
Na dokument, który powinien być wydany w ciągu sześciu miesięcy od złożenia wniosku, mieszkańcy Garwolińskiej Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej czekają... blisko 14 lat.
Grupa mieszkańców bloków nr 5, 6, i 7 przy ul. Warszawskiej w Garwolinie, należących do Garwolińskiej Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej, skarżą się na opieszałość zarządu spółdzielni, lata mydlenia oczu wymówkami i prezesa, który albo unika z nimi kontaktu, albo - jak mówią - “drze ryja”.
Zapłacili, ale własności nie mają
Gdy powstawały ich mieszkania, oni wpłacali pieniądze, żeby je wybudować. – Nie były wybudowane przez kogoś i nam sprzedane, tylko każdy etap budowy powstawał jak my wpłaciliśmy pieniądze. Gdy wpłaciliśmy wszystkie pieniądze, wtedy zamiast przenieść na nas własność, za co zapłaciliśmy z góry, przydzielono nam mieszkania. Właścicielem tych wszystkich bloków jest spółdzielnia, która “pozwala” nam mieszać w czymś, co my za własne pieniądze wybudowaliśmy, sfinansowaliśmy i dalej finansujemy, ale czego formalnie nie jesteśmy właścicielami – zaznacza jeden z mieszkańców. On - podobnie jak inni - domaga się aktu notarialnego, który będzie potwierdzeniem przekształcenia spółdzielczego prawa własnościowego do mieszkania w odrębną własność.
Pierwszy prezes zmarł
– Kiedy powstawały nasze bloki, nie było obowiązku prawnego, by te akty formalnie załatwić i udostępnić. Nie było ustawy. Mieszkańcy kolejnych bloków, które budowała nasza spółdzielnia na ulicy Zamojskiej, od razu akty własności dostawali, bo już wtedy była ustawa. Tylko my zostaliśmy z tej spółdzielni i te nasze bloki – dodaje mieszkanka jednego z bloków. Wspomina, że klucze do mieszkań dostali w grudniu 2000 roku. Niemal rok później otrzymali pisma, że jest możliwość przekształcenia. Wtedy jednak nie podjęli działań w tym kierunku. Pierwsze wnioski o przekształcenie składali w 2009 roku.
– Później niestety prezes zachorował i odszedł, bo myślę, że by to dokończył – nadmienia. Po nim prezesi zmieniali się jeszcze pięciokrotnie. Od 10 lat prezesem spółdzielni jest Zbigniew Gajda.
"Bujamy się 10 lat", a wystarczyło kilka miesięcy
Mieszkańcy, którzy zgłosili się do naszej redakcji, skarżą się na opieszałość działań zarządu w sprawie przekształceń. Zapewniają, że sprawne przeprowadzenie procedury jest możliwe. – Ustawa określa czas trwania procedury przekształcenia jasno. Na wniosek członka spółdzielnia ma w ciągu 6 miesięcy przeprowadzić przekształcenie. Są tylko dwa wyłączenia, kiedy spółdzielnia może odmówić albo nie wykonać: nieuregulowany stan prawny ziemi pod budynkiem i nie spłacenie wkładu budowlanego, czyli gdy ubiegający się nie zapłacił za lokal. To są tylko dwie sytuacje, gdzie spółdzielnia może odmówić. Ustawodawca dał na to 6 miesięcy, a my bujamy się 10 lat i pan Gajda nie potrafi zrobić tego i doprowadzić do końca – mówi wzburzony mieszkaniec. Mężczyzna przyznaje, że sam krótko był prezesem spółdzielni (2011/2012 r.) – Kilka miesięcy wystarczyło, żeby te przekształcenia ruszyć – podkreśla.
W tym czasie w bloku nr 6 udało się przekształcić 13 z 18 lokali. Przyznaje, że pojawiły się błędy i akty wymagają korekty, ale formalnie są. Zaznacza, że parę osób nie było tym zainteresowanych. Jemu samemu nie udało się sfinalizować przekształcenia swojego mieszkania, które zostawił na koniec. Wyjaśnia, że na umówione u notariusza spotkanie nie stawił się członek rady nadzorczej, który miał podpisać dokumenty.
Od lat słyszą wymówki
Mieszkańcy tłumaczą, że brak aktów notarialnych stwarza im trudności formalne. – W księdze wieczystej nieruchomości jest zapisany właściciel GSBM. Nie ma nikogo z nas w tej księdze. My jesteśmy tylko jako właściciele w wewnętrznych dokumentach spółdzielni. Jeśli chcemy sprzedać mieszkanie, musimy iść do spółdzielni i zapytać, czy pan prezes nam napisze dokument, że to mieszkanie jest nasze – wyjaśniają. – W “piątce” i “siódemce” nikt nie ma aktów notarialnych. W “szóstce” częściowo mają, ale te akty, które już ma część osób wymagają korekty, której też nie mogą się doprosić – mówią.
Z ich wyliczeń wynika, że przekształceń nie posiada około 40 mieszkań. Od lat słyszą wymówki i zapewnienia, że dokumentacja cały czas jest przygotowywana. Wymówek jak zaznaczają jest więcej. – To nie ma dokumentacji, to nie ma uchwał, bo giną gdzieś, to mecenas przetrzymuje dokumenty, to są nieuregulowane sprawy z jednym z lokatorów, ale konkretnej odpowiedzi nie ma. Od 20 lat ciągną się też sprawy piwnic – wyliczają.
– Usłyszałam, że w klatce, w której mieszkam jeden z właścicieli nie pobudował dodatkowej piwnicy, pod którą wykupił plac i z tego powodu jest wstrzymana procedura, a przecież każdy lokal jest na oddzielnej uchwale i każdy indywidualnie pismo składa. Co mnie obchodzi czyjaś piwnica? – rzuca poirytowana mieszkanka.
Trzymają się stołków?
Mieszkańcy bloków przy Warszawskiej podejrzewają, że powodem takich opóźnień w realizacji przekształceń są obawy prezesa i zarządu. – Myślimy, że trzymają się stołków. Mają przekonanie, że jeśli dojdzie do przekształcenia i ludzie się zbiorą, to nie będzie zarządu GSBM w Garwolinie. Po przekształceniu w każdym z bloków mogłaby powstać wspólnota, która decydowałaby o formie zarządzania, sprzątaniu, inwestowaniu – argumentują.
-Wprost do mnie powiedział pan prezes “po co pani ten akt własności?” Ja zawsze odpowiadałam, że po prostu chcę go mieć i w którymś momencie on sam to powiedział “myśli pani, że pani wspólnotę założy?” Ale czy ja mówiłam kiedykolwiek, że chcę zakładać? Ja chcę akt własności, bo mi się należy jak psu buda -stwierdza.
"Droga przez męki"
Mieszkańcy dodają, że kontakt z prezesem Gajdą jest bardzo utrudniony. – Nie możemy dodzwonić się do spółdzielni, żeby uzyskać jakąś informację. Jest to niemożliwe. To jest droga przez męki. Jedynie z księgową, która odbiera i oddzwania ewentualnie, a z prezesem to się nie da. Każdy telefon kończy się krzykiem, awanturą. Ten człowiek się drze. Jak widzi kogoś słabszego, kobietę to drze ryja – opowiadają.
Dodają, że mężczyzna podczas rozmowy twarzą w twarz potrafi wystraszyć rozmówcę także agresywną postawą ciała: wstaje i krzyczy, wymachując rękami. – Chodziliśmy co miesiąc pytać, co się ruszyło w sprawie. Ciężko go zastać. W lipcu 2022 roku prosiliśmy o wywieszenie informacji o tym, kiedy i w jakich godzinach działa spółdzielnia i o numer telefonu do osoby kontaktowej, z którą możemy się porozumieć w różnych sytuacjach. Do dnia dzisiejszego nie ma żadnej informacji na drzwiach do kogo i kiedy można się zgłosić, nawet z jakimś pismem. Prezes twierdzi też, że używa prywatnego telefonu i że nie musi odbierać – zaznaczają mieszkańcy.
Po 15 lutego
Telefon od nas prezes spółdzielni odebrał. – Ta sprawa jest na ukończeniu, także to jest kwestia tygodnia, dwóch – mówił 27 stycznia Zbigniew Gajda, który wyjaśnia, że po 15 lutego pełna dokumentacja trafi do Starostwa Powiatowego. Jak szybko mieszkańcy dostaną akty notarialne? – To będzie zależeć od kolejki u notariusza i ile w starostwie będzie to leżało – zaznaczył prezes. – To mała spółdzielnia. Żadnych tajemnic nie było. Na każdym walnym było tłumaczone, na jakim etapie jest ta sprawa. Nikt nic nie ukrywał. Nikt nie robił nic złośliwie – zapewnił.
Tuż przed zamknięciem aktualnego wydania Twojego Głosu udało nam się spotkać z prezesem Gajdą. O tym, jak tłumaczy przeciągającą się procedurę przekształceń i jak odnosi się do zarzutów mieszkańców, napiszemy w najbliższym czasie. W dniu naszego spotkania na drzwiach widniała już informacja o godzinach pracy biura spółdzielni.
ur
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie