestycja jest problematyczna
Burmistrz Marzena Świeczak wyjaśnia, że pierwsze postepowanie przetargowe, ogłoszone pod koniec marca 2021 roku, zostało unieważnione w części związanej z ulicą Dłużniewskiego z powodu braku wykonawcy. – Drugi przetarg został ogłoszony w czerwcu i wtedy wyłoniono wykonawcę. Umowa została podpisana w sierpniu.
Wykonawca ma w realizacji 4 części zadania, w tym ulicę Asnyka, parking przy II Armii Wojska Polskiego, chodnik na Budzeniu i ulicę Dłużniewskiego – informuje burmistrz Marzena Świeczak. Zastępca burmistrza Albert Baran zaznacza, że wykonawca realizuje zadania w zależności od możliwości pozyskania materiałów i
sytuacji kadrowej. Włodarze przyznają, że początkowo nie przypuszczali, że inwestycja będzie tak problematyczna, m.in. ze względu na problemy leżące po stronie mieszkańców z odwodnieniem działek, fundamentami ogrodzeń, które są zrobione w pasie drogowym i całą infrastrukturą niezainwentaryzowaną. – Są stare instalacje odwadniające nie wiadomo odkąd dokąd. Z tego powodu to się wszystko tak przedłużało. Będziemy próbowali utrzymywać przejezdność, a jak będą dobre warunki, wykonawca dokończy prace – zapewnia Albert Baran.
Nie zawsze szybko oznacza dobrze
Gdy odwiedziliśmy ulicę Dłużniewskiego we wtorek, 4 stycznia, udało nam się porozmawiać z wykonawcą zadania. Michał Kot, współwłaściciel firmy Brukstone, na wstępie zaznacza, że teren realizacji prac jest ciężki. Przyznaje, że na początku mieszkańcy reagowali nerwowo i jest to dla niego naturalne i zrozumiałe, bo każdy chce mieć dostęp do swojej posesji, ale, jak mówi, trzeba ten najgorszy moment przeczekać. – Mamy jeden wspólny cel. Wszystkim nam zależy, żeby to zrobić jak najlepiej dla inwestora, jakim jest miasto, dla nas, jako wykonawcy i dla mieszkańców. Tylko nie zawsze szybko oznacza dobrze – podkreśla.
– Codziennie wstaję o 5 rano i sprawdzam pogodę, bo to jest kluczowe w naszej pracy. W poniedziałek miało o 9 padać. O 8 telefony, czemu nic się nie dzieje. Próbowałem spokojnie wytłumaczyć, że jak wszystko odkryjemy i w to w środek napada, to my 2 miesiące nic nie zrobimy jak to na dole nasiąknie, dlatego tylko wyrównaliśmy, aby dało się przejechać. Zrobiliśmy przejście i czekamy na okno pogodowe. Musimy teraz poprawiać podbudowę, która w większości została zrobiona w zeszłym roku. Czekamy na dwa dni normalnej pogody i jesteśmy już przy ulicy z tą warstwą, która już spełnia swoje właściwości i normalnie można po niej przejść, przejechać. Chcemy to jak najlepiej i jak najszybciej ogarnąć, ale jesteśmy totalnie zależni od warunków atmosferycznych, które w ostatnich dwóch tygodniach były totalnie wahliwe. Robiliśmy podbudowę jak był mróz. Mróz puścił, wszystko dostało wilgoci i teraz musimy to poprawiać. Covid nas tak zdziesiątkował, że pełnym składem nie pracowaliśmy od pół roku. Zawsze kogoś nie ma, albo ktoś jest na zwolnieniu, albo na kwarantannie. W samym grudniu miałem 3 pracowników. Ja staram się sam to nadganiać codziennie, jak nie na koparce, to na wywrotce, to gdzieś przy łopacie. Normalnie z chłopakami zakasuję rękawy i działam jak są braki. Robi się co może, ale i rynek pracy jest tak dziwny... Ludzie, którzy się zgłaszają do pracy nie potrafią szpadla trzymać – mówi właściciel firmy Brukstone.
Rozbieżności są zawsze, tutaj mało co się zgadza
Wykonawca podkreśla, że prace na ulicy Dłużniewskiego już trwały, gdy wyszły niuanse związane z technicznymi sprawami. – Zawsze są jakieś rozbieżności pomiędzy projektem a terenem rzeczywistym, ale tutaj mało co się zgadza tak naprawdę. Dlatego ja, wchodząc na budowę chciałem wiedzieć, co mam robić. Tutaj były różne pomysły i brak konkretów, dlatego trzeba było to przeczekać, żebyśmy wiedzieli jak mamy pracować – wyjaśnia. Michał Kot opowiada, że przed świętami mieli uszkodzony gazociąg. – Było rozszczelnienie. Stara nitka, zardzewiała. Po zdjęciu 20 cm wierzchniej warstwy humusowej było czuć gazem. To nie jest
droga, w której da się ominąć jakiś punkt, gdzie nie robimy, gdy gazownicy spawają, bo nie ma się jak minąć, jak przejechać. Do tego jednego zdarzenia służby przyjeżdżały trzy razy, wtedy były wstrzymywane prace – przyznaje i zaznacza, że to nie jedyna taka sytuacja na tej ulicy.
Olbrzymim utrudnieniem jest to, że ulica jest bardzo wąska. – W dokumentacji pas drogowy ma 4 metry. W rzeczywistości, gdy naniesie się granice, to może dosłownie w trzech, czterech miejscach ma 4 m, a miejscami jest nawet 3,4 m i w tym wąskim pasku trzeba zmieścić drogę, pobocza itd. – dodaje wykonawca, który zapewnia, że jego firma dokłada wszelkich starań, żeby wykonać prace jak najszybciej, ale przede wszystkim jak najlepiej.
ur
Zdj. ur, mieszkaniec
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie